RegionalneKrakówBędzie głośny protest podczas ŚDM? Marek Lisiński: nie chcemy psuć zabawy tysiącom młodych ludzi

Będzie głośny protest podczas ŚDM? Marek Lisiński: nie chcemy psuć zabawy tysiącom młodych ludzi

- Doszliśmy do wniosku, że nie chcemy zakłócać tego wielkiego dla Polski wydarzenia i psuć zabawy tysiącom młodych pielgrzymów, którzy przyjadą do nas z całego świata. Mamy ogromny szacunek dla tych wszystkich ludzi i zdecydowaliśmy się, że nie będziemy zakłócać im tego święta. Nasza decyzja może wydawać się dziwna, bo w ten sposób tracimy szansę, by nagłośnić naszą walkę oraz problemy. Zdecydowaliśmy jednak, że nie chcemy tego robić kosztem tej młodzieży i w taki sposób. Planujemy natomiast akcję w Gdańsku, gdzie za pomocą ulotek przetłumaczonych na 5 języków będziemy informowali pielgrzymów o działalności arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia - mówi w rozmowie z WP Marek Lisiński, współzałożyciel fundacji "Nie lękajcie się", pomagającej ofiarom księży-pedofilów.

Będzie głośny protest podczas ŚDM? Marek Lisiński: nie chcemy psuć zabawy tysiącom młodych ludzi
Źródło zdjęć: © Marek Lisiński
Przemysław Dubiński

WP: Gdy poprzednim razem rozmawialiśmy o problemie księży-pedofilów mówił pan: "w innych krajach ofiary dostają odszkodowania, tymczasem u nas nic się im nie należy. Papież mówi, że w sprawie pedofilii nie ma przedawnień, ale w odpowiedzi na nasze zarzuty wobec księży-pedofilów słyszymy, że sprawa jest przedawniona, a księdza pouczono. Jeżeli do 2016 roku nic się nie zmieni, to będziemy zmuszeni zaistnieć i protestować na Światowych Dniach Młodzieży". Mamy połowę 2016 roku, więc pytam: czy coś się w tej kwestii zmieniło?

Marek Lisiński: Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Przyjęto jedynie wytyczne polskiego Episkopatu, które zamknęły nam drogę w rozmowach z Kościołem, który w naszej opinii postawił sprawę jasno i całą odpowiedzialność za pedofilię księży zrzucił na sprawców. Niedawno wróciłem z USA, gdzie uczestniczyłem w międzynarodowej konferencji SNAP (największa międzynarodowa organizacja walcząca z pedofilią - dop. WP). W rozmowie z tymi ludźmi wyszło, że jesteśmy jedynym krajem, gdzie ofiarom księży-pedofilów nie wypłaca się odszkodowań. Co więcej polski Kościół nie ma zamiaru tego robić. Dlatego obecnie czekamy i liczymy już tylko na wyroki sądowe w sprawach, które się toczą. Jeżeli sąd uzna hierarchiczność Kościoła i zależność księży od swoich podwładnych, to będzie to przełom.

WP: Czy w takim razie możemy spodziewać się zapowiadanych przez pana protestów podczas Światowych Dni Młodzieży?

- Były takie plany, ale doszliśmy do wniosku, że nie chcemy zakłócać tego wielkiego dla Polski wydarzenia i psuć zabawy tysiącom młodych pielgrzymów, którzy przyjadą do nas z całego świata. Mamy ogromny szacunek dla tych wszystkich ludzi i zdecydowaliśmy się, że nie będziemy zakłócać im tego święta. Nasza decyzja może wydawać się dziwna, bo w ten sposób tracimy szansę, by nagłośnić naszą walkę oraz problemy. Zdecydowaliśmy jednak, że nie chcemy tego robić kosztem tej młodzieży i w taki sposób. Planujemy natomiast akcję w Gdańsku, gdzie za pomocą ulotek przetłumaczonych na 5 języków będziemy informowali pielgrzymów o działalności arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia.

WP: Dlaczego akurat Gdańsk i arcybiskup Głódź?

- W Gdańsku ma być odprawiana msza z okazji Światowych Dni Młodzieży. Koncelebrować ma ją arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, który przenosił księży-pedofilów. Papież Franciszek jasno mówił, że: "wszyscy biskupi powinni w swojej pasterskiej posłudze czynić co w ich mocy, aby zapewnić ochronę nieletnim i wziąć za to pełną odpowiedzialność". Nasza akcja ulotkowa ma przypomnieć arcybiskupowi te słowa.

WP: Od dawna próbujecie się również skontaktować z papieżem. Trudno sobie wyobrazić lepszą szansę niż organizowane w Polsce ŚDM. Papież Franciszek jeżdżąc po świecie spotykał się przecież z ofiarami księży-pedofilów.

- Podczas ŚDM chcieliśmy spotkać się z papieżem Franciszkiem i przedstawić mu naszą sytuację. Zabiegaliśmy o to u Hanny Suchockiej, ale nasza prośba spotkała się ze sporym dystansem i brakiem chęci pomocy. Wysłaliśmy również kilka pism do organizatorów, by umożliwili nam takie spotkanie, ale na tę chwilę nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi, więc nie będzie to raczej możliwe. Co do samego papieża, to spotyka się on z ofiarami, ale nie są to ludzie zrzeszeni w organizacjach podobnych do naszych. Mamy wrażenie, że jest to sytuacja podobna do tego, co dzieje się w Polsce, gdzie Kościół podzielił ofiary na "wasze" i "nasze". Ci, którzy chcą szukać pomocy we współpracy z Kościołem są dobrzy, a ci, którzy jak my, domagają się odszkodowań są źli. Dlatego mam wrażenie, że Franciszkowi przedstawiane są osoby, które nie powiedzą mu o tym, jaka jest prawdziwa skala tego zjawiska. Gdyby natomiast spotkał się z osobami ze stowarzyszeń, które zajmują się tym problemem, to mógłby mieć pełen obraz sytuacji.

WP: O jakich praktykach mówimy w przypadku Polski i jaka jest ich skala?

- Pomimo nagłaśniania zjawiska pedofilii wśród księży w mediach, niewiele się zmienia. Polski Kościół wciąż ucieka od odpowiedzialności, a biskupi przenoszą, a co za tym idzie ukrywają sprawców, za co nie ponoszą żadnej kary. A mówimy tu o krzywdzeniu niewinnych dzieci i gwałceniu ich dusz. To są rany nie tylko na ciele, ale przede wszystkim na psychice. Z tymi drugimi ofiara musi się zmagać do końca życia. Tym samym polski Kościół daje przyzwolenie na zagładę oraz torturę dzieci. Jestem właśnie w Mławie, gdzie ksiądz ze Szreńska przyznał się do "czynów niemoralnych z dzieckiem". Ludzie kochani, to był gwałt na dziecku i należy to nazwać po imieniu, a nie mówić o jakichś niemoralnych czynach! Co do pytania o skalę, to jest ona w naszym kraju ogromna, a gdyby doszło do wypłaty odszkodowań, to suma byłaby równie duża.

WP: W kontekście nazywania rzeczy po imieniu od razu nasunął mi się "Teleexpress", w którym oskarowy film "Spotlight" został przedstawiony jako obraz mówiący o "dziennikarzach ujawniających skandal pedofilski w Bostonie". Można było odnieść wrażenie, że nie chodziło o całe Stany Zjednoczone...

- To jest kolejny przykład. Co ciekawe w Polsce ten film przeszedł praktycznie bez echa. Zazwyczaj oskarowe produkcje w naszym kraju były nagłaśniane, toczyły się debaty i wychwalano je pod niebiosa. Tymczasem w tym przypadku nic takiego nie miało miejsca, a przecież porusza on bardzo ważną tematykę społeczną. Szczególnie istotna jest w nim kwestia przyzwolenia społecznego na pedofilię w Kościele. Widać w nim jak na dłoni, że jest ono bardzo duże. Jeżeli pedofilem jest np. lekarz czy policjant, to jest on piętnowany przez społeczeństwo i spychany na margines. Tymczasem w przypadku księdza mamy do czynienia z obroną na zasadzie "to tylko człowiek i miał prawo do błędu czy grzechu". To jest zgroza. W USA "Spotlight" wywołał lawinę kolejnych zgłoszeń oraz ważnych debat. Potencjał produkcji został wykorzystany i przekuty w działanie. W Polsce nic. Tymczasem jeżeli jest przyzwolenie społeczne na pedofilię w Kościele, to księżą czują się bezkarni.

WP: Zwróciłem uwagę, że mówiąc o pedofilii użył pan słowa "zagłada" dzieci. To bardzo mocne określenie, jednoznacznie kojarzące się z holokaustem. Użył go pan świadomie, czy może górę wzięły emocje?

- Zdarza się, że działacze SNAP używają wprost słowa holokaust w odniesieniu do ofiar księży-pedofilów. To rzeczywiście bardzo mocne słowo, być może z perspektywy Polski i oficjalnych statystyk, nawet trochę przesadne. Jeżeli spojrzymy jednak na sprawę szerzej, w globalnej perspektywie, to mamy do czynienia nawet z setkami tysięcy ofiar. Widziałem zgłoszenia, które docierają do organizacji zajmujących się tym zjawiskiem w Stanach Zjednoczonych. Są tam przypadki ze 180 krajów na całym świecie. Mówimy tu o osobach, które po tym co przeżyły w dzieciństwie, nie są w stanie normalnie funkcjonować. Amerykanie nazywają wręcz siebie "ocalonymi", gdyż wiele osób, które były ofiarami księży-pedofilów, odbiera sobie życie. One nie potrafią z tym piętnem żyć. Dlatego myślę, że mówienie o "zagładzie" ma swoje uzasadnienie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (460)