Koziński: "Wszystkie konflikty obozu władzy. Czy PiS jest w stanie utrzymać je w ryzach?" [Opinia]
Narasta ciśnienie w obozie władzy. Widać w nim coraz więcej konfliktów i coraz wyższy poziom frustracji. Czy ktokolwiek jest w stanie przypilnować, by ten skok ciśnienia nie wysadził zaworów?
20.02.2021 07:14
Rywalizacja Jarosława Kaczyńskiego z Jarosławem Gowinem to nie jest po prostu jeden z wielu konfliktów w obozie władzy. To starcie kluczowe – przede wszystkim dla prezesa PiS, który w ten sposób chce umocnić swoją pozycję niekwestionowanego lidera obozu władzy.
Ale do tego starcia dojść musiało po tym, jak Gowin zablokował projekt głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich. Tyle że to nie jedyny spór wewnątrz obozu władzy. Ich lista jest coraz dłuższa.
Rekord świata w marnowaniu szansy
Gdy Tadeusz Ferenc ogłosił, że rezygnuje z funkcji prezydenta Rzeszowa, i że w tym mieście odbędą się przedterminowe wybory, na Nowogrodzkiej musiały wystrzelić korki od szampana – bo nagle przed partią otworzyła się szalenie ważna okazja. Ważne z dwóch powodów. Po pierwsze, bo PiS nie rządzi w żadnym dużym mieście, w ostatnich wyborach samorządowych stracił nawet Radom. Zdobycie przyczółka w Rzeszowie jest więc ważne strategicznie oraz wizerunkowo.
Po drugie, Podkarpacie, którego Rzeszów jest stolicą, jest szczególnie bliskie PiS-owi. To bastion tej partii i jej oczko w głowie. "Czy nie dałoby się na tej ziemi, a także na ziemiach pogranicznych wobec Podkarpacia zbudować polskiej Bawarii?" – zastanawiał się Jarosław Kaczyński w 2018 r. I wiadomo, że PiS przebiera nogami, by na pytanie prezesa odpowiedzieć pozytywnie.
Próbkę możliwości mieliśmy w pobliskim Mielcu. Jeszcze pięć lat temu piłkarski zespół Stal Mielec grał na trzecim szczeblu rozgrywek. Ale swój patronat objął nad nim Tomasz Poręba, bardzo wpływowy europoseł PiS – i dziś Stal Mielec jest już w Ekstraklasie. Na tym przykładzie łatwo się domyśleć, co by się działo, gdyby PiS przejął władzę w Rzeszowie.
Ale czy tak się stanie? Na razie rządząca partia zachowuje się tak, jakby chciała ustanowić polityczny rekord świata w zmarnowaniu nieoczekiwanej okazji. Wszystko dlatego, że ambicje wystawienia swojego kandydata w wyborach na następcę Ferenca zgłaszają wszystkie trzy partie tworzące koalicję rządzącą. Jeśli informacje o tym się potwierdzą, stanie się jasne, że kryzys w jej obrębie jest głębszy, niż ktokolwiek przypuszczał.
Przyszłość Gowina, przyszłość Kaczyńskiego
Nawet bez tego, sygnałów o tym, że w Zjednoczonej Prawicy jest tyle zjednoczenia, co w Porozumieniu Jarosława Gowina chęci do postępowania porozumiewawczego, nie brakuje. Choćby sam fakt, jak koalicjanci zachowują się wobec siebie. Ewidentnie widać, jak Nowogrodzka próbuje osłabić pozycję Gowina poprzez rozbicie jego partii. Gdy wicepremiera wspiera Zbigniew Ziobro, natychmiast otrzymuje cios – wymuszona dymisja wskazanego przez Solidarną Polską wiceministra Janusza Kowalskiego.
O tym, że wewnątrz obozu władzy najbardziej wszyscy obawiają się ciosu w plecy od własnego koalicyjnego partnera, wiadomo od dawna. Ale mimo to trudno uwolnić się od przekonania, że w ostatnich tygodniach ten proces jeszcze się zintensyfikował. Jakby Nowogrodzka uznała, że pierwsza połowa 2021 r. to najlepszy moment na organizację wewnętrznych czystek. Stąd kolejne starcia wewnątrz koalicji. Stąd powracające uporczywie plotki o wymianie premiera. Stąd wreszcie ciągle utrzymująca się atmosfera napięcia, nerwowości i nieprzewidywalności.
Nie brakuje głosów o tym, że to tylko ustawki, że w ten sposób PiS zarządza życiem publicznym, odwracając uwagę od realnych problemów. Ale obserwując stężenie konfliktów, brutalność słów, które padają (choćby w konflikcie Gowina z Adamem Bielanem o przywództwo w Porozumieniu), trudno jednak uwierzyć w scenariusz o starannie wyreżyserowanym spektaklu. Za poważnie to wygląda. Pewnych słów, pewnych decyzji cofnąć się nie da.
Pytanie raczej brzmi: co jest powodem tej brutalności. Na pewno pandemia. W cieniu wirusa żyjemy już niemal rok, od ponad 11 miesięcy wszystko jest inne. To musi budzić frustrację. Polacy i tak dobrze to znoszą – ale każdy podskórnie czuje narastające ciśnienie. Przyglądając się takim sytuacjom jak w ostatni weekend w Zakopanem, od razu widać, że w każdej chwili głęboko tłumiony gniew, zniecierpliwienie, frustracja, mogą eksplodować. A ten wybuch będzie skierowany przede wszystkim w rząd – bo tak to zwykle wygląda.
Ale czy te napięcia w obozie władzy to tylko kwestia pandemii? Nie wygląda to w ten sposób. Jarosław Kaczyński toczy swoje starcie z Jarosławem Gowinem, które rozpoczęło się przy okazji majowych wyborów prezydenckich (Gowin wtedy je zablokował). Prezes PiS wie, że musi skutecznie osłabić Gowina, bo ten podważył jego przywództwo. Prezes Porozumienia wie, że nie może pozwolić sobie na podważenie jego pozycji, bo gdy do tego dopuści, zostanie zmarginalizowany i szybko w życiu politycznym będzie miał status Jana Rokity.
To jest arcypoważne starcie, kluczowe dla przyszłości obecnego obozu władzy. Kluczowe także dlatego, bo ono może decydować o tym, czy obecny obóz rządzący będzie nim w przyszłości. Ono – obok pandemicznej frustracji – staje się najważniejszym procesem w polityce dzisiaj. Każdy z nich wymaga bardzo starannego zarządzania, chirurgicznej precyzji. Jeden błąd może być błędem ostatnim.
A PiS zachowuje się tak, jakby nie miał tego świadomości – doniesienia o tym, że dojdzie do bratobójczej walki o prezydenturę w Rzeszowie, zdają się potwierdzać. Chyba że poziom wzajemnych animozji jest już tak wysoki, że właściwie przestał być kontrolowalny. Szybko przekonamy się, jak jest naprawdę. Wybory uzupełniające w Rzeszowie powinny się odbyć w ciągu trzech najbliższych miesięcy.