Koziński: Putin sam się nie cofnie. Jest gotów poświęcać życie innych (Opinia)
Putin tak długo będzie robił, co chce, jak długo Zachód będzie jedynie reagował na jego działania. Bez przejęcia inicjatywy w tej rozgrywce kryzysu na granicy ukraińsko-rosyjskiej nie uda się zażegnać.
Uznanie samozwańczych Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej za niepodległe państwa, oskarżenie Ukrainy o prace nad bronią jądrową, nazwanie władz w Kijowie marionetkowym reżimem sterowanym z USA, odrzucenie porozumień mińskich, które podpisano w 2015 r. – to wszystko znalazło się w poniedziałkowym orędziu Putina.
W długim wykładzie okraszonym rosyjską interpretacją historii najnowszej prezydent właściwie odmówił Ukrainie prawa do istnienia i samostanowienia wprost mówiąc, że granica między Ukrainą i Rosją jest sztuczna. Trudno na poziomie słów znaleźć ostrzejsze, bardziej jednoznaczne określenia.
Putin pokazał w pełni, jak bardzo jest cynicznym i okrutnym politykiem. Regułę "cel uświęca środki" śrubuje w sposób niespotykany w XXI wieku. Widać, że jest autentycznie gotów poświęcić życie Ukraińców (i Rosjan), byle tylko zaspokoić swoje imperialne dążenia. W jego słowach było wiele z ducha, który unosił się nad stylem rządzenia najokrutniejszych władców z przeszłości, ze Stalinem i Mao Zedongiem na czele.
Jednak od tego, co Putin powiedział, ważniejszy jest kontekst. Już styl, w jakim mówił – pozornie beztroski, jakby od niechcenia, jakby prowadził wideokonferencję z kierownikami działów lokalnego supermarketu, a nie decydował o losie milionów ludzi – pokazał, że czuje się panem sytuacji. A reakcje świata tylko go w tym utwierdzały.
Putin mówił, co chciał, pokazując, że nie musi się liczyć absolutnie z nikim. I absolutnie nikt nie był w stanie w jakikolwiek sposób skontrować jego słów. Wszyscy jedynie go słuchali, po cichu modląc się o to, by nie padła zapowiedź wojny. Nie padła. Ale Putin dalej kontroluje sytuację w sposób właściwie absolutny.
"Bezwzględne manipulacje" Putina
Ta sytuacja najlepiej obrazuje wielkość pułapki, w której znalazł się świat wobec Putina. Rosyjski prezydent pokazuje, jak w praktyce wygląda stosowanie maksymy Carla von Clausewitza o tym, że "wojna to tylko kontynuacja polityki innymi środkami". On nawet nie musi o niej specjalnie mówić, wystarczy, że słowo na "w" wisi w powietrzu, a to już daje mu psychologiczną przewagę nad resztą. Nie tylko nad Ukrainą, a także (a może przede wszystkim) nad Zachodem.
Agresywny, napastliwy ton Putina z poniedziałkowego wystąpienia okazał się zaskoczeniem - czy wręcz szokiem - dla wielu słuchaczy. Ale gdyby odrzeć go z emocji, to dostrzeżemy w nim kanoniczne wręcz dla Kremla metody zarządzania tego typu konfliktami.
Zobacz też: Do tego dąży Putin? Ekspertka o intencjach prezydenta Rosji
"Jak Richelieu w XVII stuleciu, tak Stalin w XX w. skorzystał z rozbicia Europy Środkowej. O osiągnięciu przez Stany Zjednoczone statusu supermocarstwa zadecydował rozwój ich potęgi przemysłowej. Korzenie sukcesów radzieckich tkwią w bezwzględnych manipulacjach i w przetargach Stalina" – tak Henry Kissinger w swojej klasycznej pracy "Dyplomacja" opisuje politykę ZSRR w czasie II wojny światowej.
Przyglądając się sposobowi, w jaki Putin wygenerował i prowadzi obecny kryzys na granicy ukraińsko-rosyjskiej, widać dokładnie ten sam sposób myślenia i działania. Dla Kremla nie mają żadnego znaczenia umowy, porozumienia, sojusze. Nie przejmuje się prawem międzynarodowym ani opiniami innych. Liczy się tylko jedno: realizacja własnego celu.
Bombardowanie zacznie się za pięć minut
Stalin dostrzegł w II wojnie szansę na zbudowanie radzieckiego imperium – i ją w pełni wykorzystał. Putin widzi w obecnym kryzysie możliwość podporządkowania sobie Ukrainy i ustawienie sobie takich relacji z innymi, w których to on jest partnerem dominującym – i realizuje ten cel wszelkimi możliwymi środkami, nie mając absolutnie żadnych skrupułów.
I dobrze pamięta powiedzenie Fryderyka II o tym, że "zwycięzców nikt nie będzie sądził". Stalina nigdy tak naprawdę nie osądzono. Hitler i nazizm doczekały się przynajmniej symbolicznego potępienia na procesach norymberskich. Totalitarny reżim ZSRR nigdy w ten sam sposób nie potraktowano. Putin to dobrze wie – i dlatego pozwala sobie na tak wiele.
Ale też pamięta o czymś innym: o tym, że ZSRR przegrał, że komunistyczne imperium ostatecznie przegrało. Dlaczego? Przyczyn jest wiele, od jego niewydolności ekonomicznej po brak silnego przywództwa politycznego. Ale przede wszystkim kluczowe okazało się przywództwo świata zachodniego. Jasne, precyzyjnie zdefiniowane trwanie przy własnych wartościach, świadomość, że zimna wojna to rywalizacja z "imperium zła", sprawiły, że skonsolidowane, myślące w ten sam sposób państwa zachodnie rzuciły Kreml na kolana.
Stało się to możliwe, bo Zachód przestał tylko reagować na działania Moskwy, lecz zaczął wyznaczać własne standardy. Symbolicznie pokazał to żart, który nagrał w 1984 r. prezydent Ronald Reagan. "Moi drodzy Amerykanie, miło mi oznajmić, że podpisałem właśnie rozporządzenie, które delegalizuje Rosję na zawsze. Bombardowanie zacznie się za pięć minut" – powiedział przed wywiadem radiowym. Jego słowa nie zostały wyemitowane, ale się nagrały – a później wyciekły. I zrobiły wrażenie.
Nie chodzi teraz o żadne bombardowanie. Cały czas ten konflikt można rozwiązać bez użycia broni. Ale potrzebne są konkretne działania. Nie chodzi o sankcje – Putin wie, co mu grozi i wie, jak temu zaradzić. Potrzebne jest wybicie go z równowagi, starcie tego uśmiechu, który błąkał się po jego twarzy podczas poniedziałkowego wystąpienia. Ale to można osiągnąć tylko poprzez twarde, konkretne i niekonwencjonalne działania. Takie, które nie pozostawią żadnych wątpliwości odnośnie intencji.
Putin musi wiedzieć, że cokolwiek zrobi, reakcja nie będzie adekwatna – tylko 10 razy mocniejsza. Tylko ten argument sprawi, że się cofnie. Dopóki przeciwko niemu stoi reaktywny Zachód zdolny co najwyżej zapowiadać sankcje, dopóty ten kryzys będzie trwał.
I to nie jest kryzys tylko wokół Ukrainy. To także kryzys pokazujący, jak daleko Zachód odszedł od ideałów, które go spajały w latach 80. – które tak bardzo działały na wyobraźnię Polaków budujących wtedy u nas "Solidarność".
Dziś potrzeba nowej solidarności całego Zachodu. Nie tylko z Ukrainą, ale także z samym sobą, z własnymi wartościami. Teraz tego brakuje. Putin to widzi – i to z całą bezwzględnością wykorzystuje. Bez zmiany tego stanu rzeczy tego konfliktu nie da się wygrać.
Agaton Koziński dla WP Wiadomości
Czytaj też: