Koziński: Putin realizuje scenariusz Hitlera [OPINIA]
Atak Rosji na Ukrainę przywodzi na myśl najgorsze kalki z lat 30. XX wieku. I agresji Niemiec na Polskę. Tym bardziej więc nie można popełniać błędów z tamtej epoki.
W Ukrainie wybuchła wojna. Sąsiednia Rosja dopuściła się agresji na swojego sąsiada, rozpoczęła wojskową inwazję, przekraczając ukraińskie granice. To ważne słowa. Muszą wybrzmieć, bo gdy w 2014 r. tajemnicze "zielone ludziki" zajmowały Krym, a potem dziwni "separatyści" przejmowali kontrolę nad częścią Donbasu, cały świat robił wszystko, byle takie słowa jak "wojna", "inwazja", "agresja" w zestawieniu z Rosją i Putinem się nie pojawiły. Dziś widać tego konsekwencje.
Putin doszedł do wniosku, że może wszystko i właśnie z tego prawa (które sam sobie nadał) korzysta. Dosłownie. Realizuje scenariusz, który znamy z historii – gdy Hitler zajmował kolejną Austrię, czeskie Sudety, wreszcie Pragę i ruszał na Polskę. Na razie analogia między końcówką lat 30. XX wieku i obecną sytuacją na wschód od Polski praktycznie pełna.
Niepokojące analogie
Słuchając relacji dziennikarskich z Kijowa z czwartkowego poranka, można było odnieść wrażenie, że padają w nich niemal te same słowa, które można przeczytać w różnego rodzaju pamiętnikach z września 1939 r. w Polsce. Niemal te same sformułowania: że na razie spokój, życie toczy się normalnie, tylko w oddali słychać wybuchy. Tak wyglądało życie w Warszawie w pierwszych dniach wojny - ludzie byli zaniepokojeni, stali w kolejkach do banków i sklepów, ale nie dopuszczali do siebie najgorszego. Można odnieść wrażenie, że teraz w Kijowie jest dokładnie taka sama sytuacja.
Jak daleko ta analogia będzie trafna? Cały czas istnieje cień nadziei, że to tylko jednodniowa wojna. Ale patrząc na liczbę sprzętu wojskowego zgromadzonego przez Rosję przy granicy, trudno przypuszczać, że tak będzie. Ukraińska armia musiałaby wykazać się niezwykłą efektywnością, by zatrzymać szybko uderzenie. Nie wiadomo, czy jest w stanie.
Inna sprawa, że trudno zakładać, by Putin nastawiał się na podbicie całej Ukrainy i jej okupację - fizycznie nie będzie do tego zdolny. Najbardziej prawdopodobna wydaje się próba podporządkowania Rosji całego Donbasu i stworzenia lądowego połączenia z Krymem (teraz Rosja jest z nim połączona tylko mostem). W ten sposób Putin poszerzy granice państwa, co Rosjanie na pewno przyjmą z entuzjazmem (Putin był u szczytu swej popularności, gdy zajął Krym).
Dodatkowo - a może przede wszystkim - osłabi Ukrainę, pokaże, że tamtejszy rząd nie jest w stanie efektywnie bronić własnych granic, zablokuje jakiekolwiek planowanie jego członkostwa w NATO i UE. Wreszcie, dowiedzie, że w dawnej sferze postradzieckiej nie ma innego modelu funkcjonowania niż ten, który wyznacza Kreml. Każdy, kto spróbuje działać inaczej, skończy tak samo jak Kijów. Widać wyraźnie, że Rosja patrzy na Ukrainę dokładnie w ten sam sposób, jak antyczny Rzym patrzył na "zbuntowane prowincje". I reaguje w ten sam sposób.
Historia zatacza koło
Były czasy, gdy Moskwa nazywała siebie trzecim Rzymem, ta koncepcja dalej się przewija w różnego rodzaju analizach o współczesnej Rosji. Ale właśnie nadszedł czas, by pokazać, że są one funta kłaków warte. Bo na czym polegała specyfika pierwszego Rzymu? On był jedynym ośrodkiem władzy, centrum władzy ówczesnego świata (zamknięte w basenie Morza Śródziemnego). W skrócie, Imperium Rzymskiemu nikt nie był w stanie zagrozić, przez wieki był suwerenem absolutnym.
Natomiast Rosja żadnym suwerenem nie jest. Kreml zbudował sobie pełnię władzy na swoim terenie - ale nie poza nim. Nie ma poza nim żadnych praw, ani zapisanych w umowach międzynarodowych, ani w żadnych strefach wpływów. Wszystko, co Putin teraz twierdzi, to uzurpacja. Trzeba o tym pamiętać. Rosyjski prezydent nie ma żadnych absolutnie podstaw, by robić to, co robi teraz. Żadnych. Ani prawne, ani historyczne, ani jakiekolwiek inne argumenty nie stoją po jego stronie.
Poza argumentem jednym: siły. Putin uznał, że ma na tyle dużą przewagę militarną, że może sobie pozwolić na zignorowanie tego wszystkiego, co nazywamy porządkiem międzynarodowym. Zbójecka zasada: silniejszy ma zawsze rację. Dokładnie w ten sam sposób, w jaki działał w latach 30. Hitler. Pod tym względem obaj idą ramię w ramię. Historia w Europie w okrutny sposób zatacza koło. Po ponad 80 latach pokoju znów pojawił się polityk, który sięga po argument zbrojny.
Teraz pytanie, jaka będzie reakcja reszty świata. Bo Hitler też nie działał w próżni. Gdyby nie błąd polityki appeasamentu w latach 30., pewnie wojny udałoby się uniknąć. Ale obecnej eskalacji pewnie także dałoby się uniknąć, gdyby Zachód nie popełnił błędu appeasamentu po agresji na Gruzję w 2008 r. i na Ukrainę w 2014 r.
Wsłuchując się w ton oświadczeń przywódców zachodnich, można odnieść wrażenie, że ta lekcja wreszcie do nich dotarła. Ameryka Joe Bidena - jak się zdaje - wyrwała się z letargu, w którym tkwiła przez wiele miesięcy, zezwalając choćby na zniesienie sankcji na Nord Stream 2 czy dopuszczając do kompromitacji w Kabulu. Także liderzy zachodni mówią w sposób bardziej zdecydowany.
Ale samymi słowami, deklaracjami tego starcia się nie wygra. Potrzebne są działania bolesne dla wszystkich – dla Rosji, ale także dla nas. Sankcje na Rosję przełożą się na wzrost cen paliw na naszych stacjach, czy na dużo wyższe rachunki za prąd. Ale to i tak niewielka cena w porównaniu z tą, którą płaci teraz Ukraina. I to będzie kosztować grosze w porównaniu z sytuacją, gdy Putin przeszedłby Ukrainę i stanął u wrót NATO. Trzeba na obecną sytuację patrzeć w takich kategoriach, a nie przez pryzmat cen benzyny.
Spokojnie już było. Polska - a mówiąc bardziej ogólnie - cały nasz region miał trzy w miarę spokojne dekady na stabilny rozwój. Mamy szansę to zachować, ale jednocześnie będzie to zależne od naszej reakcji na rosyjską agresję. Mamy czego bronić i mamy możliwość się obronić. Nie można tej szansy zmarnować. Choćby z tego powodu trzeba teraz być solidarnym z Ukrainą tak bardzo, jak to możliwe. Tak wygląda polska racja stanu.