PublicystykaKoziński: "Przebodźcowanie. Kto może wygrać w świecie takiej polityki?" (OPINIA)

Koziński: "Przebodźcowanie. Kto może wygrać w świecie takiej polityki?" (OPINIA)

Tydzień zaczął się taśmami Kaczyńskiego, kończy wnioskiem o pozbawienie immunitetu Stefana Niesiołowskiego w związku z seksaferą. Kumulacja zdarzeń z ostatnich dni pokazuje, jak groźną bronią w polityce stał się zalew informacji. Przeciążeni nimi wyborcy przestają odróżniać dobro od zła.

Koziński: "Przebodźcowanie. Kto może wygrać w świecie takiej polityki?" (OPINIA)
Źródło zdjęć: © WP.PL
Agaton Koziński

Informacja to atawizm. Nie tak pierwotny jak potrzeba oddychania, jedzenia, seksu czy poczucia bezpieczeństwa, ale niemalże odruchowy. Wręcz instynktownie szukamy wiadomości o tym, jak wygląda świat wokół nas. "Wiedza to władza" – pisał Francis Bacon. "Prawdziwy geniusz kryje się w umiejętności zarządzania sprzecznymi informacjami" – wtórował mu Winston Churchill trzy stulecia później.

Prof. Mary E. McNaughton-Cassill, psycholog z University of Texas w San Antonio przeanalizowała, w jaki sposób odbieramy docierające do nas komunikaty. Według niej nasze mózgi są tak zaprogramowane, żeby w pierwszej kolejności wychwytywać informacje szybko zmieniające się.

Gdy takich wiadomości jest dużo i musimy dokonać kolejnej selekcji, to w pierwszej kolejności docierają do nas informacje negatywne. Z prostej przyczyny – musimy je wychwytywać jak najszybciej, żeby móc możliwie prędko zabezpieczyć się przed zagrożeniem. To już dotyka atawizmów najbardziej pierwotnych.

To wprowadzenie tylko pozornie nie pasuje to komentarza odnoszącego się do polityki. Obserwując zdarzenia z polskiego życia publicznego, które miały miejsce w czwartek, widać wyraźnie, że osoby zarządzające przepływami informacji w kraju odrobiły lekcje, bardzo starannie przeanalizowały mechanizmy przyswajania nowych wiadomości.

Zreasumujmy krótko. W czwartek rano emocje polityczne były już rozkręcone – po zatrzymaniach Bartłomieja M., Mariusza Antoniego K., Pawła O., a przede wszystkim po wtorkowej publikacji "Gazety Wyborczej”, gdzie ujawniono nagrania Jarosława Kaczyńskiego. W czwartek rano mieliśmy też kolejną taśmę z prezesem – ale potem wydarzenia popędziły tak szybko, że odtworzenie ich bywa kłopotliwe, zwłaszcza w porządku chronologicznym.

Niemal bowiem w jednym momencie zbiegły się doniesienia o seksaferze ze Stefanem Niesiołowskim w roli głównej, kuriozalne cytaty z wywiadu z Ewą Kopacz oraz cała seria brawurowych wypowiedzi Roberta Nowaczyka zeznającego przed komisją weryfikacyjną. W pewnym momencie trudno było złapać: kto mówił o rzucaniu do dinozaurów, a kto o całowaniu bokserki, kto jest na nowych taśmach, a pod kim załamało się łóżko. Mętlik totalny.

I teraz, szanowny wyborco, podejmij decyzję. Kto według ciebie w tej opowieści jest dobrym, a kto złym bohaterem? Gdzie jest dobro, a w którym miejscu czai się zło? W jaki sposób należy odsiać polityczne ziarno od plew? Jakie kryterium powinno tu być kluczowe?

"Dawniej cenzura po prostu blokowała informacje. W XXI wieku cenzura działa poprzez zalewanie ludzi nieistotnymi informacjami. Ludzie po prostu nie wiedzą, na co zwracać uwagę, i przez to często skupiają się kwestiach drugoplanowych" – pisał Yuval Noah Harari, jeden z najbardziej przenikliwych obserwatorów współczesności, w "Homo Deus. Krótkiej historii jutra".

W takiej rzeczywistości teraz żyjemy, może tylko słowa "cenzura" nie należy traktować dosłownie. Fachowcy nazywają to przebodźcowaniem. Dostajemy tak wiele komunikatów, że po prostu na nie obojętniejmy, przestajemy zwracać na nie uwagę. Będzie to pewnie widać po sondażach. Natężenie zdarzeń w tym tygodniu było ogromne, ale główne siły zostaną na dokładnie tych samych pozycjach, na których były przed nim. Wpływ tych wszystkich akcji, których doświadczyliśmy w tym tygodniu, okaże się politycznie neutralny. Jak w "Lamparcie" Lampedusy: wiele się musi zmienić, żeby wszystko zostało po staremu.

Poligonem doświadczalnym były wybory w Warszawie. Patryk Jaki oraz Rafał Trzaskowski zafundowali nam niezwykle intensywną kampanię – ale po pół roku ostrej wymiany ciosów efekt wyborów był niemal dokładnie taki sam jak wskazywały sondaże sześć miesięcy wcześniej, przed rozpoczęciem kampanii. Za to PO i PiS w stolicy łącznie zgarnęły 85 proc. głosów. Nikt inny, nawet kandydaci wydawać by się mogło z mocnymi kartami do gry, przy nich dwóch nawet nie zaistnieli.

Wszystko wskazuje na to, że teraz będzie podobnie. Nie wiadomo, czy najbliższe wybory wygra PiS czy PO. Dziś więcej szans ma partia Kaczyńskiego, ugrupowanie Schetyny ambitnie szuka swoich okazji. Ale widać, że oba środowiska niemal do perfekcji udoskonaliły sztukę przebodźcowywania wyborców – tak że miejsca dla innych pozostaje bardzo niewiele. Marzący o podboju świata polityki Robert Biedroń, Robert Gwiazdowski i inni nowi muszą na to w pierwszej kolejności brać poprawkę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)