Koziński: Politycy blefują w sprawie koronawirusa. Epidemia może zmienić wynik wyborów [OPINIA]
Polityczne konsekwencje pandemii koronawirusa mogą być większe niż się dziś przypuszcza. W ciągu najbliższych miesięcy może ona poważnie namieszać w kampanii wyborczej.
Tempo rozwoju pandemii na świecie jest jedną z miar zależności cywilizacyjnych. Niall Ferguson w książce "Rynek i ratusz" opisuje, jak z Dalekiego Wschodu do Europy dotarła w XIV w. "czarna śmierć" – epidemia dżumy dymienicznej. Przez całą Azję przeniosły ją pchły, które długą trasę pokonały we włosach kupców i ich koni. Zajęło im to cztery lata – ale potem epidemia w Europie dokonała potwornego spustoszenia. W jej wyniku zginęło ok. 40 proc. Europejczyków, a nasz kontynent odbudował swoją populację dopiero pięć stuleci później.
Koronawirus dotarł na nasz kontynent dużo szybciej, zaledwie w kilka tygodni. Na szczęście w XXI wieku nie ma szans wyrządzić nawet części takich strat, co "czarna śmierć". Nie zmienia to faktu, że wpływ na rzeczywistość może mieć dużą.
Także na polską politykę. W skrajnym scenariuszu koronawirus może nawet kosztować Andrzeja Dudę reelekcję.
#
Opozycja już dostrzegła w tej epidemii temat dla siebie. We wtorek w Senacie przegłosowała, żeby rząd przedstawił informację, jak państwo jest przygotowane na pojawienie się koronawirusa w Polsce. W mediach społecznościowych politycy opozycyjni przypuścili atak na senatorów PiS, którzy głosowali przeciw temu wnioskowi.
Jeszcze w poniedziałek Małgorzata Kidawa-Błońska zarzuciła rządowi, że nie dość rzetelnie informuje o stanie przygotowań na sytuację pojawienia się wirusa COVID-19 w Polsce. Szef jej sztabu Bartosz Arłukowicz, były minister zdrowia, zarzucił z kolei rządowi brak profesjonalnego przygotowania do walki z koronawirusem. W podobnym tonie wypowiadał się Sławomir Nitras. Także Donald Tusk, podczas wystąpienia w Białymstoku, wytknął obozowi władzy, że jeszcze nie powołał sztabu kryzysowego.
Z drugiej strony obóz rządzący zapewnia, że trzyma rękę na pulsie, sytuacja jest pod kontrolą, a laboratoria i szpitale czuwają w gotowości, gdyby tylko się okazało, że występuje jakiś problem. Zarówno premier, jak minister zdrowia zachowują spokój i zapewniają, że przez szczelne sito, które rozstawili, żaden wirus się nie przeciśnie.
Jedni i drudzy blefują. Ani rząd, ani opozycja nie są w stanie przewidzieć, w jaki sposób pandemia będzie się rozprzestrzeniać. Po prostu liczą na szczęście.
Jak w kasynie: wypadnie czerwone albo czarne. Albo sytuacja stanie się poważna – wtedy opozycja powie "a nie mówiliśmy" i zacznie ją dyskontować politycznie. Albo wydarzy się niewiele – i wtedy rząd powie "a nie mówiliśmy" i... zacznie to dyskontować politycznie. Przewidzieć, co się naprawdę wydarzy, szalenie ciężko.
#
Do tej pory przy tego typu epidemiach Polska miała szczęście. Ani ptasia grypa, ani SARS, ani świńska grypa specjalnie naszemu krajowi nie zagroziły. Prawdopodobnie tym razem będzie podobnie - więc za jakiś czas rząd ogłosi sukces, mówiąc, że obronił kraj przed koronawirusem. A opozycja będzie sobie pluć w brodę, że przeniosła tę kwestię na poziom polityczny.
Ale nawet przy takim obrocie sprawy, wcale nie jest powiedziane, że obóz władzy z powodu pandemii nie ucierpi. Gdyż zagrożenie dla zdrowia Polaków to jedna strona medalu. Druga strona to gospodarka. Dziś wszystko wskazuje na to, że właśnie kwestie gospodarcze mogą być dla nas dużo bardziej dotkliwe.
Ekonomiści twierdzą, że rozchwianie gospodarcze rynków globalnych z powodu koronawirusa potrwa jeszcze przynajmniej dwa miesiące. A jeśli będzie mocne, to ucierpi na tym również Polska. Każdy obóz władzy jest wyjątkowo podatny na problemy gospodarcze. Jeśli więc w czasie kampanii wyborczej Polskę dotkną tego typu perturbacje, to Andrzej Duda może mieć problemy.
Urzędujący prezydent może mieć kłopoty z dwóch powodów. Po pierwsze, już teraz obserwujemy spowolnienie gospodarcze. Jeśli koronawirus je pogłębi – na przykład sprawi, że jeszcze bardziej wzrośnie inflacja, albo zahamuje wzrost pensji – to Polacy będą za nie winić PiS. Czytaj: Duda zanotuje słabszy wynik.
Po drugie, PiS przyzwyczaił ludzi do tego, że w kampanii składa efektowne obietnice. Wiadomo, że teraz kolejnego "500 plus" nie będzie – ale podobnego, choć na mniejszą skalę, programu wykluczyć nie można. Jednak głębsze spowolnienie gospodarcze może takie plany uczynić nierealnymi. A to z kolei sprawi, że reelekcja Andrzeja Dudy będzie trudniejsza do uzyskania niż to się jeszcze wydawało kilka miesięcy temu.
A jeśli problemy z koronawirusem odcisną silniejsze piętno na gospodarce niż przewidują eksperci, to w konsekwencji Duda może wręcz przegrać wybory – bo wyborcy problemów gospodarczych nie połączą z koronawirusem, a z błędami obozu władzy.
Leszek Balcerowicz od dawna powtarza, że polityka PiS sprawi, że w Polsce będzie jak w Wenezueli. Nagle, dzięki epidemii, jego prognozy zaczną być zbieżne z rzeczywistością. I w tym sensie koronawirus może mieć bardzo poważne konsekwencje polityczne dla rządzącego obozu.