Koziński: "PiS robi krok do centrum. Platforma pozwoli im tam wejść?" (Opinia)
PiS zaczyna się rozpędzać, konwencja w Katowicach to potwierdziła. Grzegorz Schetyna musi szybko znaleźć pomysł na zmianę rytmu kampanii.
Ta kampania wyborcza - w zamyśle Grzegorza Schetyny - miała wyglądać jak rozciągnięta w czasie na kilka miesięcy Bitwa pod Grunwaldem. PiS szybko ustawił swe szyki i stanął na otwartym polu czekając na rywali. Ale ci nigdzie się nie spieszyli. Ukryci w lesie czekali, aż ich przeciwników zmęczy słońce, znudzi czekanie, wyczerpie brak zaopatrzenia.
Na pewno też sztabowcy Koalicji Europejskiej liczyli, że w PiS zdemobilizuje przekonanie o ogromnej przewadze nad rywalami. Schetyna chciał to wykorzystać, by zaskoczyć faworyzowanego rywala szybkim atakiem, zniuansowaną, zaskakującą taktyką działań. Liczył, że jego mobilne jednostki będą w stanie szybkimi szarpnięciami rozerwać szyki przeciwnika, a doświadczeni wynajęci specjaliści od politycznej roboty (SLD, PSL) dokończą dzieła na swoich skrzydłach.
Strategia trudna do realizacji, wymagająca starannego planowania, precyzyjnego dobierania kolejnych posunięć – ale mogąca przynieść rezultat. Pod jednym wszak warunkiem: zachowania żelaznej dyscypliny. Gdy walczy się z silniejszym przeciwnikiem, nie można sobie pozwolić na pomyłki, bowiem margines błędu jest bardzo wąski. Łatwo poza niego wypaść, a wtedy zniaunsowana strategia zaczyna wyglądać jak komedia pomyłek.
Wszyscy robią krok w lewo
"Pozostaje mi tylko podziękować wiceprezydentowi Warszawy za szczerość" - mówił Jarosław Kaczyński podczas konwencji w Katowicach. Jednoznacznie nawiązywał do wywiadu Pawła Rabieja w "Dzienniku Gazecie Prawnej", w którym nie wykluczył on tego, by kiedyś pary homoseksualne mogły adoptować dzieci.
Choć Rabiej zaznaczył, że sam podchodzi do tego sceptycznie, to sam fakt, że ostro się od takiego pomysłu nie odciął wystarczył, żeby PiS z całą swoją mocą zaczął do Koalicji Europejskiej przypinać łatkę zwolenników związków homoseksualnych i adopcji przez nich dzieci. "Liczyliśmy, że z tamtej strony usłyszymy konkrety, zarys planu. Ale mamy tylko ideologię" - mówił sobotę Kaczyński. "Nie potrzeba nam wyścigu ideologicznego" – wtórował mu w Katowicach Mateusz Morawiecki.
PRZECZYTAJ TEŻ: Konwencja PiS w Katowicach. Kaczyński: wara od naszych dzieci
Widać było, jak liderom PiS spadł z kamień serca. Strategia przyjęta przez Schetynę (czekanie w lesie) wyraźnie im ciążyła, mieli świadomość, że stanie w szczerym polu i czekanie na rywala na dłuższą metę może ich osłabić. Ale Rabiej złamał linię, nie zachował kampanijnej dyscypliny. Cytaty z niego razem z wcześniej przyjętą przez Rafała Trzaskowskiego "Deklaracją LGBT" stały się wystarczającym punktem zaczepienia do kampanijnej bitwy. Dodajmy: bitwy, do której PiS jest dobrze przygotowany.
Kaczyński od dawna chciał ustawić swoją partię jako tzw. obrońców normalności. Normalności rozumianej jako klasyczna rodzina, która chce kupić mieszkanie, samochód i pojechać na wakacje. Do tego samego aspirowała Platforma, tak że na scenie było ciasno.
Ale teraz PO - pod szyldem Koalicji Europejskiej - zrobiło krok w lewo.
ZOBACZ WIDEO: Kaczyński: wara od naszych dzieci. Ostra reakcja prezesa PiS na słowa wiceprezydenta Warszawy
PiS natychmiast też w lewo się przesunął, zajmując miejsce w centrum, które Platforma zwolniła. I teraz próbuje się tam umościć na stałe. Dlatego na konwencji w Katowicach padało tyle nawiązań do "europejskich pensji", zapewnień, że PiS wie, jak sprawić, żeby Polacy w ciągu dekady zaczęli zarabiać tyle, ile na Zachodzie. W ten sposób obóz władzy próbuje na stałe wypchnąć Platformę z centrum politycznego.
Koalicja Europejska dobra tylko w teorii?
Uda mu się to? Schetyna szybko dostrzegł błąd. Już w piątek ostrymi słowami odciął się od słów Rabieja, zapewnił, że to nie jest stanowisko Koalicji Europejskiej. Zapewnił, że Trzaskowski nie podziela tych poglądów. Z kolei prezydent Warszawy podkreślił, że także zmył głowę swemu zastępcy i że wcale nie jest tak, jak on mówi.
Ale wiadomo, że Koalicji Europejskiej to nie wystarczy. Sytuacja stała się dla niej na tyle kłopotliwa, że spokojne czekanie w lesie, aż rywal osłabnie na słońcu, nie wystarcza. To, co przed chwilą wyglądało na sensowną strategię, teraz zaczyna przypominać przyznanie się do własnej słabości. "Nie wychodzę na otwarte pole, bo nie mam w nim żadnych argumentów" – zdają się mówić sztabowcy opozycji.
Jeśli nie chcą, żeby ten przekaz utrwalił się w głowach wyborców, muszą szybko znaleźć sposób, żeby zmienić rytm kampanii. Przerzucić piłkę na połowę rywali – bo dziś oni niebezpiecznie zbliżyli się do ich bramki.
Oczywiście, czasu do wyborów jest dość, że to zrobić. Ale do tego potrzebny jest też pomysł. Bo PiS swój pomysł na tę kampanię ma. Sporo w nim luk i wad – ale politycy tej partii przynajmniej mają się czego trzymać.
Teraz jakiś zalążek koncepcji muszą też pokazać politycy KE. Inaczej ryzykują, że staną się potwierdzeniem tezy o tym, że w polityce boleśnie sprawdzają się prawa Murphy’ego. Że jak coś ma pójść źle, to źle pójdzie na pewno. Albo mówiącego o tym, że to, co w teorii działać powinno, w praktyce działać nie będzie nigdy.