Uwaga!

Ta strona zawiera treści przeznaczone
wyłącznie dla osób dorosłych.

Kadr z nagrania pokazującego działania pracownika fermy świń w Wodzinie Majorackim
© Otwarte Klatki

Koszmar zwierząt na fermie. Ujawniamy nagrania [+18]

Rzucanie o beton, przydeptywanie, uderzanie siekierą i pozostawianie w agonii – takie metody stosowano wobec świń na fermie w Wodzinie Majorackim w województwie łódzkim. Ujawniamy wstrząsające materiały dokumentujące okrucieństwo. Kiedy pokazaliśmy je dzierżawcy fermy, złapał się za głowę. - Nie zamierzam tego bronić.

  • Aktywistka stowarzyszenia Otwarte Klatki przez trzy miesiące pracowała na fermach w Bukowiu Dolnym i Wodzinie Majorackim. Nagrała m.in. pracownika, który rzucał zwierzętami o beton i pozostawiał je w agonii po nieskutecznym uśmierceniu.
  • - Całą swoją karierę uważałem, że zwierzęta dobrze traktowane odwdzięczają się dobrą produkcją – mówi dzierżawca fermy Michał Bajkowski. Deklaruje współpracę z prokuraturą i zaznacza, że człowiek stosujący przemoc już u niego nie pracuje.
  • To kolejny przypadek znęcania się nad zwierzętami w ostatnich latach. - Ustawa o ochronie zwierząt nie przystaje do dzisiejszych realiów i nie chroni tych zwierząt – uważa mec. Angelika Kimbort, współpracująca z Otwartymi Klatkami.

Tekst: Paweł Figurski, Dariusz Faron

28 listopada 2022 r. Ferma w Wodzinie Majorackim.

Wąski korytarz, po obu stronach kojce ze świniami. Weronika idzie kilka kroków za Jackiem. To jeden z najbardziej doświadczonych pracowników, jest w tym biznesie od kilkunastu lat. W korytarzu biegają świnie. Jacek pochyla się nad jedną i kilka razy uderza obuchem siekiery. Zwierzę próbuje się ratować, więc je przydeptuje.

- Siadaj, kurwo!

Znów uderza, ale nie powoduje u zwierzęcia utraty świadomości. Po chwili chwyta kolejną świnię za nogi, bierze zamach i dwa razy uderza nią o betonową posadzkę. Przeraźliwy pisk.

To jeden z materiałów nagranych przez Weronikę, aktywistkę współpracującą ze stowarzyszeniem Otwarte Klatki, która pod koniec sierpnia 2022 r. zatrudniła się na fermie jako techniczka weterynarii. Rejestrowała wszystko ukrytą kamerą.

Kadr z nagrania Otwartych Klatek z fermy w Wodzinie Majorackim
Kadr z nagrania Otwartych Klatek z fermy w Wodzinie Majorackim© Otwarte Klatki

PRACOWNICA FERMY: MIAŁAM OCHOTĘ UCIEC

Otwarte Klatki pokazują nam kolejne ujęcia:

Ten sam pracownik znów rzuca prosiakiem o posadzkę.

Martwa świnia leżąca w kałuży krwi z ranami w okolicach głowy.

Cztery martwe świnie w korytarzu, zabite przez Jacka siekierą.

- W pierwszym momencie miałam ochotę uciec, żeby na to nie patrzeć i w tym nie uczestniczyć. To było znęcanie się nad zwierzętami - mówi Weronika.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- To niedopuszczalne, by zwierzę było przydeptywane i bite na oślep po głowie czy karku, a następnie pozostawiane przy zachowaniu świadomości. Pracownik próbuje zabić zwierzę, po chwili wraca i dalej w nie uderza. W międzyczasie idzie uśmiercać inne zwierzęta. Absolutnie nie tak to powinno wyglądać. Nawet jeśli mamy ubój z konieczności, decyzję musi podjąć lekarz weterynarii – mówi mec. Angelika Kimbort, współpracująca z Otwartymi Klatkami.

Ustawa o ochronie zwierząt precyzyjnie opisuje, w jakich warunkach dozwolone jest pozbawianie życia zwierząt hodowlanych.

Zwierzę może być uśmiercone wyłącznie po uprzednim ogłuszeniu. Ogłuszenie poprzez uderzenie w głowę powinno być mocne i dokładne. Taka metoda w przypadku świń dozwolona jest do momentu osiągnięcia przez zwierzę wagi 5 kg. Gdy zwierzę trzeba uśmiercić bezzwłocznie, robi się to np. przez podanie środka usypiającego przez lekarza weterynarii.

Po ogłuszeniu należy jak najszybciej zastosować procedurę prowadzącą do śmierci, np. poprzez wykrwawienie. Wszystko powinno się odbywać w wydzielonym pomieszczeniu.

– Świnie to bardzo mądre zwierzęta, które czują i rozumieją. Nie można ich uśmiercać na oczach pozostałych. One doskonale wiedzą, co się dzieje. Niemal przy każdej tego typu sprawie sądowej biegli zwracają na to uwagę – tłumaczy mec. Kimbort.

Fragmenty nagrania Otwartych Klatek z fermy w Wodzinie Majorackim
Fragmenty nagrania Otwartych Klatek z fermy w Wodzinie Majorackim© Otwarte Klatki

Otwarte Klatki złożyły do prokuratury zawiadomienie, w którym alarmują o niehumanitarnym sposobie uśmiercania zwierząt na fermie.

- Nie ma żadnych wątpliwości, to znęcanie się nad zwierzętami w czystej postaci. Nie można tu mówić o jakimkolwiek braku świadomości czy wiedzy o procedurach. Ten człowiek doskonale wie, co robi i katuje zwierzęta właśnie po to, żeby cierpiały – komentuje adw. Katarzyna Topczewska, specjalizująca się w prawie zwierząt, której pokazaliśmy nagrania.

– Nie spodziewaliśmy się, że zobaczymy coś tak strasznego. Absolutne okrucieństwo, które nigdy nie powinno mieć miejsca – dodaje mec. Angelika Kimbort.

DZIERŻAWCA ŁAPIE SIĘ ZA GŁOWĘ. "NIE ZAMIERZAM TEGO BRONIĆ"

Bukowie Dolne, 25 km od Wodzina Majorackiego. Obie fermy dzierżawi Michał Bajkowski, weterynarz z Podlasia. W 2015 roku zatrudnił się w chlewniach w województwie łódzkim. Pracował u właściciela ferm, którymi teraz zawiaduje. Wydzierżawił je po śmierci poprzednika.

Biuro mieści się w parterowym budynku przy chlewniach. Na półkach pełno figurek świń. Plastikowe, ceramiczne, pomalowane na złoto. Tuż nad nimi obrazy: świnia w gumowcach, prosiak wspinający się na wielką truskawkę.

Za biurkiem Andrzej, przedstawiciel dzierżawcy. Gdy pokazujemy mu, jak pracownik fermy rzuca zwierzęciem o beton, wyraz jego twarzy nie zmienia się nawet na sekundę. Komentować nie będzie, ponieważ nie wie, czy na nagraniu widoczna jest ferma dzierżawiona przez jego pracodawcę.

Dopytujemy, czy może zadeklarować, że u nich nie dochodzi do takich scen, ale ponownie odmawia komentarza.

Zupełnie inaczej reaguje jego szef, Michał Bajkowski, który dwa dni później zaprasza nas na fermę. Jeśli jest zdenerwowany, zupełnie tego nie okazuje. Od początku twierdzi, że chce wyjaśnić sprawę.

Już po kilku sekundach oglądania materiału rosły mężczyzna z krótkimi włosami łapie się za głowę.

- Nawet przy użyciu metod fizycznych typu ogłuszenie przez uderzenie w głowę nie tak to powinno wyglądać. To ma być jedno konkretne, celne uderzenie, które w ułamku sekundy pozbawi zwierzę świadomości. A nie takie znęcanie się i stukanie. Nie zamierzam tego bronić - mówi dzierżawca. Nie ma wątpliwości, że to jego pracownik. Poznaje go po charakterystycznym wąsie.

- Świnie z nagrania w żadnym wypadku nie kwalifikowały się do uboju z konieczności, były to prawdopodobnie świnie wyciągnięte z kojców w celu leczenia i nikt o zdrowych zmysłach nie dobijałby takich świń, gdyż ich kondycja dawała nadzieję na wyleczenie i późniejszą sprzedaż do tuczu – dodaje.

Kadr z nagrania Otwartych Klatek z fermy w Wodzinie Majorackim
Kadr z nagrania Otwartych Klatek z fermy w Wodzinie Majorackim© Otwarte Klatki

"Ubój z konieczności" dotyczy zwierząt, które zachorują, złamią kończynę lub ulegną innemu urazowi, co uniemożliwi im naturalne poruszanie się i tym samym transport do rzeźni.

Bajkowski tłumaczy, że stosowanie środków farmakologicznych przy ogłuszaniu lub uśmiercaniu jest kontrowersyjne. - Padłe zwierzęta są przeznaczane na mączki mięsno-kostne. Metoda farmakologicznego uśmiercania zwierząt gospodarskich może prowadzić do tego, że później w karmach dla psów czy paszach mogą znaleźć się pozostałości leków - twierdzi.

Wręcza nam kombinezon, rękawiczki, gumowe klapki i worek ochronny, po czym zaprasza do chlewni.

Zaduch, intensywny zapach potu i odchodów, który oblepia ciało. Idziemy długim wąskim korytarzem, po obu stronach kojce z biegającymi zwierzętami. Głośny kwik. Gdy się zbliżamy, wiele małych świń ucieka w popłochu do narożników kojców. Bajkowski ostrożnie przekracza próg i wprowadza nas przez metalowe drzwi do kolejnego, bliźniaczego pomieszczenia. Wzdłuż betonowego korytarza leżą ogromne cielska, wokół których latają setki much. To maciory karmiące młode.

Bajkowski chce nam pokazać, że 6 tys. zwierząt ma u niego dobre warunki, a ich dobro leży mu na sercu. Wskazuje ręką: kojce są posprzątane, zwierzęta mają dostęp do pokarmu i wody.

- Własna ferma była moim marzeniem. Zeszły rok był dramatyczny na rynku, teraz branża łapie wiatr. Skupiamy się na odrabianiu strat – mówi.

SAMOWOLKA ZAŁOGI

Dlaczego jego pracownik stosował wobec zwierząt przemoc?

Niespodziewanie Bajkowski stwierdza, że wspomniany człowiek jest alkoholikiem. Sugeruje nawet, że na nagraniu chwieje się na nogach.

Jak to zatem możliwe, że do pracy ze zwierzętami został oddelegowany mężczyzna uzależniony od alkoholu? - dopytujemy.

- Główny problem to kadra, czyli pracownicy odpowiednio wykwalifikowani, zmotywowani i odpowiedzialni. Niestety, zasoby ludzkie chętne do pracy w takich obiektach są ograniczone. Nie wszystko możemy zweryfikować - dodaje.

- Kto zatem ponosi największą odpowiedzialność? - pytamy.

- Jeszcze tego nie wiem.

- A pan?

- Na pewno w jakimś stopniu tak. Trzeba będzie spotkać się z osobami zainteresowanymi i ustalić, dlaczego to tak przebiegało. O ile to było na naszej fermie, ale nic mi nie wiadomo, by ten pan pracował gdzieś indziej. Deklaruję współpracę z prokuraturą. Nie chcę zamiatać sprawy pod dywan.

Bajkowski wyjaśnia, że z fermy w Wodzinie Majorackim ostatnie zwierzęta wyjechały w marcu, teraz skupia się tylko na Bukowiu Dolnym. Tu przeniósł całą produkcję. Chlewnia, w której Otwarte Klatki nakręciły swój materiał, dziś stoi pusta.

- Problem nieodpowiedniej opieki był mi znany i decyzja o zakończeniu produkcji zapadła wcześniej. Z produkcji na tej fermie zrezygnowałem m.in. za przyczyną wspomnianego pracownika, nie był w stanie zapewnić prawidłowej obsługi - mówi.

Kto zdecydował, że widoczne na nagraniach zwierzęta zostały uśmiercone? - Gdy pracownicy wstępnie kwalifikowali sztuki do ubicia, mieli każdorazowo kontaktować się z lekarzem, który zastosowałby środki farmakologiczne. Ustaliłem, nigdy takiego telefonu niestety nie było. To było robione przez załogę samowolnie.

CHODZI NIE TYLKO O UŚMIERCANIE

Po doniesieniu stowarzyszenia prokuratura nie zajmie się jednak tylko sprawą uśmiercania świń.

Na fermach zwierzęta poddawane są między innymi kastracji, która ma zapobiegać agresywnemu zachowaniu. U prosiąt przycina się też kiełki, by nie poraniły wymion macior podczas karmienia. Według Otwartych Klatek zabiegi te były wykonywane na fermie przez pracowników niewykwalifikowanych.

Otwarte Klatki pokazują nam m.in. materiał, na którym widać, jak prosiakowi wyrwane są jądra z nasieniowodami. Ryszard Tuz, profesor Wydziału Hodowli i Biologii Zwierząt Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, któremu prezentujemy wideo, stwierdza, że to niedopuszczalne. Zamiast wyrywać jądra, powinno się przeciąć nasieniowody.

Film ogląda również Bajkowski.

- Wyszarpywanie jest niedopuszczalne, bo rodzi ryzyko przepukliny. Wyraźnie widać jednak, że zabieg wykonuje ta sama osoba, która nagrywa. Ja też mogę się u kogoś zatrudnić i nagrać filmik, jak robię coś nie tak. A potem przyjąć narrację, że jest to tam robione w ten sposób i jest to złe - komentuje Bajkowski.

Rzeczywiście w materiale widać, że zabieg wykonuje wolontariuszka Otwartych Klatek.

Andrzej, obecny przy rozmowie pracownik, który wcześniej nie chciał komentować sprawy, sugeruje, że nagrania mogły być wynikiem manipulacji wolontariuszki stowarzyszenia. Tłumaczy, że mogła namawiać pozostałych pracowników do zachowań niezgodnych z prawem.

Otwarte Klatki odrzucają jednak zarzuty, że ich działaczka "ustawiała" pozostałe nagrania.

- Na właścicielu spoczywa obowiązek zatrudnienia osób posiadających odpowiednie kwalifikacje i odpowiedniego ich przeszkolenia. Weronikę w zakresie kastracji przeszkoliła pracownica, która tę kastrację wykonywała regularnie. Pytanie podstawowe do właściciela powinno jednak brzmieć: dlaczego takich zabiegów nie wykonywał lekarz weterynarii? - mówi mec. Angelika Kimbort.

I dodaje: - Ktoś może powiedzieć, że nasza aktywistka nie pomogła zwierzętom, ale proszę zrozumieć naszą perspektywę. Weronika była tam zatrudniona, musiała wykonywać swoje obowiązki i zachować zimną krew mimo tego, co zobaczyła. Inaczej materiały by nie powstały, nie moglibyśmy nagłośnić nadużyć. W doniesieniu stowarzyszenie wskazuje, kto jeszcze z pracowników fermy przeprowadzał kastrację.

- Kastracja do 7. dnia życia zwierząt jest zabiegiem zootechnicznym i nie musi być wykonywana przez lekarza weterynarii. Kastracja od 7. dnia życia wymaga już znieczulenia i musi być wykonywana przez lekarza lub technika weterynarii. W przypadku naszych ferm kastracja jest wykonywana w 3. lub 4. dniu życia, w związku z tym nie musi być wykonywana przez lekarza - zaznacza Bajkowski.

Według Otwartych Klatek za cierpienie zwierząt odpowiedzialny jest nie tylko widoczny na nagraniach pracownik stosujący przemoc.

- Było ciche przyzwolenie, by to się działo. Przecież tam pracowali inni ludzie. Nikt tego wcześniej nie widział i akurat trafiło na Weronikę? Pracownik stosujący okrutne metody w ogóle się nie krył, robił to przy niej, jakby to było coś zupełnie normalnego. I mamy wierzyć, że to przypadek? - komentuje mecenas Kimbort.

– To nie jest historia jednego pana, który zakatował kilka zwierząt. Mówimy o szerszym problemie. O obojętności na los zwierząt i ich całkowitym uprzedmiotowieniu – dodaje.

Bajkowski podczas rozmowy z nami wielokrotnie podkreśla, że nie miał świadomości, do jakich scen dochodzi na dzierżawionej przez niego fermie.

TO NIE PIERWSZA TAKA HISTORIA

Wodzin Majoracki to kolejny przypadek znęcania się nad zwierzętami w ostatnich latach.

- Kilkanaście lat temu, kiedy zaczynałam prowadzić tego typu sprawy, przypadki znęcania się nad zwierzętami gospodarskimi praktycznie nie trafiały na wokandę. Gdy zgłaszaliśmy bicie krowy czy świni, nawet biegli, czyli lekarze weterynarii, niejednokrotnie stwierdzali, że może nie jest to prawidłowe, ale na wsiach tak się dzieje i nie można mówić tutaj o celowym działaniu - opowiada mec. Katarzyna Topczewska.

- Przełom przyniosła tak naprawdę sprawa znęcania się nad zwierzętami pod rzeźnią w Witkowie, gdzie dochodziło do bicia i rażenia prądem świń. Na wysokości zadania stanęli biegli - którzy stwierdzili, że takie traktowanie zwierząt podczas rozładunku jest niedopuszczalne - i sąd, bowiem zapadły pierwsze wyroki bezwzględnego pozbawienia wolności, co było precedensem w tego rodzaju sprawach – dodaje.

Mec. Angelika Kimbort dodaje:

- Mieliśmy ostatnio przykład ubojni, gdzie obserwowaliśmy rozładunek zwierząt jadących na rzeź. Gdy nie miały siły iść, były wyrzucane z pojazdu. Wykręcano im ogony, bito. Podobny materiał opublikowała niedawno Fundacja Viva! Obchodziliśmy ostatnio 25 lat ustawy o ochronie zwierząt. Ona nie przystaje do dzisiejszych realiów i nie chroni zwierząt w odpowiedni sposób. Szereg rozporządzeń dopuszcza traktowanie zwierząt niezgodnie z ich potrzebami gatunkowymi, z uwagi na zysk hodowców.

Kadr z nagrania Otwartych Klatek zarejestrowanego w Wodzinie Majorackim
Kadr z nagrania Otwartych Klatek zarejestrowanego w Wodzinie Majorackim© Otwarte Klatki

Tylko w ciągu ostatnich dwóch lat kilka podobnych historii zakończyło się wyrokiem skazującym.

W grudniu 2022 roku sąd w Szczecinku skazał na 15 miesięcy więzienia weterynarza i kierownika fermy trzody chlewnej koło Barwic. Prokuratura oskarżyła ich o uśmiercenie ze szczególnym okrucieństwem ponad 200 świń. Dowodem było m.in. nagranie z fermy nakręcone przez pracownika. Widać na nim jak świnie uderzane są młotkiem, podłogę zalaną krwią i ranne zwierzęta w konwulsjach.

W czerwcu 2021 r. portal OKO.Press razem z Fundacją Viva! ujawnili, że pracownicy firmy Pamso z Pabianic znęcają się nad zwierzętami. Świnie były kopane, rażone prądem, uderzane prętem. Skończyło się jednak tylko na karach grzywny.

Fundacja Viva! ujawniła także znęcanie się nad świniami na fermie w Szczecinie. Chore zwierzęta były przeciągane po podłożu za pomocą łańcuchów i bite w głowy poganiaczem, długim urządzeniem elektrycznym do przepędzania bydła z miejsca na miejsce. W 2021 r. 12 osób, w tym dwoje lekarzy weterynarii, usłyszało wyroki od grzywny do sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu.

- Problemem jest nie tylko niedopuszczalne prawnie znęcanie się nad zwierzętami, ale także niestety zgodny z obecnie obowiązującym prawem system trzymania ciężarnych loch i loch z młodymi. Lochy na ostatni tydzień ciąży i około 4 tygodnie po porodzie zamykane są w niewiele większym od nich kojcu, w którym mogą jedynie położyć się i wstać, nie mogą się nawet obrócić - mówi Maria Madej ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.

- Naturalną potrzebą lochy jest zbudowanie gniazda i opieka nad młodymi, a na fermie kontakt z prosiętami ogranicza się do karmienia ich przez metalowe pręty. Śledztwo Otwartych Klatek pokazało te okrutne realia macierzyństwa świń - lochy w stresie gryzły pręty kojca, a młode szukały kontaktu ze swoją mamą, podchodząc do jej pyska – dodaje.

Jak podkreślają Otwarte Klatki, Komisja Europejska omawia możliwość wprowadzenia zakazu stosowania klatek w hodowli zwierząt gospodarskich. Pod koniec 2023 roku ma opublikować wniosek ustawodawczy z propozycją zmian w unijnym prawie.

GOSPODARSTW NIE STAĆ NA PRZESZKOLONY PERSONEL

Środowisko hodowców trzody chlewnej apeluje, by po takich historiach nie wrzucać wszystkich do jednego worka.

Aleksander Dargiewicz, prezes Krajowego Związku Pracodawców - Producentów Trzody Chlewnej POLPIG zwraca uwagę, że każde celowe działanie zmierzające do zadawania bólu i cierpienia jest nie tylko niezgodne z etyką i zasadami chowu i hodowli, ale także łamie prawo.

Pytany, jak często zdarzają się przypadki stosowania przemocy wobec świń, stwierdza:

- Zdarzają się, choć w coraz mniejszej liczbie, gospodarstwa, których nie stać na przeszkolony personel potrafiący obsługiwać zwierzęta bez narażania ich na dyskomfort. Niestety takie przypadki były notowane w przeszłości, lecz jest ich coraz mniej.

- Zadanie polegające na wykrywaniu i zapobieganiu nieprawidłowościom spoczywa głównie na powiatowych lekarzach weterynarii. To oni sprawdzają warunki utrzymania zwierząt i mają największe kompetencje, by je właściwie ocenić. Często bowiem interwencje aktywistów organizacji, którzy nie posiadają odpowiednich kwalifikacji do oceny warunków dobrostanu zwierząt, kończyły się umorzeniem lub odmową wszczęcia postępowania przez organy ścigania – kończy Dargiewicz.

Zdaniem Ryszarda Tuza z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie pracownicy większości ferm w Polsce – a jest ich w kraju dużo - stosują cywilizowane metody postępowania ze zwierzętami.

- Każda firma powinna mieć opiekę weterynaryjną i każde działania na fermie związane z leczeniem i uśmiercaniem zwierząt muszą być zaakceptowane przez lekarza weterynarii. Każdy świadomy producent zawiązałby sobie sznurek na szyi, gdyby przyzwalał na takie zachowanie – twierdzi Tuz.

***

Sprawa zabójstwa świń w Wodzinie Majorackim trafiła do Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim. Obie strony – Otwarte Klatki i dzierżawca fermy - podkreślają swoją troskę o zwierzęta. - Całą swoją karierę uważałem, że zwierzęta dobrze traktowane odwdzięczają się dobrą produkcją - mówi dzierżawca.

Pracownik, który stosował przemoc, już stracił pracę. Umowa z nim została rozwiązana ostatniego dnia kwietnia.

Imiona części bohaterów zostały zmienione

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (1013)