Koszmar w szpitalu. Podwładni o mobbingu
Młodzi, ambitni lekarze na specjalizacji. On - doświadczony medyk, nauczyciel kilku roczników, autorytet. - Na początku było miło - przyznaje jedna z lekarek. Koszmar rozpoczął się kilka chwil później.
Sprawę mobbignu w II Klinice Anestezjologii i Intensywnej Terapii w szpitalu przy Banacha ujawnił reporter TOK FM. Z jego relacji wyłania się obraz lekarza, który jest świetnym fachowcem. I szefa, który bezwzględnie wykorzystuje swoich podwładnych.
Doktor na początku zarządzał wieloma rzeczami w klinice, potem był pełniącym obowiązki kierownika, a wreszcie został wicedyrektorem szpitala. Także na nim spoczywał obowiązek kształcenia nowych kadr anestezjologów.
- Jak słyszałam odgłos jego chodaków, to miałam reakcję wegetatywną - przyznaje jedna ze specjalistek, która na dwa lata odeszła ze szpitala. Doktor miał roztaczać aurę napięcia wśród swoich podwładnych, publicznie poniżać, a także selektywnie dobierać osoby, które będą mogły pójść na urlop.
Doktor przyznawał numerki, ustalając kolejność rezerwacji w danym okresie. Plik z urlopami przechowywał na swoim komputerze. Jednak jeśli dana osoba nie godziła się zostać po godzinach w pracy, mogła liczyć się z wylądowaniem na końcu kolejki. De facto mogła zapomnieć o jakimkolwiek urlopie.
Koszmar w szpitalu. Publiczne przechwały doktora
Z relacji TOK FM wyłania się także obraz osoby, która nie potrafi wyczuć granicy pomiędzy żartem (według własnego mniemania) a wykorzystywaniem. Doktor wielokrotnie miał siadać na kolanach swoich podwładnych (głównie kobiet). Raz gdy zauważył dziurawe spodnie jednej z lekarek, oberwał jej nogawkę.
Podczas jednego z dyżurów publicznie zwrócił się do jednej z uczennic, wyznając, że śniła mu się w niedwuznacznej sytuacji. Ze swoich rzekomych podbojów uczynił główny leitmotiv swoich opowieści.
- Słyszałam komentarze na temat preferencji doktora. Np. tego, jaki lubi rozmiar pośladków. Mam też wrażenie, że dziewczyny, które miały takie kształty, bardziej ponętne, były częściej ofiarami takiego zachowania - przyznaje w rozmowie z rozgłośnią jedna z podwładnych.
Koszmar w szpitalu. Nieoczekiwany zwrot akcji
Lekarze ujawnili także w rozmowach, że byli wpisywani na niektóre zmiany "podwójnie". Grafik miał "spinać się tylko na papierze". - Byliśmy rozciągnięci po całym szpitalu, wykonywaliśmy pracę za kilku anestezjologów (...). - Mam dwa nazwiska. Jednym nazwiskiem byłam wpisywana na jedną salę operacyjną, a drugim na drugą, w tym samym czasie (...). Jakaś opatrzność nad nami czuwała, że tam nie doszło do jakiejś tragedii - przyznała jedna ze specjalistek.
Zmowa milczenia została złamana w 2019 roku. Jak dowiaduje się TOK FM, młodzi lekarze zaczęli ze sobą rozmawiać, a sprawa doktora trafia do Izby Lekarskiej, do rzecznika odpowiedzialności zawodowej, medycy spotkali się z szefową uczelnianej komórki antymobbingowej.
Kariera doktora nabierała w tamtym momencie rozpędu - był dyrektorem Centralnego Szpitala Klinicznego do spraw medycznych z otwartym przewodem habilitacyjnym. Wojewoda mazowiecki zgłosił go także jako kandydata na stanowisko konsultanta wojewódzkiego. Lecz Izba Lekarska negatywnie opiniuje jego kandydaturę.
Źródło: TOK FM