Wielka mobilizacja na Białorusi. Łukaszenka już się boi pułku, który walczy w Ukrainie
Tysiące Białorusinów przeciwnych dyktaturze Alaksandra Łukaszenki chcą walczyć z rosyjską okupacją w Ukrainie. Dotychczasowy białoruski batalion imienia Konstantego Kalinowskiego rozrósł się do pułku. Ochotnicy wspomagają ukraińskie wojsko na wschodzie i południu kraju. Łukaszenkowska propaganda chce z nimi walczyć, jakby bała się, że zdobyte w boju doświadczenie mogłoby zostać wykorzystane w walce o niepodległą Białoruś.
Białoruski Dom w Warszawie - fundacja, która odgrywa rolę nieformalnej ambasady niezależnej Białorusi, odbiera tysiące zgłoszeń ochotników, którzy chcą wspomóc Ukrainę w walce z okupantem. – 70 proc. osób, które do nas przyjeżdżają to Białorusini, którzy ostatnio mieszkali na Zachodzie, a 30 proc. to ci, którzy przyjeżdżają z Białorusi do Polski, żeby następnie wyruszyć do Ukrainy – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Aleś Zarembiuk, prezes fundacji. Jak tłumaczy, jest to konieczne, bo wyjazd bezpośrednio z Białorusi do Ukrainy nie jest możliwy.
- Ochotnicy mogliby wpaść w ręce łukaszenkowskiej straży granicznej, więc bezpośrednie przekroczenie granicy z Białorusi do Ukrainy nie jest możliwe. Wszyscy są najpierw w Polsce weryfikowani przez ukraińskie służby. My też staramy się ich sprawdzać własnymi siłami. Chodzi o to, by wyeliminować potencjalnych agentów –dodaje Zarembiuk. Białorusini walczący w Ukrainie są podzieleni na dwie grupy: pierwsza walczy na wschodzie i południu kraju, druga - szkoli się w innej części Ukrainy.
O zaangażowaniu Białorusinów w walkę z rosyjskimi wojskami na terenie Ukrainy mówiła liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska. Pytana przez dziennikarzy włoskiego dziennika "Corriere della Sera" przyznała, że chętnych do walki liczy się w tysiącach. - Obecnie jest to około 1500 mężczyzn. Są w różnych miastach, pod nadzorem wojska ukraińskiego. Wiele osób w Białorusi chce pomóc Ukrainie i teraz szkolą się w innych krajach. Ilu ich jest i gdzie są, nie mogę powiedzieć. Często są to osoby, które potrzebują przeszkolenia, bo nie mają doświadczenia wojennego. Ale na pewno liczba białoruskich bojowników u boku Ukrainy wzrośnie – poinformowała Cichanouska.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W niedzielę na łamach "Radia Swaboda" Wiktor Bagdewicz, w swoim wpisie "Pułk Kalinowskiego jako koszmar Łukaszenki", stwierdził, że białoruski reżim coraz bardziej obawia się rosnącej siły ochotników. "Wielu legionistów otwarcie mówi, że wojnę postrzegają jedynie jako etap wyzwolenia Białorusi spod władzy Łukaszenki. I to jest chyba największe zagrożenie dla reżimu Łukaszenki, który wyraźnie się boi i przekazuje tę troskę swoim podwładnym" - czytamy.
Autor zwraca też uwagę, że "tydzień temu przewodniczący Komitetu Śledczego Dzmitryj Hora zagroził, że wszyscy Białorusini walczący po stronie Ukrainy zostaną zidentyfikowani i oskarżeni. Wpis o obawach przed ochotnikami został zauważony przez pułk, który polecał go na swoim oficjalnym kanale na Telegramie.
Zobacz także: Krzysztof Brejza w programie "Tłit"
Pomoc białoruskiej diaspory z całego świata
Tuż po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę przy Białoruskim Domu w Warszawie powstało centrum pomocy humanitarnej. Aktywiści zajmują się ściąganiem pomocy medycznej i wyposażenia dla żołnierzy-ochotników. – Gromadzimy kamizelki kuloodporne, hełmy, buty, plecaki, mundury. W tym tygodniu przyjedzie do nas karetka zakupiona przez Białorusinów żyjących w Wielkiej Brytanii. Zostanie przekazana do Kijowa – mówi Aleś Zarembiuk.
Przedstawiciele białoruskiej diaspory w Polsce w rozmowie z Wirtualną Polską podkreślają, że zaangażowanie niektórych Białorusinów było dla nich wzruszające. Aktywiści, którzy chcą zachować anonimowość, informują m.in. o młodym więźniu politycznym z Brześcia, który od razu po wyjściu na wolność chciał pojechać walczyć do Ukrainy. Jego dziewczyna wciąż przebywa w białoruskim więzieniu. Innym razem do fundacji zapukała młoda studentka, która przyjechała specjalnie z Białorusi, by przekazać 300 dolarów, czyli kwotę jaką udało jej się zebrać wśród koleżanek na wsparcie dla białoruskiego batalionu.
Aleś Zarembiuk dodaje, że on również od początku wojny obserwuje spontaniczne gesty pomocy. – Białoruska diaspora ze Szwecji przywiozła cały samochód konserw rybnych. Dostaliśmy wiele samochodów terenowych, które trafiły do Ukrainy. Każdy pomaga jak może – mówi.
Fundacja w Warszawie szkoli też ochotników z pierwszej pomocy medycznej. Polscy instruktorzy robią to za darmo. Według Zarembiuka rosyjska inwazja na Ukrainę zmobilizowała Białorusinów, którzy tracili nadzieję w ich własne zwycięstwo po sfałszowanych wyborach, zmasowanych represjach i konieczności opuszczenia kraju przez Swiatłanę Cichanouską i innych przedstawicieli białoruskiej opozycji.
Według białoruskiej diaspory w walkach w Ukrainie zginęło dotąd co najmniej sześciu białoruskich ochotników, m.in. pod Irpieniem i w Buczy. Dwóch Białorusinów zostało ostatnio rannych w walkach na południu kraju.
W Polsce leczenie ma niebawem zacząć ochotnik, który podczas wojny stracił nogę. Pułk im. Kalinowskiego poinformował ostatnio, że "podczas zakrojonej na szeroką skalę ofensywy na południu Ukrainy oddziały pułku zmusiły Rosjan do opuszczenia jednego ze swoich stanowisk i wycofania się". Dodano, że "białoruscy bojownicy schwytali trzech rosyjskich żołnierzy". Członkowie pułku w ostatnim czasie zostali nagrodzeni przez ukraińskie Ministerstwo Obrony.
Pułk, a wcześniej batalion, składający się z białoruskich ochotników, został nazwany na cześć Konstantego Kalinowskiego, na Białorusi nazywanego "Kastusiem" Kalinouskim. Był on przywódcą powstania styczniowego 1863 na Litwie i Białorusi. Utworzenie batalionu miało poparcie liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichaouskiej. Białoruski dyktator Alaksandr Łukaszenka nazwał ochotników "szalonymi obywatelami".
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski