Korupcja przez duże K. Ciemna strona chorwackiego futbolu
Chorwacka piłka - razem z grzejącą się w jej blasku chorwacką prezydent - robią furorę na mundialu. Obie mają jednak mroczne strony: wielka korupcja i skandale, nacjonalizm. Dlatego nie wszyscy kibice będą cieszyć się z historycznego sukcesu drużyny narodowej.
Gdyby zapytać przeciętnego fana futbolu na świecie, z czym kojarzy mu się chorwacka piłka, odpowiedź byłaby jednoznaczna i natychmiastowa: z Luką Modriciem, pomocnikiem Realu Madryt i prawdopodobnie najlepszym piłkarzem w historii kraju. Ale jeśli zadać to samo pytanie w Chorwacji, część osób zapewne podałaby inne nazwisko: Zdravko Mamić. Formalnie to były działacz piłkarski, który sprawował różnorakie role we władzach Chorwackiego Związku Piłki Nożnej oraz Dinama Zagrzeb największego klubu w kraju. Mniej formalnie: oligarcha, przestępca i aferał, który przez lata rządził chorwackim futbolem jak swoim prywatnym folwarkiem. I jeden z najbardziej znienawidzonych ludzi w kraju.
Od pucybuta do oligarchy
Patrząc na karierę Mamicia, nie trudno zobaczyć dlaczego. Jako "biznesmen" zaczynał już w wieku 15 lat sprzedając styropianowe siedzenia pod stadionem Dinama. Ale prawdziwe pieniądze zarobił na prywatyzacji podczas chorwackiej wojny o niepodległość. Wkrótce potem, jako zagorzały kibic, szybko dostrzegł swoją szansę w futbolu. Został agentem piłkarskim, a także i działaczem władz Dinama. Pomysł na biznes miał dość prosty, ale bardzo skuteczny: podpisywał z młodymi, często nieświadomymi piłkarzami - zarówno z Chorwacji, jak i zagranicy wieloletnie kontrakty, które zapewniały mu nawet do połowy całych ich zarobków. A ponieważ Chorwacja obfituje w piłkarskie talenty, sprzedawane za grube miliony do zachodnich klubów, biznesowe imperium Mamicia rosło w szybkim tempie. Zdobył praktyczny monopol na "eksport" piłkarzy zagranicę, a wkrótce także na niemal wszystkie inne decyzje w chorwackim futbolu.
Dzięki swoim pieniądzom i znajomościom, szybko stał się w Chorwacji właściwie nietykalny. Mógł robić, co tylko chciał. Kiedy policjant wlepił mu mandat, Mamić rzucił się na niego z pięściami. Kiedy urzędnik zagrzebskiego ratusza nie chciał mu wydać zgody na budowę wieżowca, także wdał się z nim w bójkę. Dziennikarzy, którzy pytali go o jego interesy, lżył używając całego słownika wulgaryzmów. Innym groził śmiercią, jeszcze innych atakował fizycznie. Do tego prawdopodobnie ustawiał mecze, a po zwycięstwach Dinama wznosił ręce w faszystowskim geście. I przez długie lata, wszystko to uchodziło mu na sucho.
Moja przyjaciółka Kolinda
Dlaczego? Bo równie dobrze, jak w świecie szemranego biznesu, potrafił obracać się w świecie polityki. Od początku dbał o dobre relacje z rządzącymi, w czym pomagały mu hojne datki na ich kampanię. Szczególnie bliska przyjaźń łączyła go z jedną z największych chorwackich gwiazd mundialu. I nie chodzi tu o żadnego z piłkarzy (większość z których, z Modriciem na czele, przeszła przez jego ręce), a o prezydent kraju Kolindę Grabar-Kitarović. Ubrana w chorwacką szachownicę blondwłosa głowa państwa robi na mistrzostwach furorę, grzejąc się w blasku sukcesów piłkarzy, tańcząc i ściskając się z nimi w szatni po zwycięstwach.
Jak przyznała w ubiegłym roku Grabar-Kitarović (przez Chorwatów nazywana często po prostu Kolindą), Mamić wielokrotnie organizował dla niej różne imprezy (w tym urodzinowe). Biznesmen sponsorował też jej kampanię wyborczą w 2015 roku i był gościem honorowym podczas jej inauguracji. A, jak pisze chorwacki dziennikarz Juraj Vrdoljak, to tylko wierzchołek góry lodowej gęstej sieci powiązań Mamicia z politykami.
- Bardzo trudno jest dokładnie zdefiniować jego rolę w systemie politycznym. To po prostu stale rozrastająca się polityczna sieć bazująca na nieformalnych znajomościach i kulturze nepotyzmu. Mamić używa jej do różnych celów. Protekcja i korupcja to niektóre z nich - mówi WP Dario Brentin, badacz z Uniwersytetu w Grazu.
Piłka - polityka - nacjonalizm - korupcja
Polityka i futbol rzadko są rozłączne. Ale w Chorwacji związek ten jest silniejszy niż niemal gdziekolwiek indziej. Dla pierwszego prezydenta Chorwacji Franjo Tudjmana, sport był jednym z głównych filarów budowy tożsamości nowego państwa. Zarówno reprezentacja Chorwacji, jak i najlepszy klub kraju, Dinamo (przemianowany przez Tudjmana na Croatię Zagrzeb) miały być też oknem wystawowym kraju na świat, a sportowcy największymi jego ambasadorami. I przez długi czas Chorwaci rzeczywiście odnosili na tym polu duże sukcesy: ćwierćfinał mistrzostw Europy w 1996 roku, półfinał mistrzostw świata w 1998 roku i kolejny ćwierćfinał EURO w 2008. Duma narodowa rosła, a politycy mieli okazje do ogrzewania się w blasku sportowych bohaterów.
Kiedy jednak sukcesów zaczęło brakować, na pierwszy plan wychodziły inne problemy: pleniący się na stadionach nacjonalizm i coraz trudniejsza do zignorowania korupcja. Chorwaccy kibice - a czasem i piłkarze - wielokrotnie byli karani za prezentowanie swastyk na stadionach czy wznoszenie haseł używanych przez Ustaszy, chorwackich kolaborantów III Rzeszy. W czerwcu 2015 roku w Splicie chorwaccy kibole namalowali przed meczem z Włochami na trawie swastykę. Wybuchł międzynarodowy skandal, a drużynie odebrano zdobyty na boisku punkt. Dość powiedzieć, że mecz rozegrano przy zamkniętych trybunach, ze względu na poprzedni chuligański popis, kiedy kibice pozdrawiali piłkarzy faszystowskimi okrzykami.
Kiedy drużyna przestaje wygrywać
Ale incydent ze Splitu nie był tylko zwykłym wybrykiem kibicowskich wandali. Był też aktem sabotażu przeciw reprezentacji, utożsamianej z korupcyjnym systemem Zdravko Mamicia. Podczas gdy na jaw zaczęły wychodzić kolejne malwersacje działacza, protesty przeciw niemu zaczęły osiągać punkt kulinacyjny. Kibice Dinama, oskarżający Mamicia o okradanie klubu, od kilku lat bojkowali mecze drużyny. Ale teraz dołączyli do nich kibice z całego kraju. Organizowano marsze i demonstracje, a najbardziej radykalni kibice próbowali sabotować drużynę nawet podczas Mistrzostw Europy we Francji w 2016 roku, rzucając na boisko race.
Wtedy też zaczęły się na poważnie pierwsze problemy działacza. W 2015 roku został zatrzymany przez policję pod podejrzeniem oszustw podatkowych i łapówkarstwa. Chodziło o sprawę dwóch transferów graczy Dinama, Luki Modricia do londyńskiego Tottenhamu oraz Dejana Lovrena do Olympique Lyon, za które formalnie klub miał zainkasować prawie 30 milionów dolarów. Miał, bo za sprawą nielegalnego układu między Mamiciem, piłkarzami oraz urzędnikiem chorwackiego fiskusa, prawie połowa nieopodatkowanej kwoty trafiła do jego samego. W sieć podobnych układów zamieszani byli niemal wszyscy obecni piłkarze reprezentacji. Wyjątkiem był napastnik Andrej Kramarić, który już w 2013 roku głośno zaprotestował przeciwko - i przypłacił to zesłaniem na ławkę rezerwowych Dinama, a potem odejściem z klubu do niżej notowanej Rijeki.
Sprawa toczyła się aż do czerwca 2018. Tydzień przed rozpoczęciem mistrzostw chorwacki sąd skazał Mamicia na sześć i pół roku więzienia, jego brata (i partnera w procederze) na cztery lata i 11 miesięcy, a prezesa chorwackiego związku piłkarskiego Damira Vrbanovicia na 3 lata.
Korupcja w cieniu pucharu
Ale niewielu jest zdania, że oznacza to definitywny koniec korupcyjnej ery.
- Trudno powiedzieć, jaka będzie teraz rola Mamicia i czy to rzeczywiście koniec. Aż trudno byłoby w to uwierzyć - mówi WP Brentin.
Na dzień przed wyrokiem, Mamić zbiegł do Bośni i Hercegowiny (tydzień później został zatrzymany przez bośniackie władze), zaś Vrbanović wciąż bryluje w blasku fleszy, pokazując się u boku prezydent Kolindy na stadionach Rosji. Wciąż niewiadoma jest też przyszłość Modricia, który wycofał się z zeznań obciążających Mamicia i teraz może odpowiedzieć przed sądem za krzywoprzysięstwo.
Dlatego część kibiców - szczególnie tych najbardziej zaangażowanych - wciąż protestuje i nie utożsamia się z drużyną narodową. Ale ponieważ Chorwacja znów zaczęła odnosić sukcesy - i jest u progu historycznego wyczynu - zdecydowana większość odstawia wątpliwości na bok i daje się porwać entuzjazmowi. Niektóre chorwackie media już zastanawiają się, czy Modrić nie powinien zostać natychmiastowo ułaskawiony.
- Dla wielu teraz krytyka drużyny narodowej w tym momencie jest atakiem na cały naród. Dlatego nacjonalistyczny ferwor dominuje. Trudne pytania idą w odstawkę, a atmosfera patriotyzmu nie pozwala na jakąkolwiek krytykę - mówi Brentin. - Ale biorąc pod uwagę jak wiele osiągnęła obecna drużyna i jak ogromnym sukcesem byłoby zdobycie mistrzostwa świata, trudno się tak naprawdę temu dziwić - dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl