Korporacje kontra państwa. Kontrowersje wokół ISDS
Dzięki tajnym, prywatnym trybunałom międzynarodowe korporacje są w stanie zmuszać państwa - również Polskę - do podejmowania korzystnych dla nich decyzji. Za sprawą negocjowanych traktatów, już niedługo mogą zyskać jeszcze więcej instrumentów nacisku.
08.05.2015 | aktual.: 08.05.2015 16:46
Podobnie jak wiele innych rządów, rząd Togo, liczącego 5 milionów mieszkańców państwa położonego w zachodniej Afryce, postanowił podjąć walkę z rosnącym uzależnieniem od papierosów i ostrzec obywateli przed zgubnymi skutkami zdrowotnymi palenia tytoniu. Podobnie jak w innych państwach - jak np. w Polsce - najpierw wprowadzono napisy na paczkach od papierosów. Jako że jednak ok. 40 proc. mieszkańców kraju nie potrafi czytać (nie mówiąc o tym, że w tym małym kraju używa się 39 różnych języków), rząd Togo poszedł dalej i zaczął prace nad prawem nakazującym umieszczenie na paczkach zdjęć obrazujących efekty palenia papierosów (rozwiązanie takie przyjęto np. w Kanadzie). Wtedy jednak do władz afrykańskiego kraju wpłynął list od prawników Phillip Morris International, drugiego największego koncernu tytoniowego świata i właściciela marek takich jak Marlboro. Wymowa pisma była jednoznaczna: albo Togo zrezygnuje z ustawy, albo narazi się na "niezliczoną liczbę międzynarodowych procesów", ciągnących się latami i
kosztujących kraj miliony dolarów. A ponieważ PKB Togo jest dziesięciokrotnie mniejszy od rocznych dochodów tytoniowego koncernu, rząd ostatecznie uległ szantażowi i wycofał się z planowanej reformy.
Togo nie było jedynym państwem, które otrzymało podobne pisma. Równie groźnie brzmiące listy od tytoniowych korporacji otrzymały inne kraje : m.in. Namibia, Uganda, Gabon a nawet liczący pół miliona mieszkańców Wyspy Salomona. Groźby kosztownych procesów nie były blefem: korporacje pokazały, że potrafią stawić czoło większym państwom. Od 2012 roku przed trybunałami arbitrażowymi toczy się spór Philipa Morrisa z Australią, która również nakazała wprowadzenie zniechęcających opakowań papierosów. Od 2010 roku w arbitrażu pod egidą Międzynarodowym Centrum Rozstrzygania Sporów Inwestycyjnych trwa sprawa tej samej firmy przeciwko Urugwajowi. Aby pokryć koszty przedłużającego się sporu kraj ten musiał ratować się dotacjami od prywatnych filantropów, m.in. od miliardera i byłego mera Nowego Jorku Michaela Bloomberga.
Przez trybunał do pieniędzy
Wpływanie na stanowione przez państwa prawo przez korporacje nie jest niczym nowym i nie jest ograniczone do koncernów przemysłu tytoniowego. Międzynarodowe firmy, których majątek przekracza wartość PKB gospodarek całych państw (przychody generowane przez największą pod tym względem firmę - WalMart, czynią ją 25. gospodarką świata - większą m.in. od Polski) mają tu cały wachlarz narzędzi: od lobbingu i kampanii PR po zwykłą korupcję. Jednak jak pokazują dokonania firm tytoniowych, w ostatnich latach coraz częstszą drogą do wpływania na prawo stanowione przez państwa są pozwy do niezależnych trybunałów i paneli arbitrażowych (ISDS) powoływanych na mocy dwustronnych traktatów inwestycyjnych i międzynarodowych umów o wolnym handlu.
Pierwotnym celem ISDS miała być ochrona interesów inwestorów - szczególnie w państwach o zawodnych systemach sądowych - na wypadek łamania przez stronę państwową stron postanowień umów i innych bezprawnych czynów, np. nacjonalizacji bez rekompensaty. Jednak z biegiem czasu wielkie korporacje nauczyły się nadużywać tego mechanizmu na swoją korzyść, nawet jeśli państwo nie dopuściło się bezpośredniego złamania umowy lub pokrzywdzenia inwestora zagranicznego.
W efekcie, dochodzi do absurdalnych - i często skutecznych pozwów. Nie dotyczy to tylko firm tytoniowych. Francuski koncern energetyczny Veolia (dawniej Dalkia) pozwał w 2012 roku Egipt za podniesienie płacy minimalnej. Szwedzki Vattenfall wystąpił przeciwko Niemcom za decyzję niemieckiego parlamentu (jak pokazały badania, popierało ją 80 proc. mieszkańców) o przyspieszeniu wygaszania elektrowni jądrowych. Już sam koszt procesów jest znaczny - wynosi on średnio ok. 8 milionów dolarów - a odszkodowania potrafią być astronomiczne. Przekonał się o tym Ekwador, który musi zapłacić ponad 1,5 miliarda dolarów - czyli tyle, ile wynoszą roczne wydatki tego kraju na edukację - za anulowanie umowy z naftowym koncernem Occidental Petroleum, który sam wcześniej kilkukrotnie łamał ekwadorskie prawo. Z podobnymi konsekwencjami jak Ekwador muszą liczyć się inne państwa regionu, jak Kostaryka i Salwador, które odmówiły zagranicznym firmom (głównie ze względów ekologicznych) udzielenia koncesji na wydobycie surowców i które
również zostały pozwane.
Protesty i kontrowersje
Eksperci wskazują na to, że panele arbitrażowe, przed którymi toczą się sprawy, są tak skonstruowane, by sprzyjać zagranicznym inwestorom; oferują im bowiem drogę do dochodzenia swoich praw nie w sądach, lecz w prywatnych, tajnych trybunałach, gdzie panują standardy dalekie od tych przyjętych w systemach prawnych rozwiniętych państw.
- Prawnik, który w jednej sprawie jest sędzią, w kolejnej może reprezentować jedną ze stron. To odbiega od standardów niezawisłości panujących np. w Polsce, gdzie nawet po przejściu na emeryturę sędziowie nie mogą udzielać porad prawnych obywatelom - mówi Marcin Wojtalik, ekspert Instytutu Globalnej Odpowiedzialności, polskiej organizacji pozarządowej. Dużo o tym, jak działają trybunały arbitrażowe mówią wyniki dotychczasowych rozpraw. Państwo wygrywa w nich w 40 procentach spraw. Pozostałe kończą się zwycięstwem korporacji lub ugodą - co w praktyce oznacza wypłacenie odszkodowania przez państwa. Wyjątkiem są tu Stany Zjednoczone: mimo kilkunastu pozwów przeciwko USA, Waszyngton nie przegrał ani razu.
- Mechanizm ISDS w praktyce okazuje się być narzędziem dominacji inwestorów zagranicznych nad ubogimi krajami, które nie potrafią się bronić prawnie, a koszty procesów i zarządzanych odszkodowań są dla nich rujnujące - dodaje Wojtalik.
Nie jest to opinia odosobniona. Przeciw ISDS wypowiedział się w ostatnim czasie m.in. przedstawiciel ONZ ds. praw człowieka Alfred de Zayas, który w wywiadzie dla dziennika "Guardian" stwierdził, że większość spraw rozpatrywana jest na korzyść korporacji, bo sędziowie wybierani do paneli są "wysoko wynagradzanymi korporacyjnymi prawnikami, którzy jednego dnia pracują jako prawnicy w firmach, drugiego jako adwokaci lub lobbyści" - Nie chcemy, by w przyszłości to korporacje, a nie demokratycznie wybrane władze decydowały o najważniejszych sprawach - powiedział de Zayas.
Pod koniec kwietnia natomiast swój sprzeciw wobec obecnym praktykom w arbitrażu wyraziła grupa uznanych ekspertów (w tym laureat ekonomicznej nagrody Nobla Joseph Stiglitz) w otwartym liście do liderów amerykańskiego Kongresu.
Megatraktaty
Mimo tych kontrowersji, nic nie zapowiada, by na świecie nastąpił odwrót od mechanizmów ISDS. Wręcz przeciwnie: międzynarodowe koncerny będą miały jeszcze większe pole do dochodzenia swoich roszczeń poza państwowymi systemami prawnymi. Wszystko za sprawą negocjowanych obecnie dwóch wielkich porozumień o wolnym handlu: TTIP (Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji) między Ameryką Północną i Europą oraz TTP (Partnerstwo Transpacyficzne) między państwami obu Ameryk i Azji Wschodniej. Obie te umowy zawierają klauzule o użyciu prywatnych trybunałów i w obu przypadkach - mimo wielu protestów i kontrowersji - prawdopodobnie zostaną one utrzymane.
TTIP a sprawa polska
Jak pokazują statystyki UNCTAD, komisji ONZ ds. handlu i rozwoju, Polska jest jednym z najczęściej pozywanych przez zagranicznych inwestorów państw (zajmuje w tym rankingu 8. miejsce). Jedną z najgłośniejszych takich spraw był pozew Eureko w sprawie niezrealizowanej przez Polskę prywatyzacji PZU. Z drugiej strony, polskie firmy ani razu nie skorzystały z możliwości pozwania innych państw. Mimo nieprzyjemnych doświadczeń z ISDS, polski rząd opowiada się utrzymaniem mechanizmów w umowie między USA i Europą. Według stanowiska Ministerstwa Gospodarki, zawarte w TTIP rozwiązania będą korzystniejsze niż te na podstawie polsko-amerykańskiej umowy o ochronie inwestycji. Jednak zdaniem Wojtalika, nie jest to optymalne rozwiązanie.
- Owszem, zasady TTIP będą mniej niekorzystne dla Polski niż do tej pory. Problem w tym, że tworzenie osobnych trybunałów w warunkach europejskich nie jest w ogóle potrzebne. Europejskie systemy oferują wystarczającą ochronę praw inwestorów - mówi ekspert IGO. - Tymczasem jeśli ISDS znajdzie się w traktacie, będzie to oznaczać zabetonowanie tego systemu niemal na zawsze. Trudno uważać to za korzystne dla nas rozwiązanie - podsumowuje.