Koronawirus. Wiele zakażeń w bastionach antyszczepionkowców
Liczba zakażeń koronawirusem w Niemczech dramatycznie wzrosła głównie na wschodzie i południu kraju. Dlaczego właśnie tam?
Wolfgang Kreischer, lekarz z Berlina, zauważył, że wobec dramatycznego wzrostu liczby zakażeń koronawirusem coraz częściej przychodzą do niego wystraszeni ludzie, w tym niezaszczepieni. – Są wśród nich tacy, którzy stopniowo przekonują się do szczepień. Przychodzą teraz, w czasie akcji szczepień odświeżających. To ci milczący, którzy prawie się nie odzywają – opowiada.
Także przed centrami szczepień w Niemczech znowu zaczynają ustawiać się kolejki. – Ale nadal nie brakuje tych, którzy całkowicie odrzucają szczepienia – dodaje. Grupa ta robi się też coraz bardziej agresywna. – Mówią, że szczepionki są szkodliwe, że za całą pandemią stoją ciemne siły, a my mamy przestać szczepić. Jedna z moich pacjentek rzuciła na odchodne, że wszyscy powinniśmy zostać za to ukarani. To się niestety zdarza. Na głupotę nie ma lekarstwa – rozkłada ręce.
Słabe wykształcenie, prawicowe poglądy
Głupota czy może też motywowana politycznie ideologia? Heike Kluever z Instytutu Nauk Społecznych Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie od marca pracowała nad raportem o gotowości Niemców do szczepień. W reprezentatywnym badaniu przepytano ponad 20 tys. osób. Ponad 67 proc. z nich było zaszczepionych albo zdecydowanych na szczepienie, 17 proc. było niezdecydowanych, a 16 proc. całkowicie odrzucało szczepienie.
– Widzimy wyraźny związek między poziomem wykształcenia i niechęcią do szczepień – mówi badaczka w rozmowie z Deutsche Welle. – Im niższe wykształcenie, tym większy opór wobec szczepionek. Osoby, które odrzucają szczepienia, to raczej wyborcy Alternatywy dla Niemiec (AfD) o prawicowych poglądach. Poza tym są to ludzie o niskim zaufaniu do polityków, rządu, mediów i systemu opieki zdrowotnej – mówi.
Kiedyś przeciw imigracji, teraz przeciw szczepieniom
Kluever dodaje, że jest to grupa, która uformowała się jeszcze przed pojawieniem się koronawirusa, a wybuch pandemii tylko utwierdził ich we własnych przekonaniach. – Widzimy dość wyraźny sceptycyzm wobec migracji. Już w marcu można też było zaobserwować, że grupa ta w ogóle nie przestrzega restrykcji pandemicznych, jak noszenie masek czy zachowywanie odstępu – mówi. Może to tłumaczyć, dlaczego w bastionach AfD na wschodzie kraju liczba zakażeń wystrzeliła w górę.
- Wśród tych ludzi wytworzyło się coś na kształt ducha korporacyjnego – zauważa Josef Holnburger z grupy badawczej CeMAS, zajmującej się skrajnie prawicowymi treściami i teoriami spiskowymi w internecie. – Gdy wychodzi na jaw, że ktoś ze środowiska się zaszczepił, wywołuje to wielkie oburzenie wśród innych. Uważane jest to za złamanie się, pęknięcie – mówi.
Sceptycyzm wobec szczepień jest świadomie wykorzystywany przez grupy prawicowe, zwłaszcza na wschodzie Niemiec i to wbrew tamtejszej kulturze – uważa Holnburger. – To zadziwiające, bo to właśnie te wschodnie landy odznaczały się przed koronawirusem bardzo wysokim poziomem zaszczepienia, choćby przeciwko odrze czy tężcowi – zauważa. To spadek po NRD, gdzie panował obowiązek szczepień, w przeciwieństwie do wielu landów zachodniej RFN.
Ataki i groźby wobec chętnych do szczepienia
Holnburger zgadza się z opinią Heike Kluever i widzi bezpośredni związek między antypaństwowymi, prawicowymi hasłami, a sprzeciwem wobec szczepień. Jego zdaniem walka z restrykcjami pandemicznymi to obecnie główny temat, ale w przyszłości może on zostać łatwo zastąpiony innym. – Są ludzie mający zamknięty światopogląd, żyjący w innej rzeczywistości, których nie da się przekonać za pomocą argumentów. Będziemy tego doświadczać także przy innych sprawach, jak choćby zmiany klimatu – mówi.
Z Saksonii albo Turyngii na wschodzie Niemiec coraz częściej docierają informacje o groźbach czy atakach na lekarzy, a nawet na osoby chcące się zaszczepić. A na południu Niemiec – w Bawarii czy Badenii-Wirtembergii – bardzo silna jest niejednorodna grupa koronasceptyków spod znaku ruchu Querdenker, czyli "myślących na przekór".
Wątpiący dają się przekonać
W przeciwieństwie do tych zacementowanych ideologicznie grup, da się przemówić do grupy niezdecydowanych. Raport, nad którym pracowała Heike Kluever, wyliczał, że dzięki szczepieniom przez lekarzy rodzinnych przez przywileje dla zaszczepionych czy nawet premie pieniężne udałoby się skłonić do szczepień nawet 13 procent więcej osób.
Pytani o sprawę lekarze i naukowcy są zgodni, że politycy nie mogą dać się odwieść od zdecydowanych działań w obliczu pandemii ze względu na radykalnych przeciwników szczepień. – Należy wprowadzić obowiązek szczepień dla niektórych grup zawodowych, bo jako pacjent też chcę wiedzieć, że jeśli trafię do szpitala, to jestem tam bezpieczny – mówi Wolfgang Kreischer.
Na niedawnym spotkaniu kanclerz Angeli Merkel z premierami niemieckich landów zdecydowano o stworzeniu możliwości wprowadzenia takiego obowiązku w szpitalach i domach opieki. Także Heike Kluever uważa, że polityka nie może bać się zdecydowanych działań. – Możliwa jest dalsza polaryzacja, ale trzeba przyznać, że już wcześniej zaufanie do niektórych instytucji było bardzo niskie – mówi. Z drugiej zaś strony, zdecydowana większość Niemców jest za szczepieniami i zgadza się na większość restrykcji pandemicznych, nawet tych bolesnych.
Autor: Jens Thurau