Koronawirus w Polsce. Nowy protest w ochronie zdrowia? "Bez nas machina nie działa"
Sprzątają w salach, opiekują się pacjentami. Transportują ich z oddziału na oddział, by ci mogli mieć wykonane badania. Prowadzą dokumentację. W ostatnich miesiącach często bywają w prosektorium, gdzie zwożą zwłoki. Personel pomocniczy w ochronie zdrowia będzie walczyć o swoje. Mówią: - Bez nas ta machina przestałaby działać.
29.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 15:52
Krystian Krasowski z zawodu jest opiekunem medycznym, studiuje pielęgniarstwo, a pracuje jako salowy i sanitariusz w szpitalu MSWiA w Warszawie. Tak samo jak medycy codziennie zakłada odzież ochronną. I tak samo jak oni jest nieustannie narażony na zakażenie koronawirusem.
- Mam bardzo szeroki zakres obowiązków: od sprzątania, poprzez transport pacjentów a także materiałów do badań, po pomoc personelowi medycznemu, na przewozie zwłok do chłodni kończąc - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Jak podkreśla Krystian, jego zawód jest w całej machinie ochrony zdrowia pomijany, jakby czynności te robiły się same. Ma poczucie, że jest niedoceniany.
"To nie jest parzenie kawy"
Tak też czuje Maria, sekretarka medyczna pracująca w jednym ze szpitali w Oświęcimiu. - Komuś może się wydawać, że praca sekretarki medycznej w szpitalu to zwykłe parzenie kawy. Tak nie jest, pracy mamy ogrom. A w pandemii koronawirusa jeszcze więcej, bo przyjmujemy i wypisujemy masę pacjentów. Nie mamy często czasu na zjedzenie porządnego posiłku - mówi kobieta.
- Pracuję na oddziale covidowym. Mam styczność z lekarzami i pielęgniarkami, zaś oni kontaktują się oczywiście z pacjentami. My nie mamy kombinezonów, pracujemy w maseczkach, ale to tyle. Na dokumentacji COVID zostaje, a my przerzucamy tony tych papierów dziennie. A zarobek? 17 lat na tym stanowisku, dostaję 2300 zł na rękę - wyznaje Maria.
Zakażają się i chorują. Tego personelu też może zabraknąć
Nasi rozmówcy podkreślają: my, pracownicy personelu pomocniczego, nie jesteśmy ulepieni z innej gliny. - Też zakażamy się koronawirusem, też chorujemy. U nas też są przez to braki. Komuś się może wydawać, że szpital może wziąć kogokolwiek z ulicy, kto przyjdzie i będzie jak my pracować. To nieprawda. Nie każdy nadaje się do tej pracy. Nie każdy wjedzie do prosektorium, nie każdy ogarnie agresywnego pacjenta, nie każdy zniesie widok krwi, smród moczu i kału. To naprawdę ciężki i wymagający zawód - mówi nam Krystian.
- Wszyscy interesują się medykami - dodaje Maria. - Mówią, że chorują i powinni dostać ten dodatek covidowy. Ja też chorowałam, moje koleżanki również. A zaraziłam się najpewniej w szpitalu, zresztą było tu ognisko koronawirusa. Wszyscy pracujemy dla jednego pacjenta. To nie tylko lekarz i pielęgniarka. My jesteśmy trybikiem w tym mechanizmie. Wystarczy, że ktoś wypadnie i zaczynają nawarstwiać się dokumentacyjne zaległości. Ale to, że jesteśmy potrzebni, jest zauważane, dopiero kiedy nas nie ma - mówi sekretarka medyczna.
Pracują na oddziałach covidowych. Też chcą dodatku
Krystian Krasowski postanowił utworzyć nieformalną grupę osób, które są pracownikami pomocniczymi ochrony zdrowia. Grupa łączy już ponad 1500 osób. - Chcemy mówić głośno o naszej pracy, o salowych, sanitariuszach, opiekunach medycznych, rejestratorkach i medycznych sekretarkach. Ochrona zdrowia to nie tylko lekarze, pielęgniarki i ratownicy. Poza nimi jesteśmy jeszcze my. W wyobraźni ludzkiej nie ratujemy życia. Jednak bez nas i naszej pomocy ta machina przestałaby funkcjonować - stwierdza.
Jak mówi nam sanitariusz, ciężko ocenić, jak liczny jest personel pomocniczy w ochronie zdrowia. Szacuje się, że stanowią nawet 40-50 proc. załogi. Personel pomocniczy zarabia często najniższą krajową, czyli nieco ponad 1900 zł netto. Po kilku, a nawet kilkunastu latach, nadal nie jest lepiej. Przypomnijmy: nasza rozmówczyni, Maria, otrzymuje 2300 zł na rękę.
Chcą walczyć o swoje. Mają już pierwsze postulaty. - Czara goryczy przelała się w momencie, gdy pojawił się temat dodatku covidowego dla pracowników medycznych. Oczywiście, oni bez dwóch zdań powinni ten dodatek otrzymać. Niemal każdy medyk ma kontakt z osobami zakażonymi. Ale my też taki kontakt mamy. Uczestniczymy w całym procesie diagnostycznym i opiekuńczym. Dlaczego nas pominięto? - pyta.
List do ministra zdrowia
- Chcemy też spróbować zawalczyć o usystematyzowanie naszych zakresów obowiązków. Nie może być tak, że dana placówka nie przyjmuje opiekunów medycznych, bo trzeba im więcej zapłacić, a przecież ich pracę może wykonać sanitariusz czy salowa. Salowa dostanie te nieco ponad 2000 zł netto, a będzie robić za trzy osoby. Tak być nie może - dodaje.
Grupa pracowników personelu pomocniczego napisała już szkic listu otwartego do ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. - Ten list poddajemy teraz konsultacji z personelem pomocniczym z całej Polski, który będzie się pod tym dokumentem podpisywać. Później osobiście zaniesiemy go do siedziby ministerstwa - podsumowuje Krystian Krasowski.
Kto dostanie dodatek covidowy?
To kolejna grupa związana z ochroną zdrowia, która zapowiada walkę o poprawę warunków pracy. Pielęgniarki i położne zaczęły już wchodzić w spory zbiorowe z pracodawcami. Grożą strajkiem generalnym, co oznaczałoby odejście od łóżek pacjentów. W pełni gotowości są też ratownicy medyczni, którzy, w razie strajku, są gotowi dołączyć do pielęgniarek i położnych.
Kością niezgody między medykami a Ministerstwem Zdrowia jest "ustawa covidowa". Mówi ona o dodatku jedynie dla personelu medycznego delegowanego do szpitala do walki z covidem. Jak podkreślają pracownicy ochrony zdrowia, ten podział jest niesprawiedliwy, gdyż w dobie tak zaawansowanej pandemii w każdym szpitalu personel ma styczność z pacjentem zakażonym koronawirusem.
Zwróciliśmy się do Ministerstwa Zdrowia z pytaniami dotyczącymi personelu pomocniczego w ochronie zdrowia. Dlaczego ta grupa została całkowicie pominięta w ustawie dotyczącej dodatku covidowego? Czekamy na odpowiedź.