Pielęgniarki zapowiadają strajk. "Słowa ministra przelały czarę goryczy"
- Minister zdrowia niczego z nami nie uzgodnił. Twierdząc, że to zrobił, wprowadza opinię publiczną w błąd. Pielęgniarki pracują ponad siły, ryzykują swoim zdrowiem i życiem, a rząd milczy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych Krystyna Ptok.
Julia Theus, Wirtualna Polska: Pielęgniarki wchodzą w spory zbiorowe z pracodawcami?
Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych: Tak. Rządzący nie podejmują prób rozwiązania pilnych spraw zgłaszanych przez związek. Na szczeblu ogólnopolskim jedyna droga prawna to rozwiązanie tych problemów indywidualnie z pracodawcami poprzez spory zbiorowe. Organizacje zakładowe w całej Polsce otrzymały we wtorek dokumenty, które są wynikiem prac Zarządu Krajowego OZZPiP. Liczbę osób, które wejdą w spór zbiorowy, będziemy znały w połowie grudnia. Teraz zrzeszamy około 800 największych jednostek ochrony zdrowia w Polsce, dlatego podejrzewamy, że będzie to duża grupa.
Minister zdrowia zdziwił się kilka dni temu, że pielęgniarki i położne rozważają strajk. Twierdzi, że resort doszedł ze środowiskiem do porozumienia. Dlaczego zatem chcecie strajkować?
Minister doskonale wie, o co chodzi. Proszę, niech minister zdrowia Adam Niedzielski ujawni opinii publicznej jakikolwiek dokument, jakiekolwiek nagranie, choćby jeden SMS z którego wynika, że cokolwiek uzgodnił z OZZPiP. To jest wprowadzanie opinii publicznej w błąd, chyba że tę wypowiedź trzeba traktować dosłownie. Być może minister zdrowia uzgodnił sobie sam z sobą to, co zamierza przeprowadzić.
Podobno uzgodniliście z resortem zdrowia kwestie dotyczące wynagrodzeń.
Nam jako stronie społecznej reprezentującej pielęgniarki i położne nie przedstawiono żadnych aktów prawnych regulujących kwestie wynagrodzeń, które podnosił związek. Dodatkowo czarę goryczy przelały publiczne zapowiedzi premiera i ministra zdrowia o tym, jak będą świetnie wynagradzani medycy za walkę z COVID-19. Zapowiedź była, ale do dziś nikt nie otrzymał żadnych pieniędzy. Nadal nie jesteśmy odpowiednio gratyfikowani.
Czy to jedyny powód wejścia w spór zbiorowy?
Powodem jest przede wszystkim brak reakcji ze strony rządu, pogarszające się warunki pracy i dramatyczna sytuacja służby zdrowia w okresie pandemii koronawirusa. Pielęgniarki pracują ponad siły. Bierzemy całodniowe i całonocne dyżury, jedna zmiana często trwa 24 godziny. Na dyżurach z 80 pacjentami zostają dwie pielęgniarki i jeden lekarz.
Zniesione zostały normy zatrudnienia, zlikwidowano nam Departament Pielęgniarek i Położnych w Ministerstwie Zdrowia. Procedowana jest też ustawa o pozyskaniu osób spoza Polski do pracy w ochronie zdrowia, które nie muszą się wykazać znajomością języka polskiego. Ma to wspomóc medyków, jednak obawiam się, że może stać się przysłowiową "kulą u nogi", chociażby przy wypełnianiu dokumentacji medycznej.
Czy pielęgniarki w szpitalach tymczasowych dostają wyższe stawki niż te, które obowiązują w normalnych placówkach?
Mam informację z jednego ze szpitali tymczasowych, że pielęgniarki, które w nim pracują, dostają wyższe stawki godzinowe, czyli około 90-95 zł. Tymczasem pielęgniarka, która ma kontakt z pacjentem zakażonym COVID-19 i wykonuje swoje obowiązki w szpitalu powiatowym, nie otrzymuje dodatkowego wynagrodzenia, a jej godzinowa stawka na kontrakcie nie przekracza 35 zł. A w czym jest gorsza od tej pielęgniarki, która pracuje na Stadionie Narodowym? Przecież też naraża swoje życie. To rząd dzieli nas na lepszych i gorszych, na tych, którzy dostają pieniądze i tych, którzy ich nie dostają, mimo tego, że na kontakt z wirusem narażeni są jedni i drudzy.
Pielęgniarki chcą się przenosić do szpitali tymczasowych?
To nie jest takie proste. Pielęgniarki do szpitali tymczasowych są oddelegowywane przez wojewodów. Zgodę na przeniesienie muszą wyrażać też dyrektorzy szpitali, którzy cały czas borykają się z dziurami w kadrach medyczynych. W tym roku prawo do wykonywania zawodu odebrało ponad 5 tysięcy absolwentów szkół wyższych, a zatrudnionych zostało tysiąc z nich. Te liczby mówią same za siebie. O niskich wynagrodzeniach i brakach wśród pielęgniarek i położnych próbujemy rozmawiać od lat. A rząd milczy.
Odejdziecie od łóżek?
Nie zadecydowałyśmy jeszcze o formie strajku, nie wiemy czy będziemy odchodzić od łóżek. Może być na przykład strajk włoski - będziemy wypełniały procedury zgodnie z obowiązującymi standardami postępowania, a przy tak ograniczonej liczbie personelu, może być to bardzo uciążliwe dla pacjentów. Niestety ze środowiska płyną też głosy, że na znak protestu najlepiej oddać prawo do wykonywania zawodu i nie zajmować się udawadnianiem komuś, że jesteśmy w systemie ochrony zdrowia ważne.
Do strajku chcą dołączyć też ratownicy medyczni, co pani sądzi o połączeniu sił?
Dostajemy takie sygnały nie tylko od ratowników medycznych. Dołączyć do nas chcą też inne medyczne grupy zawodowe, wśród których panuje coraz większe niezadowolenie. Pracujemy wszyscy ponad siły, na kilku etatach i tylko dzięki temu system jeszcze funkcjonuje, ale w pewnym momencie odbije się to na naszym zdrowiu.
Teraz system ochrony zdrowia jest już na kolanach. Zakażonych COVID-19 na terenie Polski jest ponad 5 tysięcy pielęgniarek, 58 z nich znajduje się w szpitalach, a 14 jest w ciężkim stanie. Dwie pielęgniarki walczą o życie, jedna w szpitalu klinicznym w województwie w lubelskim, a druga w Gdańsku. W ciągu ostatnich dwóch tygodni z powodu zakażenia koronawirusem zmarło osiem pielęgniarek.