Koronawirus w Polsce. Afera fałszywych testów. 56 osobom powiedziano, że są chore. Potem okazało się, że był to błąd
Fałszywy pozytywny wynik na koronawirusa u 56 osób z personelu i pacjentów szpitala w Jastrzębiu-Zdroju spowodował zamknięcie tej jednostki na trzy dni. Rozważano nawet ewakuację. Wtedy nadeszły wyniki drugiej serii tzw. badań weryfikacyjnych. Okazało się, że nie są zakażeni.
Fałszywie pozytywne albo negatywne wyniki testów na koronawirusa to kolejne ryzyko, które muszą uwzględnić medycy zmagający się z epidemią. Możliwe, że problem, który ujawnił się w Jastrzębiu Zdroju, dotyczy całej Polski. Laboratoria pracują na testach i odczynnikach od różnych producentów, a dodatkowo pod presją dostarczenia jak największej liczby próbek. Stąd wysokie ryzyko pomyłek.
- Sygnałem do testów wśród personelu było podejrzenie zakażenia koronawirusem u jednego pacjenta. Pozytywny wynik u 56 osób oznaczał, że mamy olbrzymie ognisko epidemii. Ci rzekomo zarażeni byli rozsiani po wielu oddziałach szpitala. To wzbudziło nasze podejrzenia - mówi jeden z pracowników Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Jastrzębiu-Zdroju (woj. śląskie).
18 kwietnia szpital został zamknięty. Lekarze i personal nie wrócili na noc do domów. Przygotowywano plan ewakuacji 150 pacjentów. Zanim do tego doszło, dodatkowe testy sprawdzające wykonało laboratorium sanepidu. Ich wyniki wykazały brak zakażeń. - Strach, zamieszanie, nerwy. Mimo zagrożenia przyjęliśmy trzech pacjentów w stanie zagrożenia życia. Nie da się opisać tego, co przeżyliśmy - dodaje rozmówca WP. 21 kwietnia wieczorem szpital wznowił działalność.
Koronawirus w Polsce. Jak doszło do pomyłki
Eksperci Ministerstwa Zdrowia i Państwowego zakładu Higieny mają ustalić, jak doszło do pomyłki. Testy wykonywała firma Kardio-Med Silesia z Zabrza, posiadająca akredytację Ministerstwa Zdrowia. Jak tłumaczy prezes spółki Adam Konka, jego laboratorium mogło wykonać 600 testów na dobę, jednak w krytycznym dniu otrzymało 1100 testów. Próbki opisane były jako "pilne", od osób z bezpośrednim zagrożeniem zdrowia i życia oraz od personelu medycznego.
W strefie brudnej, podczas pierwszych prac nad testami, jeden z pojemników z próbkami rozszczelnił się - podaje spółka. To najbardziej prawdopodobne źródło zakażenia.
Trwają ustalenia, czy kilkaset innych testów z tej firmy miało prawidłowe wyniki. Prawdopodobnie nie było to jedyne laboratorium, które mogło podać zafałszowane wyniki.
Dr Paweł Grzesiowski, który sprawę wątpliwości wokół testów nagłośnił w mediach społecznościowych, otrzymał kilkanaście kolejnych informacji o fałszywie ujemnych i fałszywie dodatnich testach. - Setki testów na dobę, różne serie, różni producenci, różne urządzenia, różne laboratoria, niektóre powstały w kilka dni. Brak pewności co do wyniku daje lęk i chaos. Więcej testów? Nie! Najpierw jakość, potem ilość - komentował Grzesiowski na Twitterze.
Ilu mamy chorych? Testy negatywne nie dają pewności
Nawet masowe testy i to te najczulsze, przeprowadzane rekomendowaną przez WHO metodą nie dają pewności co do obrazu epidemii. W rozmowie z WP problem potwierdza prof. Rafał Gierczyński zespołu do spraw koordynacji sieci laboratoriów COVID-19, powołanego przy Ministrze Zdrowia. - Mamy 87 laboratoriów, które pracują na różnym sprzęcie, testach od wielu producentów. To oznacza różnice w czułości testów - mówi prof. Rafał Gierczyński. - Pojawia się też presja na szybkie podawanie wyników. Tymczasem w każdej serii testów pewna pula wyników jest niejednoznaczna, diagności mogą je różnie interpretować - dodaje.
Prof. Gierczyński podaje przykład, jak trudno jest zdiagnozować wirusa SARS-Cov-2. Jeden z pacjentów miał kontakt z osobą zarażoną 28-29 marca. 30 marca próbka pokazała wynik ujemny. 11 kwietnia wynik był "nierozstrzygający". Dopiero test z 13 kwietnia potwierdził rozległą infekcję. Dlatego eksperci WHO i amerykańskiej agencji Centra Kontroli i Prewencji Chorób podkreślają, że negatywny wynik testu na koronawirusa nie oznacza, że testowany jest osobą zdrową.
Przypadek z Jastrzębia-Zdroju sprawił, że laboratoria pracujące nad diagnostyką koronawirusa będą częściej kontrolowane, pod kątem jakości wyników. Raz w miesiącu mają dostarczać do Państwowego Zakładu Higieny pięć dodatnich i dziesięciu ujemnych próbek. Dodatkowy test ma sprawdzić ich wiarygodność.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl