Koronawirus na świecie. Edyta i Piotr zaszyli się w Laosie. Do Polski na razie nie planują wracać
Edyta i Piotr to Polacy, którzy kilka miesięcy temu ruszyli w podróż życia. Koronariwus pokrzyżował ich plany kiedy byli w Laosie. Zamieszkali więc w Vang Vieng – mieście bez zachorowań na koronawirusa. Opowiadają, jak Laotańczycy podchodzą do narodowej kwarantanny. I wyjaśniają, dlaczego na razie nie planują powrotu do Polski.
21.04.2020 16:09
W Laosie Piotr i Edyta są od połowy marca. To podróżnicy, którzy rzucili wszystko i ruszyli w drogę. Ich plany przez pandemię koronawirusa musiały jednak ulec zmianie.
Oficjalne zamknięcie kraju rząd Laosu ogłosił 30 marca. Wycofano wizy, zamknięto granice, ograniczono możliwość poruszania się. - Mieliśmy szansę powrotu do Polski, korzystając z lotów repatriacyjnych organizowanych przez Niemcy, Francję czy Szwajcarię – mówi nam Piotr. Był to lot z Wientian, stolicy Laosu, do innych stolic europejskich, w zależności od organizatora lotu. - Wszystko koordynowała Ambasada Polski w Bangkoku. Część osób skorzystało z tych opcji powrotu. My osobiście postanowiliśmy zostać na miejscu – dodaje Piotr.
Dlaczego? Wymienia dwie kwestie.
Koronawirus na świecie i powrót do Polski. Wysokie ryzyko zakażenia
Po pierwsze – sama podróż. Powrót z krajów europejskich musieliby zorganizować sami - Ze względu na sytuację w Europie, w takich krajach jak Niemcy czy Francja, nasz powrót z tych państw do rodzinnego miasta w Polsce wiązałby się z wysokim ryzykiem narażenia zdrowia naszego, towarzyszy podróży i ludzi spotkanych po drodze. Ponadto sam przejazd przez Polskę to dla nas zmiana publicznych środków transportu aż pięć razy. Stanęliśmy więc przed pytaniem – a co, jeżeli złapiemy wirusa na lotnisku lub w samolocie i potem będziemy zarażali współpasażerów w pociągach i autobusach? –pyta Edyta. Postanowili więc zostać.
Piotr i Edyta podkreślają, że Ambasada RP w Bangkoku była i jest niesamowicie pomocna. - Konsul był cały czas w kontakcie z nami i innymi Polakami. Ci, którzy zdecydowali się wracać do Polski, mieli pełne wsparcie – dodają.
Koronawirus w Laosie. I miasteczko bez zakażeń
Piotr i Edyta zamieszkali w miejscowości Vang Vieng, około 180 km od stolicy Laosu.
- Wynajęliśmy tutaj nieduży pokój z kuchnią. W hotelu poza nami jest dosłownie kilka innych osób. Właściciele hoteli w Laosie postanowili nie lokować wspólnie zbyt dużej liczby turystów – mówi Piotr.
W całej miejscowości przebywa około 60 obcokrajowców. W Vang Vieng przypadków zachorowań na koronawirusa nie ma. Jak opowiada Edyta, być może dlatego atmosfera jest tu spokojna i życie toczy się w miarę normalnie. Przy czym Laotańczycy skrupulatnie przestrzegają obostrzeń.
Izolacja mimo braku koronawirusa
- Tu ludzie wiedzieli, jak się zachowywać, jeszcze zanim obostrzenia się pojawiły. Być może dlatego, że Azja miała już wcześniej do czynienia z wirusami – mówi Edyta. Podkreśla wielką odpowiedzialność społeczną mieszkańców. I brak paniki. - Laotańczycy podchodzą do restrykcji poważnie, ograniczyli wychodzenie, spotkania, zachowują dystans, noszą maseczki – dodaje.
Oni też wychodzą tylko, kiedy muszą. Mimo braku wirusa w mieście izolują się. – Nie przemieszamy się, wychodzimy tylko do sklepów i na krótkie spacery w okolicy. Mimo to dużo czerpiemy obserwując lokalną kulturę i tradycję. Uczymy się chociażby gotować – opowiada Piotr.
Obecnie czekają do 3 maja mając nadzieje na lekkie zniesienie trwających obostrzeń. - Być może przeniesiemy się wówczas do większego miasta. A latem, jak otworzą się możliwości, planujemy wrócić do Polski – podsumowuje Piotr.
CZYTAJ TEŻ: Koronawirus i powrót do domu. Sylwia utknęła w Afryce. "Zamiast trzy dni byłam tam trzy tygodnie"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl