Kornelia potrzebuje pomocy. Urodziła się z zamartwicą, "bo pielęgniarki nie chciały obudzić położnej"

• Pani Ewelina: Kornelia urodziła się z zamartwicą, bo pielęgniarki nie chciały obudzić położnej
• Z powodu zbyt późnej diagnozy, dziecko przyszło na świat z wadą twarzy
• Rodzice dziewczynki pilnie szukają pomocy w fundacjach lub kontaktu do specjalistów
• W tym przypadku okres oczekiwania na wizytę w państwowej służbie zdrowia sięga kilku lat

Kornelia potrzebuje pomocy. Urodziła się z zamartwicą, "bo pielęgniarki nie chciały obudzić położnej"
Źródło zdjęć: © Wirtualna Polska
Robert Kulig

17.06.2016 | aktual.: 23.06.2016 09:52

- Na dobrego lekarza czeka się po kilka lat, a my potrzebujemy diagnozy, żeby nasze dziecko nie straciło swojego jedynego oczka - mówi pani Ewelina, mama 6-letniej Kornelii.

- Nie wiemy co robić, a lekarze z wioski nie widzą dla niej rozwiązania. Mam wrażenie, że diagnozę postawili "na odczep się", a my naprawdę nie chcemy odpuścić i pozwolić, by Kornelka zupełnie straciła wzrok - dodaje.

Tak wyglądają codzienne zmagania rodziny, która toczy nierówną walkę o zdrowie dziewczynki. Trzy pokolenia - babcia, mama i dziecko - mieszkają wspólnie na podradomskiej wsi - w miejscu, gdzie czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Zajmują się gospodarstwem i hodowlą psów. By dorobić, pani Ewelina dodatkowo pracuje jako groomer, zajmując się pielęgnacją zwierząt.

Historia Kornelii i jej problemów zdrowotnych ma swój początek jeszcze w fazie prenatalnej. Mimo widocznych zmian, lekarze nie zwrócili uwagi na ułożenie płodu.

- Chodziliśmy do dwóch lekarzy w czasie ciąży i nikt nawet nie napomknął, że coś jest nie tak. Płód był wyraźnie źle ułożony, był ucisk miednicy na twarz. A ja przez całą ciążę musiałam fizycznie pracować. Z każdym tygodniem wada płodu powiększała się i w końcu nie wykształciło się oczko, jest pokrzywiona przegroda nosowa, a teraz Kornelka ma tylko jedną "jedynkę" - mówi pani Ewelina.

- Najgorzej było w trakcie porodu. Dziecko urodziło się z zamartwicą, bo pielęgniarkom nie chciało się obudzić położnej na dyżurze. Kiedy zobaczyliśmy, że coś jest nie tak, nie było komu postawić diagnozy, bo w malutkim szpitalu wiejskim nie ma odpowiedniego sprzętu - wspomina.

Na dodatek rodzina musiała dopraszać się o skierowanie do innych placówek, by dowiedzieć się czegokolwiek o stanie dziecka. Miejscowi medycy zdawali się bagatelizować sprawę.

- Według lekarza Kornelka cierpi na szczelinę tęczówki i naczyniówki. W drugim oczodole jest twór wielkości 5 mm, który sobie po prostu jest. Jeździmy co kilka tygodni na wycisk i nową protezę oka, ale to taka rutyna. Ale nie wiemy co będzie dalej. Przy okazji dziecko płacze, boi się, nie może spać. A lekarze powiedzieli, że choroba jest nieuleczalna - wspomina mama.

Tymczasem wystarczy wpisać w dowolną wyszukiwarkę internetową nazwę choroby, na jaką cierpi dziewczynka i od razu zorientować się, że wiedza (a także doświadczenie) lekarzy, którzy opiekują się Kornelią, jest niewystarczająca. Zabiegi mające leczyć wadę jej wzroku są niemalże rutynowe.

- Nie możemy doczekać się wizyty u porządnego lekarza. Z jednej strony przeszkadzają nam w tym ograniczenia finansowe, a z drugiej - nawet kilkuletni czas oczekiwania w kolejce. Nawet nie wiemy do końca gdzie szukać. A nam bardzo zależy, by od początku zdiagnozować Kornelkę i wtedy szukać rozwiązania jej problemów. Okulistyka czy medycyna kosmetyczna się rozwijają, a my nie mamy do nich dostępu. Na dostanie się do Centrum Zdrowia Dziecka czekamy już kilka lat, a termin jest jeszcze bardzo odległy - mówi pani Ewelina.

Wada wzroku to jednak nie jedyny problem dziewczynki. Przez swój wygląd już od wczesnych lat jest zaczepiana i wytykana przez rówieśników.

- W małych środowiskach jest tak, że każda tzw. "nienormalność" jest krytykowana. Jej to sprawia niesamowitą przykrość. Ludzie nas nie znają, a w szkole ktoś ją zaczepia, kopie czy przewraca. Głównie starsi chłopcy. I to tylko dlatego, że Kornelia wygląda trochę inaczej niż inni - mówią z żalem babcia i mama dziewczynki.

Rodzice od razu reagowali na przypadki agresji słownej i fizycznej, ale Kornelia i tak czuje się prześladowana. Mimo to udowadnia wszystkim, że potrafi być dużo bardziej sprawna niż jej zdrowi koledzy, jest na przykład najlepszą uczennicą na miejscowych zajęciach karate.

- Teraz jeszcze jest za mała, by mieć kontakt z dużą liczbą osób. Boimy się jednak, że jeśli nie poprawimy zdrowia i wyglądu Kornelki, to będzie miała duży problem w przyszłości - mówi mama dziewczynki.

To prawdopodobnie z powodu swojej odmienności, bardziej od świata ludzi, dziewczynka pokochała świat zwierząt. Podczas mojej kilkugodzinnej wizyty w gospodarstwie, opiekowała się blisko 20 psami i małą kozą. Na równi z dorosłymi wspierała mamę i babcię w obowiązkach. Wyładowując jednocześnie swoją energię na zabawie z młodymi owczarkami szkockimi, które rodzina hoduje na sprzedaż.

- Pilnie potrzebujemy diagnozy specjalisty i profesjonalisty. Chcemy uratować wzrok Kornelii, a przynajmniej sprawić, żeby się nie pogorszył. Jest jedno oczko, o które trzeba bardzo dbać, ale nasz miejscowy lekarz nie potrafi powiedzieć nam w jaki sposób - wyznaje pani Ewelina.

Jeśli wśród naszych czytelników są osoby, które mogą pomóc Kornelii i jej rodzinie w kontakcie ze specjalistą, który potrafiłby zdiagnozować dziecko lub znają organizację pozarządową, która mogłaby roztoczyć nad Kornelką opiekę, proszeni są o kontakt pod adresem: redakcja@grupawp.pl - w tytule: "Wiadomość dla R.Kuliga".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (13)