Korea Północna. Kim Dzong Un i sekrety jego żony [FRAGMENT]

Można by ją nazwać północnokoreańską Kate Middleton. Odświeżyła oblicze monarchii i przydała swemu mężowi bardziej ludzkiego rysu - pisze o Ri Sol Ju, żonie północnokoreańskiego dyktatora, Anna Fifield w książce "Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una", która ukazała się nakładem wydawnictwa SQN 2020.

Korea Północna. Kim Dzong Un i sekrety jego żony [FRAGMENT]
Źródło zdjęć: © Getty Images | Pyeongyang Press Corps

Ri Sol Ju była ładną, utalentowaną piosenkarką z wpływowej rodziny. Młodość spędziła na śpiewaniu w różnych zespołach wychwalających wspaniałość reżimu. A potem nagle wylądowała na samiusieńkim szczycie tegoż. Została żoną Kim Dzong Una.

Dziś można by ją nazwać północnokoreańską Kate Middleton – odświeżyła oblicze monarchii i przydała swemu mężowi bardziej ludzkiego rysu. Ta olśniewająca młoda kobieta, która pomimo całego splendoru potrafi zachować więź z prostym ludem, stanowi wzór do naśladowania dla całego pokolenia millenialsów, a jednocześnie wnosi do zastałych struktur władzy powiew nowoczesności.

Jej oficjalny debiut wyreżyserowano tak, aby pokazać, że Korea Północna wkroczyła w nową erę – erę, w której młodzi ludzie mogą cieszyć się życiem i mieć ambicje. Przynajmniej ci, którzy należą do elit.

Kim jest ta dziewczyna?

Ri promieniała, kiedy w połowie 2012 roku po raz pierwszy wystąpiła publicznie u boku Wielkiego Następcy. Zjawili się wspólnie na koncercie w Pjongjangu, w czasie którego siedzieli obok siebie na jasnoczerwonych fotelach dla VIP-ów. Kim miał na sobie swój obowiązkowy czarny mundurek Mao, zaś jego partnerka – która w tamtym czasie nosiła krótkie włosy – ubrana była w taliowany czarny kostium z białymi wykończeniami. Oboje mieli w klapie czerwone przypinki z podobizną Kim Ir Sena.

Królewska para z entuzjazmem obejrzała występ żeńskiego zespołu wokalnego Moranbong. Obywatele, przywykli do piosenkarek w szerokich spódnicach albo wojskowych mundurach barwy khaki, byli w szoku, oglądając czarujące dziewczęta w obcisłych, połyskliwych strojach.

Popis jeździectwa Kim Dzong Una [ZOBACZ WIDEO]

Państwowe media nie zdradziły imienia tajemniczej kobiety, która towarzyszyła wodzowi tamtego wieczoru. Za to w południowokoreańskiej prasie aż wrzało od spekulacji. Czy to młodsza siostra Kim Dzong Una? A może Hyon Song Wol, liderka popularnego zespołu Pochonbo Electronic Orchestra, znanego z przeboju Pani na pięknym koniu? Większość dziennikarzy z Południa uznała, że u boku Wielkiego Następcy faktycznie pojawiła się Hyon i że jest w ciąży.

Domysły te, jak często bywa, okazały się zupełnie nietrafione (podobnie jak późniejsze sensacyjne doniesienia, że Kim kazał stracić Hyon).

Obraz
© East News

Towarzyszka Ri Sol Ju

Kilka tygodni później północnokoreańskie media opublikowały relację z otwarcia Ludowego Placu Rozrywki Rungra w Pjongjangu, jednego z nowych centrów rekreacyjnych, które wódz kazał wybudować, aby pokazać, że otacza "czułą opieką" obywateli w każdym wieku. Do znajdującego się na wyspie pośrodku rzeki Taedong ośrodka należały baseny, zjeżdżalnie wodne, park zabaw, delfinarium oraz pole do minigolfa.

W czasie uroczystego otwarcia Kim Dzong Unowi towarzyszyła kobieta, którą przedstawiono po prostu jako towarzyszkę Ri Sol Ju. W oficjalnym sprawozdaniu zanotowano, że wszyscy "witali ich entuzjastycznie, głośno wołając »Hura!«". Kim i Ri uścisnęli dłonie zagranicznych dyplomatów. Jeden z nich, Brytyjczyk nazwiskiem Barnaby Jones, wypróbował nawet kolejkę górską, siedząc w wagoniku przed Wielkim Następcą.

Nigdy nie podano do informacji publicznej, że młody przywódca wziął ślub, nie potwierdzono też, że kobieta, z którą się pokazał, jest w istocie jego małżonką. Ale kiedy stali ze sobą pod rękę, nikt nie mógł mieć wątpliwości, że są parą. Publiczna prezentacja żony wodza stanowiła w Korei Północnej zjawisko bezprecedensowe. Pierwsza żona Kim Ir Sena, bohaterka rewolucji Kim Dzong Suk, została otoczona kultem dopiero po śmierci w 1949 roku, zaś jego druga żona już wcześniej była osobą publiczną, gdyż zajmowała wysokie stanowisko w strukturach rządowych. Kim Dzong Il z pewnością nie zabierał żadnej ze swych licznych partnerek na oficjalne wystąpienia.

W stylu Chanel czy Dior

Novum stanowiło jednak nie tylko samo pojawienie się Ri, ale też cała jej postawa i sposób bycia. W niczym nie przypominała innych północnokoreańskich kobiet, nawet swych równolatek z Pjongjangu. Na otwarciu parku rozrywki wystąpiła w dopasowanej zielonoczarnej sukience kończącej się nad kolanem. W innych częściach świata kreacja te pewnie nie zwróciłaby niczyjej uwagi, ale jak na Koreę Północną mogła uchodzić za śmiałą, wręcz szokującą, biorąc pod uwagę, że założyła ją "pierwsza dama".

W kraju, w którym żony czołowych partyjnych kacyków ubierały się w bezkształtne ciuchy sprawiające, że wszystkie wyglądały równie nieciekawie, Ri prezentowała się niezwykle nowocześnie. W niedługim czasie zaczęła eksperymentować z eleganckimi garsonkami w śmiałych barwach – wypróbowała nawet żakiet w czerwone grochy – a zamiast obowiązkowej czerwonej przypinki zakładała perłową broszę. Chodziła w czółenkach bez palców na platformie i często nosiła ze sobą kopertówkę w stylu Chanel czy Dior. Chętnie zmieniała fryzury, raz decydując się na krótkie włosy, raz na długie fale.

Jeszcze bardziej uderzający był jej sposób bycia.

Tamtego pamiętnego dnia w parku rozrywki uśmiechała się szeroko, idąc z Kimem pod rękę. W kolejnych latach, ilekroć pojawiała się u boku wodza, miała już zawsze iść z nim ramię przy ramieniu, co dla wielu stanowiło szokującą wręcz manifestację uczuć i pokaz równości. Gdyby normalna para zachowywała się w ten sposób na ulicy, uznano by to za żenujące albo wręcz ekscentryczne.

Wydawało się, że jako pierwsza dama Ri jest w stanie nieco utemperować męża – w takim stopniu, w jakim było to możliwe bez podważania jego najwyższego autorytetu. W dniu uroczystego otwarcia parku rozrywki jedna z kolejek nagle zatrzymała się, kiedy Wielki Następca i znany nam już brytyjski dyplomata znajdowali się na pokładzie. Obsługa rzuciła się naprawić usterkę, ale wódz wpadł w szał.

Robotnicy, drżąc ze zgrozy, zaczęli przepraszać. Zagraniczni goście niepewnie popatrywali po sobie. Wtem Ri podeszła do Kim Dzong Una i powiedziała mu coś po cichu, najwyraźniej próbując go uspokoić. Wódz się opanował, a wszyscy pozostali odetchnęli z ulgą.

Armia ślicznotek

Ri Sol Ju trudno uznać za typową Koreankę z Północy. Przed ślubem – podobnie jak matka Wielkiego Następcy – występowała w popularnej grupie artystycznej. Pochodziła z wpływowej rodziny, która pomagała Kimom utrzymać się przy władzy. Ojciec służył w lotnictwie. Ri Pyong Chol, były generał sił powietrznych, którego nigdy nie może zabraknąć u boku wodza w czasie prób rakietowych, to jej bliski krewny, prawdopodobnie wujek.

Pierwsza dama jest o pięć lat młodsza od męża. Według danych z paszportu, którego używała, gdy jako nastolatka odwiedziła Japonię, urodziła się 28 września 1989 roku. Dorastając w Pjongjangu, uczęszczała do Pałacu Dzieci Mangyongdae, pokazowej szkoły artystycznej, w której umalowane dzieciaki z maszynową precyzją wykonują piosenki propagandowe przed gośćmi z zagranicy. Później skończyła średnią szkołę muzyczną – na zdjęciach z tego czasu można zobaczyć łatwą do rozpoznania Ri w otoczeniu ubranych w tradycyjne czerwono-żółte mundurki kolegów i koleżanek – po czym wyjechała z kraju, by studiować na chińskim uniwersytecie.

Obraz
© Getty Images | Inter Korean Press Corp/NurPhoto

Komunistyczne Chiny stanowiły dla studentów z Korei Północnej kierunek pierwszego wyboru, ponieważ mieli tam blisko i czuli się mile widziani, nie wspominając już o tym, że była to najtańsza alternatywa. Ri odbyła też więcej podróży zagranicznych, co stanowiło przywilej zarezerwowany wyłącznie do najściślejszej elity. W 2002 roku, gdy miała 12 lat, wzięła udział w organizowanym przez UNESCO festiwalu artystycznym dla dzieci ze wschodniej Azji, który odbywał się w japońskim mieście Fukuoka.

Później, kiedy w 2005 roku Korea Północna wysłała reprezentację na mistrzostwa Azji w lekkoatletyce, przyszła pierwsza dama należała do towarzyszącej sportowcom sekcji dopingującej. Podobnie jak wszystkie członkinie sekcji, ubrana była wówczas w skromny czarno-biały strój i niosła flagę ukazującą zjednoczony Półwysep Koreański. Upamiętniające tę okazję fotografie ukazują Ri z krótkimi włosami i resztkami młodzieńczego tłuszczyku. Uśmiecha się i macha do tłumów południowokoreańskich reporterów, którzy przyszli fotografować "armię ślicznotek", jak na Południu przezywano cheerleaderki zza północnej granicy.

Sekcja dopingująca spędziła w Korei Południowej sześć dni, zagrzewając do boju swoją reprezentację i wykonując pieśni takie jak Błękitne niebo mego kraju. Południowokoreański wywiad z pewnością miał wszystkich przybyszów z Północy na oku – podobnie zresztą jak agenci reżimu pilnujący, aby nikt nie zbiegł do wroga. Tajniacy nie mogli jednak podejrzewać, że pilnują między innymi przyszłej żony przyszłego wodza. Ri była dla wszystkich jedynie kolejną ślicznotką.

Obraz
© East News | AFP/EAST NEWS

"Ojciec spojrzał mi w oczy"

Po zakończeniu studiów pierwsza dama in spe zaczęła karierę jako solistka w orkiestrze Unhasu, zespole ze śpiewakami w stylu zachodnich orkiestr filharmonijnych. Grupy takie stanowią podstawę północnokoreańskiej sceny muzycznej, a wykonują pieśni w rodzaju "Nasz oręż gwarancją pokoju". Ri szybko została gwiazdą. Występowała w tradycyjnych strojach ludowych – które przypominają namiot i całkowicie maskują sylwetkę – z wysoko ufryzowanymi włosami i sztucznymi rzęsami. W czasie koncertu noworocznego w 2010 roku zaśpiewała porywający utwór rewolucyjny zatytułowany "Ognisko jasno goreje". Później, owego pamiętnego roku, kiedy Kim Dzong Un został przywódcą, pojawiła się na scenie w połyskującej błękitnej sukni, aby wykonać solo wokalne "Kroki żołnierza". Pomiędzy tymi dwoma występami zdążyła zafundować sobie kosztowny zabieg dentystyczny, który poprawił jej uśmiech. Kiedy po raz pierwszy pokazała się u boku Wielkiego Następcy, wielu Koreańczyków z pewnością rozpoznało w niej słynną piękność z koncertów propagandowych.

Wydaje się, że młoda wokalistka w pewnym momencie wpadła w oko Kim Dzong Ilowi, który znany był ze swej słabości do artystek. Umiłowany Przywódca postanowił, że Ri powinna wyjść za jego najmłodszego syna i desygnowanego następcę, żeby zapewnić ciągłość dynastii. – Ojciec spojrzał mi w oczy i powiedział, żebym poślubił tę kobietę, więc mu zaufałem – zwierzył się kilka lat później Kim Dzong Un podczas swego pierwszego spotkania z prezydentem Korei Południowej.

Gdy stan zdrowia Kim Dzong Ila zaczął się pogarszać, Kim i Ri zalegalizowali swój związek. Stanowiło to istotny element planu sukcesyjnego. Podejrzewa się, że miłościwie panujący dorobili się dwójki albo trójki dzieci, które wódz bez wątpienia już szykuje do przyszłych zadań.

Wzorowe małżeństwo

Młody dyktator i jego piękna żona od samego początku mieli być wzorem nowoczesnego małżeństwa. We wrześniu 2012 roku, przy udziale licznych reporterów, odbyli wizytę w Changjon, osiedlu dla elit, które wyróżniało się w panoramie stolicy, ponieważ wieczorami podświetlano apartamentowce, używając różnobarwnych świateł. Małżonkowie odwiedzili niejakiego Pak Sung Ila.

Jak donosiła prasa, był to pracownik Biura Upiększania Miasta, mieszkający w pięciopokojowym mieszkaniu na drugim piętrze. W sprawozdaniach północnokoreańskich mediów zazwyczaj trudno oddzielić prawdę od fałszu, ale jeśli im wierzyć, Kim i Ri zachowywali się tak, jakby spotkali dawno niewidzianych krewnych. Wielki Następca wziął na kolana jednego z synków Paka i poklepywał go po policzku, natomiast pierwsza dama wręczyła gospodarzom własnoręcznie przygotowane potrawy. Tournée po budynku często przerywano na toasty, w trakcie których wódz osobiście napełniał kieliszki.

Korea Północna może i ma własną osobliwą ideologię, wciąż jednak utrzymuje konfucjański porządek hierarchiczny przejęty przed wiekami od Chin. Według tych zasad osoby postawione niżej usługują tym, które stoją wyżej – a nikt nie stoi wyżej niż Kim Dzong Un. A jednak w towarzystwie Ri Kim ukazywał się jako przywódca zupełnie inny niż jego ojciec. Grał rolę człowieka z krwi i kości, wodza blisko związanego z ludem, takiego, który potrafi być ciepły i łagodny (przynajmniej na czas starannie wyreżyserowanych wizyt).

Najdziwniejszy koncert świata

Sugestie pokoleniowej zmiany można było dostrzec też w innych sferach. Koncert, na którym pierwsza dama po raz pierwszy pojawiła się z mężem, z początku wyglądał jak typowa szopka na cześć reżimu. Impreza odbywała się w pjongjańskim Teatrze Artystycznym Mansudae, silnie kojarzonym z reżimowymi fetami. Oficerowie w oliwkowych mundurach i kobiety w tradycyjnych czarno-białych strojach powitali Wielkiego Następcę owacją na stojąco. Młody przywódca uścisnął prawice kilku ważnych osób, poza tym jednak wyglądał bardzo surowo. Wraz z niezidentyfikowaną jeszcze wówczas kobietą zasiadał na honorowym miejscu.

Gdy przy huku fajerwerków uniosła się kurtyna, na scenie pokazała się grupa kobiet w śmiałych sukniach wieczorowych. Grały na elektrycznych skrzypcach i gitarach. Wybór pierwszej piosenki – poruszającej zarówno dla Południowców, jak i mieszkańców Północy ballady o rozstaniu zatytułowanej "Arirang" – może i nie odbiegał od tego, do czego wszyscy przywykli, podobnie jak dekoracje przedstawiające górę Pektu i godło partii. Wykonanie utworu nie przypominało jednak niczego, co dotąd słyszano w Korei Północnej. Panie grały żywo, z pazurem, w całkowitym zapamiętaniu. A dalsza część koncertu miała być jeszcze bardziej niezwykła.

Wokalistki w dość krótkich, lśniących cekinami sukienkach i na wysokich obcasach odśpiewały zbiór pieśni propagandowych, po czym ubrane na czarno skrzypaczki zagrały główny motyw z "Rocky’ego" z solówką graną na jaskrawoczerwonej gitarze elektrycznej przez gitarzystkę w czymś, co przypominało suknię ślubną.

Później zrobiło się już zwyczajnie dziwnie. Artyści wykonali znany z Disneylandu utwór "It’s a Small World" – po koreańsku – a na scenie zaroiło się od przebierańców. Był tam Kubuś Puchatek z Tygryskiem, Myszka Miki i jego lepsza połówka Minnie, jeden z siedmiu krasnoludków, a także wzięty absolutnie znikąd zielony smok. Krasnoludek dziwacznie kręcił biodrami, podczas gdy w tle leciały kreskówki o Tomie i Jerrym. Miki setnie się ubawił, udając, że dyryguje orkiestrą. Zagrano piosenkę z Kubusia Puchatka ("To miś, co rozumek mały ma") i wreszcie przyszedł czas na wielki finał – szlagier "My Way", w którym Frank Sinatra chwalił się, że wszystko robi po swojemu.

Wydawało się to trafnym podsumowaniem całej imprezy. Kim Dzong Un zdecydowanie brał przykład z wielkiego gwiazdora.

Więcej informacji o książce "Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una" Anny Fifield znajdziecie TUTAJ.

Obraz
© Materiały prasowe

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (192)