PublicystykaKorea Północna balansuje na granicy katastrofy. Pomimo słabości jest niezdobytą twierdzą

Korea Północna balansuje na granicy katastrofy. Pomimo słabości jest niezdobytą twierdzą

Setki tysięcy, a może nawet miliony ofiar potencjalnej wojny. Głód dziesiątkujący kraj. Mafijne interesy i porachunki. Wspieranie krwawych reżimów na całym świecie i terroryzowanie własnego narodu. To tylko część grzechów zarzucanych Korei Północnej. Mimo przekupstwa, gróźb i sankcji dynastia Kimów jest niezwyciężona.

Korea Północna balansuje na granicy katastrofy. Pomimo słabości jest niezdobytą twierdzą
Źródło zdjęć: © Forum
Jarosław Kociszewski

06.09.2017 | aktual.: 25.05.2018 15:07

Korea Północna jest państwem słabym, jeżeli oceniamy ją tak jak każdy inny kraj na Ziemi. Jak to się więc dzieje, że zaledwie 26-milionowy kraj o gospodarce 16-krotnie mniejszej niż Polska jest twierdzą nie do zdobycia zdolną zaszachować największe potęgi takie, jak USA czy Chiny?

Militarne warianty rozprawienia się z Pjongjangiem nie wchodzą w grę mimo tego, że utrzymuje armię wyposażoną w sprzęt, którego nie powstydziłoby się żadne muzeum wojskowości na świecie. Kłopot w tym, że jest go potwornie dużo, podobnie jak ludzi do obsługi. Co gorsza nawet niedowidzący artylerzyści trafią w cel odległy o 50 km od granicy, jakim jest kilkunastomilionowy Seul, stolica Południa.

Jeżeli do tego dodamy groźbę użycia broni masowego rażenia, duże i świetnie wyszkolone siły specjalne, a także potencjalne komórki terrorystyczne na całym świecie, to wariant militarny po prostu odpada. Jeżeli nie siła, to może gospodarka?

Zmiany nie udało się kupić

Tutaj też próbowano już chyba wszystkiego. Po kolejnych kryzysach wywoływanych przez Kim Dzong Una, jego ojca Kim Dzong Ila i dziadka, Kim Ir Sena, Południe, Chiny i reszta świata próbowała kupować sobie spokój dostawami ryżu, angażując Pjongjang w wymianę handlową, a nawet tworząc w 2002 r. specjalną strefę gospodarczą Kaesong.

To wyspa południowokoreańskiego kapitalizmu w komunistycznych realiach północy. Nawet wynagrodzenia ponad 50 tys. ściśle wyselekcjonowanych robotników wpłacane są na konta rządu w Pjongjangu. Próby międzynarodowego przekupstwa nic nie dały.

Obraz
© Getty Images

Także przymykanie oka na działalność północnokoreańskich elit w szarej strefie dalekowschodniego biznesu niewiele dało. Trochę światła na mafijny styl życia ludzi ocierających się o szczyty władzy w Pjongjangu rzuciło otrucie w Malezji Kim Dzong Nama, przyrodniego brata północnokoreańskiego przywódcy.

Wykształcenie też nic nie daje

Co z tego, że obecny przywódca, Kim Dzong Un odebrał staranne wykształcenie w Szwajcarii? Nie pierwszy już raz złudna okazała się nadzieja, że zachodnia edukacja zapobiegnie dyktaturze. Prezydent Syrii Baszar el-Asad jest okulistą z dyplomem z Londynu, co w żaden sposób nie uchroniło jego kraju przed hekatombą.

Obraz
© Getty Images

Skoro perspektywa otwarcia na świat i pieniędzy nic nie daje, to może groźba odebrania przywilejów? Pod koniec ubiegłego roku ONZ objęła sankcjami jeden z najważniejszych towarów ekspertowych Północy, czyli gigantyczne, rewolucyjne pomniki. Kupowały je przede wszystkim były kraje afrykańskie. To też nic nie dało.

Eksport śmierci

Jednak trzy czwarte eksportu z Korei Północnej trafia do Chin. W większości są to surowce, których każdą ilość pochłonie szybko rozwijająca się gospodarka Pekinu. Do najważniejszych towarów eksportowanych przez Pjongjang należą broń i technologie wojskowe. Nie musza być nowoczesne, jeżeli są tanie i zabijają.

Obraz
© Getty Images

Nikogo więc nie zdziwiła obecność północnokoreańskich artylerzystów i instruktorów na polach bitew wojny domowej w Syrii. Odbiorcami broni są też kraje afrykańskie, które za koszt jednego supernowoczesnego, amerykańskiego czy europejskiego myśliwca, w Korei Południowej kupią sprzęt na wyposażenie niewielkiej armii.

Reżim Kimów jest też dostawcą "towarów" na globalnym, czarnym rynku broni. Przecież rozmaite ugrupowania z długiej listy organizacji terrorystycznych gdzieś muszą kupować swój sprzęt. Jeżeli dodamy do tego kraje objęte embargiem na broń, to powstaje lukratywny rynek i niewyczerpalne źródełko twardej waluty, pod które podłączy się każdy, kto nie ma skrupułów. Kimowie nigdy za szczególnie miękkich nie uchodzili.

Miłość i strach gwarantują przetrwanie

Skoro nie można zmiany reżimu wymusić ani kupić z zewnątrz, to może od środka? Ale jak to zrobić, skoro mówimy o narodzie tak twardym, albo tak zastraszonym i "zinstytucjonalizowanym", że nawet głód nie podważył szczerej albo udawanej miłości do dynastii Kimów?

Najtragiczniejszy był rok 1997 choć nie wiadomo dokładnie co się działo w "komunistycznym raju". Liczba ofiar śmiertelnych wielkiego głodu szacowana jest na 240 tys. do 3,5 mln. To pokazuje, jak mało informacji wycieka na zewnątrz. Światło od czasu do czasu rzucają zbiegowie, którzy uciekają przez granicę z Chinami. Donoszą o biedzie, egzekucjach i indoktrynacji.

Od końca Wojny Koreańskiej minęło już ponad 60 lat, a w 2012 r. świętowano setną rocznice urodzin Kim Ir Sena, założyciela dynastii. Oznacza to, że praca nad "człowiekiem północnokoreańskim" trwa już od kilku pokoleń. Nawet, jeżeli niekiedy trafią się dysydenci, to większość mieszkańców kraju nie zna świata zewnętrznego. Oni równie dobrze mogliby żyć na księżycu.

Globalizacja? Nowe media? Płatności bezgotówkowe? O tym wszystkim możemy zapomnieć mówiąc o Korei Północnej i nawet jeżeli nie każdy wierzy w to co widzi, to wie co musi robić, żeby fizycznie przetrwać. Rozumie jak głęboką rozpacz musi wyrazić podczas pogrzebu przywódcy i jaka jest norma łez do wylania.

Niezależnie od tego, czy najbardziej absurdalne doniesienia o egzekucjach z użyciem pocisków moździerzowych i watah zgłodniałych psów są jedynie wymysłem południowokoreańskiej propagandy, to i tak z reżimem w Pjongjangu nie ma żartów. Za tę lekcję życiem zapłacił amerykański student Otto Weinberger, który zerwał i na pamiątkę chciał zabrać plakat propagandowy. W Korei został skazany na wieloletnie, ciężkie roboty lecz w niewyjaśnionych okolicznościach zapadł w śpiączkę. Zmarł po powrocie do USA na skutek uszkodzenia mózgu, którego doznał w więzieniu.

Poszukiwanie słabych punktów

Czy w takim razie Korea Północna nie ma słabych punktów? Były już przecież reżimy, które zmuszono do uległości. Libijski przywódca Muamar Kadafi w 2003 r., po 11 latach, ugiął się pod ciężarem sankcji, bo chciał być kochany i poważany. Mania wielkości nie pozwalała mu trwać w izolacji. Iran poszedł na kompromis w sprawie programu jądrowego, bo Persowie od zawsze są i chcą być częścią świata niezależnie od teokratycznej władzy Ajatollahów. Nawet Kuba wychodzi z izolacji po dekadach spędzonych w sankcyjnej zamrażarce.

Jak na razie Korea Północna nie zdradziła swoich słabych punktów. Co prawda uważa się, że klucz do zmiany reżimu w Pjongjangu dzierżą Chińczycy, którzy mogliby wymusić zmiany, ale oni tego po prostu nie zrobią. Pekin jest wrogiem mieszania się w wewnętrzne sprawy innych krajów, niezależnie od tego, co się w nich dzieje. Obawia się, że ktoś w przyszłości tak samo będzie mieszać się w sprawy Chin. Ponadto Pekin nie chce widzieć u swoich granic zjednoczonej, pro-amerykańskiej Korei. Dlatego dynastia Kimów będzie balansowała na granicy pokoju, przekupstwa i wojny nuklearnej i trwać, dopóki ktoś nie popełni tragicznego błędu o niewyobrażalnych wręcz konsekwencjach.

kim dzong unKorea Północnakomunizm
Zobacz także
Komentarze (1)