Kontrowersje wokół katastrofy smoleńskiej
Trotyl na wraku
To kolejna niewyjaśniona do końca zagadka. Mimo długich badań ostatecznej opinii nie ma. Według "Gazety Polskiej" w pierwszych przebadanych próbkach znaleziono ślady trotylu. Informację tę zdementowała Naczelna Prokuratura Wojskowa. "Biegli prowadzący badania laboratoryjne próbek (...) na obecnym etapie nie stwierdzili śladów materiałów wybuchowych" - napisała w komunikacie.
Polscy specjaliści z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego, którzy badali wrak samolotu, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych - informowała "Rzeczpospolita". Teraz dostali od MON-u zakaz informowania swoich przełożonych o wynikach wykonanych ekspertyz - dowiedziało się nieoficjalnie RMF FM.
Polscy prokuratorzy i biegli mieli wątpliwości co do rosyjskiej ekspertyzy pirotechnicznej. Odmówili podpisania ostatecznej opinii o przyczynach zgonu bez dokładnego przebadania tupolewa. Twierdzili też, że polscy eksperci, którzy prowadzili wcześniejsze badanie, mieli do dyspozycji zbyt małą liczbę próbek, by wykluczyć obecność materiałów wybuchowych.
Dlatego przez miesiąc badali wrak w Smoleńsku. Ich badania wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę.
- Nie jest prawdą, że w wyniku przeprowadzonych czynności w próbkach z samolotu znajdują się ślady trotylu i nitrogliceryny - ani na zewnątrz, ani w środku samolotu - oświadczył w imieniu Naczelnej Prokuratury Wojskowej, pułkownik Ireneusz Szeląg, szef wojskowej prokuratury w Warszawie. - Dopiero ekspertyzy laboratoryjne dadzą ostateczną odpowiedź ws. materiałów wybuchowych - podkreślił szef prokuratury. Do dziś pozostaje aktualna konkluzja, że nie było zamachu - zapewnia prokuratura.