Kontroler ujawnia kulisy awaryjnego lądowania na Okęciu
Na początku nie wiedzieliśmy, co dokładnie wydarzyło się na pokładzie samolotu, informacje otrzymywaliśmy stopniowo od załogi - powiedział na antenie Polsat News, Maciej Szczukowski, kontroler, który sprowadził na ziemię boeinga 767. Jak dodał, w "momencie, gdy dowiedzieliśmy się, że jest problem z samolotem, wiedzieliśmy, że będzie to problem z klapami".
02.11.2011 | aktual.: 02.11.2011 18:49
- Wraz z kolegami zauważyliśmy pewien objaw, który mógłby świadczyć o tym że jest jakiś problem na pokładzie. To związane było z prędkością względem ziemi w fazie podejścia, w której samolot się znajdował. Prędkość powodowała, że pojawił się jakiś znak zapytania i kolega, który w tym momencie miał samolot na łączności, zapytał czy są problemy. Wtedy dostaliśmy pierwszą informację, że coś się dzieje - mówił Szczukowski.
Kontroler podkreślił, że kontrola lotu bardzo stopniowo otrzymywała informacje od załogi. - Jest to zupełnie zrozumiałe, ponieważ zgodnie ze wszystkimi arkanami sztuki pierwszym i podstawowym obowiązkiem załogi jest pilotować samolot, dopiero na końcu komunikować kontrolerom czy osobom z którymi mogą mieć kontakt, co się tak naprawdę stało, co się dzieje z samolotem. Musieliśmy więc chwilę poczekać. Uruchomienie procedur jest opisane bardzo konkretnie tym, jak rozwija się sytuacja - zaznaczył.
Szczukowski dodał, że w momencie, gdy wieża dowiedziała się, że jest problem z samolotem, kontrolerzy byli niemal pewni, że będzie to problem z klapami. - Z klapami na skrzydłach, które są używane do tego, by zmniejszyć prędkość samolotu i jednocześnie zwiększyć siłę nośną, to znaczy utrzymać samolot w powietrzu przy małej prędkości. To wystarczyło nam do tego, żeby uruchomić jedną z faz zagrożenia i już zacząć informować służby lotniskowe o tym, że coś się dzieje - mówił w Polsat News.
Jak dodał, "stres w tym zawodzie jest rzeczą nieodzowną, natomiast cechą kontrolera jest to, by jak najbardziej mobilizował do działania". - Jest cały system wsparcia psychologicznego, który uruchamiany jest po całym zdarzeniu, po to właśnie, by poradzić sobie ze stresem, który nabudował się w czasie całej sytuacji. Staramy się, by stres jednak by był jak najbardziej mobilizujący - podkreślił Szczukowski.