Konsul Binienda ze smoleńską prelekcją. Jej mąż jest "mordowany medialnie", a za PO było łatwiej niż za PiS
Naukowcy smoleńscy, a szczególnie Wiesław Binienda, zostali ofiarami "mordu medialnego", TVN powinien stracić koncesję, a Agnieszka Kublik z "Gazety Wyborczej" stanąć przed sądem. To tylko kilka postulatów z wystąpienia konsul honorowej RP w Ohio Marii Szonert Biniendy, na którym byliśmy.
Na wykład Marii Szonert Biniendy w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich poszedłem przede wszystkim po to, by spytać ją o los śledztwa FBI. Kiedy w 2017 roku została konsulem honorowym w Ohio, na jej profilu na Facebooku znaleziono kontrowersyjne treści, m.in. Donalda Tuska w mundurze SS i Radosława Sikorskiego na szubienicy. Po wybuchu burzy Maria Szonert przekonywała, że ktoś włamał jej się na konto, a ona donosi do FBI. Minął rok i co? Na moje pytania Maria Szonert stwierdziła że nie będzie komentować (po angielsku i po polsku), a później zaczęła opowiadać o nagonce na nią i badaczy katastrofy smoleńskiej, o szkodliwości fake newsow i zaprosiła mnie na wykład. Nie chciała też ujawnić w której jednostce FBI złożyła zawiadomienie.
"Wyzwanie, okej?"
Choć pierwotnie nie miałem takiego zamiaru, skorzystałem z zaproszenia pani konsul. Spotkanie zaczęło się o godz. 17.30, a nie o 17. Być może dlatego, że w chwili planowanego rozpoczęcia wykładu na widowni (80 miejsc) było 12 osób. Do godz. 17.30 udało się uzbierać ponad 30. - Ja te fakty wielokrotnie przedstawiałam, ale one zostały przemilczane. Może to spotkanie też zostanie przemilczane - mówiła konsul o "medialnych manipulacjach" na temat smoleńskich naukowców. A konkretnie jednego, bo szybko okazało się, że Maria Szonert Bininenda wykorzysta forum Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich by bronić swojego męża.
- Chciałabym każdemu z was zaprezentować wyzwanie, okej? Nie oczekuję odpowiedzi, ale mam nadzieję, że pobudzę do refleksji - mówiła Maria Szonert Binienda. W trakcie wykładu na sali pojawiły się liczne głosy niezadowolenia, czy wręcz oburzenia. To dlatego, że Maria Szonert Binienda nie rozróżniała dziennikarzy na tych prawicowych i nieprawicowych, czym ci pierwsi poczuli się mocno dotknięci. - Jest zasada o konieczności dotarcia do wszystkich stron, dzisiaj już kompletnie nieprzestrzegana. Jeśli to jest akceptowane, to proszę po prostu zmienić ten kodeks [etyki dziennikarskiej - przyp. WP], bo to już jest nieaktualne - mówiła.
Zdaniem Marii Szonert w ramach walki psychologicznej wykreowano mit, według którego naukowcy badający katastrofę smoleńską są niekompetentni. Początkiem kreowania tego mitu miał być tekst Agnieszki Kublik o profesorach Rońdzie, Obrębskim i Biniendzie. Tekst był oparty na protokołach z ich zeznań. Tekst nosił tytuł "'Sklejałem modele', 'Widziałem wybuch w szopie'. Kompromitacja ekspertów Macierewicza". Co było największą manipulacją? - Tutaj widzą państwo zdjęcie. Na pierwszym miejscu jest prof. Binienda, na drugim prof. Obrębski, na trzecim prof. Rońda. Ten układ osób sugeruje podświadomie, że te cytaty które tam są u góry zostały przypisane prof. Biniendzie. On tak to odebrał i praktycznie większość tak to odebrała. Okej? - perorowała Maria Szonert Binienda. Niestety nie przedstawiła żadnych dowodów i badań na tę mocno dyskusyjną tezę. Później tłumaczyła też, że cytaty w tytule to parafraza zeznań prof. Obrębskiego.
"Autorka fenomenalnego paszkwilu"
- Pani autorka fenomenalnego paszkwilu roku 2013 co zrobiła? Ona na podstawie prawdziwych faktów, bo przecież były zeznania, stworzyła fałszywą strukturę informacyjną. Wzięła zeznania świadka nr 2 (prof. Obrębskiego - przyp. WP) i przypisała je prof. Biniendzie, bo on zawsze był, jest i będzie głównym celem ataków. I w ten sposób wykreowała taki mit polityczny, mówiący że wszyscy eksperci kwestionujący raport Millera, są niekompetentni - żaliła się. - Załatwiła nie tylko prof. Biniendę i tych trzech, ale wszystkich kolejnych - oceniała.
To nie był koniec tyrady na temat Agnieszki Kublik, polska konsul w Ohio pokazała kolejny tekst autorki. - O, "błędy Biniendy", nawet można zaśpiewać piosenkę na ten temat. I znowu hasło wzmacniające ten mit polityczny braku wiedzy, braku kwalifikacji, braku dowodów. I tutaj pokazuję odsłonę tego super paszkwilu. To operacja Binienda. Ja to nazywam "operacja Binienda", ale dotyczy ona wszystkich badających katastrofę - tłumaczyła konsul honorowa RP w Ohio.
"Eksperci od oszukiwania Polaków"
- 17 września 2013 r. to początek operacji Binienda. (..) Ale co jest najgorsze? 13 grudnia, proszę zwrócić uwagę na datę, nie wiem, czy to przypadek, czy nie, pani Kublik dostaje Grand Pressa - zauważa Maria Binienda. Ale szybko sprawa się wyjaśnia: nagrodę przyznało jury z dziennikarzami mainstreamowych mediów w składzie. W dojściu do prawdy pomogły rysunki poglądowe, przypominające nieco słynne schematy ze strzałkami z "Wiadomości". - Manipulacja, kłamstwo najgorszego kalibru... I ten artykuł staje się newsem roku w mojej kochanej ojczyźnie. Okej? - lamentuje Maria Binienda. Agnieszce Kublik poświęcono jeszcze kilka kolejnych minut.
Drugim szwarccharakterem opowieści Marii Biniendy była telewizja TVN, a konkretnie redakcja "Czarno na białym". Na chwilę jednak zboczyła z tematu, bo podszedłem by zrobić zdjęcie. - O, widzę że robi mi pan piękne zdjęcie. I później takie zdjęcie można opisać, że "nic nie wie, a się cieszy". Także dzisiaj nawet ładne zdjęcia są niebezpieczne - żartowała. Wracając do TVN, tłumaczyła że to "drugi etap operacji Binienda", już za czasu "dobrej zmiany". Broniąc męża Maria Binienda wcieliła się nawet w eksperta od badań materiałowych, choć przyznawała że wielu rzeczy z tej dziedziny nie rozumie. - To eksperci od oszukiwania Polaków, specjaliści w swojej dziedzinie. Są w tym tak dobrzy, że nie da się właściwie pokazać ludziom jak są oszukiwani - konstatowała.
"Mord medialny"
- Problem polega na tym, że bardzo trudno jest wytłumaczyć społeczeństwu na czym polega fałszerstwo, w zasadzie temat smoleński nie jest mile widziany. W zasadzie polskie media nie relacjonują problemów związanych z operacją Binienda, ani z lewej strony, ani z prawej. Temat jest całkowicie pomijany i zupełnie nieznany opinii publicznej w Polsce. Kiedy prosiłam, by pokazać poziom manipulacji, zwracałam się do różnych mediów w Polsce, powiedziano mi, że "to negatywny przekaz, a my teraz chcemy tylko pozytywny przekaz" - żaliła się konsul Binienda słuchaczom.
O ekspertach smoleńskich mówiła: - Są brutalnie atakowani, ja mówię, że są podawani "mordowi medialnemu". I nie mogą się bronić, bo polskie sądy są upolitycznione, w sprawie smoleńskiej w ogóle zapomnijmy o sprawiedliwości. Ona nie istnieje, okej? - przekonywała Maria Binienda. Później mówiła o bezsilności Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Nie usłyszała tego członkini Rady Teresa Bochwic, która akurat wyszła z sali. - Pytanie, jakie narzędzia obrony mają osoby poszkodowane tym mordem medialnym? Żadne. I tym właściwie chciałam zakończyć prezentację - stwierdziła Maria Binienda, a na sali rozległy się brawa.
Głosy z sali
Część poświęcona pytaniom, polegająca w większości na wygłaszaniu opinii przez pytających, nie była mniej ciekawa. Prowadząca spotkanie dr Teresa Kaczorowska tłmaczyła, że z powodu medialnej nagonki Maria Binienda zmuszona była zrezygnować z funkcji po 3 dniach. Bohaterka nie prostowała tej informacji, choć formalnie jeszcze we wrześniu - czyli kilka miesięcy po aferze - była konsulem.
Maria Binienda narzekała na postkomunistyczną mentalność Polaków, na co dowodem ma być brak pomników katyńskich w naszym kraju (choć są). - Zaprosili nas kiedyś do Australii, do takiego miasta Adelajda... Ja nie wiedziałam w ogóle, że takie miasto jest. No i tam w tej Adelajdzie był pomnik katyński. Nie ma w całej Polsce takiego pomnika, jaki stał w Adelajdzie. To bardzo dużo znaczy. Społeczeństwo polskie jest tak upokorzone. Upokorzone, okej? Że nie jest w stanie się wyzwolić - oceniała przedstawicielka naszego kraju w Stanach Zjednoczonych.
Jest trudniej niż przed 2015
- Jest nam dużo trudniej dzisiaj, niż przed 2015 rokiem - odpowiedziała prelegentka na pytanie o to, jak radzi sobie z mężem. - Do 2015 roku jednak był przekaz tej opcji patriotycznej w sprawie Smoleńska i on docierał do ludzi. Od 2015 roku ten przekaz został całkowicie wyeliminowany z dyskursu politycznego w kraju - oceniała. - Jest gorzej? - pytano. - Jest tylko gorzej, jest tylko atak i kłamstwo, nie można dać żadnej odpowiedzi. Ja tu dzisiaj do państwa mówię, ale jutro śladu po tym nie będzie - oceniała. Po chwili spytano, czy małżeństwo Biniendów szukano gdzieś pomocy. - Szukaliśmy wszędzie, ale wszędzie odsyłano nas z kwitkiem - relacjonowała.
Głos zabrała też Ewa Urbańska związana z radiem WNET Krzysztofa Skowrońskiego. - Popełnia pani błąd, nazywając panią Kublik i jej kolegów dziennikarzami. My dziennikarze nie uważamy ich za dziennikarzy. Oni są funkcjonariuszami medialnymi skierowanymi do wojny hybrydowej z Polską. Oskarża ich pani o to, że nie stosują się do zasad etyki dziennikarskiej. Jak oni się mają stosować, skoro oni dziennikarzami nie są? Oni mają zupełnie inne role do spełnienia. Chce pani z nimi polemizować, to tak jakby pani polemizowała z sowieckim generałem że on chce napaść na Polskę. To jest taka sytuacja - perorowała.
Ekspertka od TVN
Na spotkaniu była też dr Hanna Karp, która zasłynęła opinią, którą Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji uzasadniła nałożenie na TVN kary. Przekonywała, że jej opinia wcale nie była kluczowa. - Kropla drąży kamień i myślę, że musimy działać metodą kropli w sprawie mediów, ponieważ mamy do czynienia z prawdziwą lawiną, z Himalajami. Zwykle jest tak w propagandzie, że jeśli osoba zaatakowana nie może bronić się wprost, musi pośrednio. Ale my tu możemy wprost, mamy wolność słowa, możemy różne rzeczy mówić - zachęcała ekspertka KRRiT. Opowiedziała też, że po opublikowaniu raportu zaprosił ją na spotkanie urzędnik USA, by przekonać ją do łagodniejszego potraktowania należącej do Amerykanów stacji.
Działaczka związana z portalem Solidarni2010 wzywała polityków prawicy (nieobecnych na sali), by bojkotowali mainstreamowe media. - Nie występujcie w TVN i podobnych mediach, nie miejcie ambicji się tam pojawiać. Pozwólcie temu towarzystwu na zabawę we własnym gronie. Dlaczego występujecie w programach, które uznajemy za jedną wielką propagandę? Dlaczego to te media są opiniotwórcze? Dlaczego na portalach prawicowych, które otwieram, mam za darmo prasówkę "Gazety Wyborczej, choć nie mam ochoty czytać ani tych poglądów, ani tych nazwisk? Reprezentuję tu portal Solidarni2010, który nigdy nie splamił się takim cytatem i sugeruję, by większość mediów rządowych i niezależnych ograniczyła się do rzetelnego informowania o faktach, a nie ustosunkowywania się do łgarstw strony przeciwnej. Tamta strona powinna wylądować w sądzie, powinny być doniesienia do prokuratury, a nie delikatna polemika - zachęcała. Księżycowych teorii było więcej. Po niemal godzinie pytań i oświadczeń zakończono spotkanie.