Koniec ramadanu, mniej ataków w Iraku
Październik okazał się dla wojsk
USA jednym z czterech najkrwawszych miesięcy operacji irackiej,
ale od kilku dni natężenie ataków rebelianckich słabnie, być może
dlatego, że zakończył się ramadan, święty miesiąc, w którym
partyzanci już tradycyjnie są aktywniejsi niż zwykle.
Według stanu z piątku rano, od początku października poległo w Iraku co najmniej 96 żołnierzy USA, tylu, ile w całym październiku 2005 r. Rosnące straty podsyciły nastroje antywojenne w USA i zrodziły tam lawinę żądań, by zmienić amerykańską strategię w Iraku.
Od początku interwencji w marcu 2003 roku były tylko trzy miesiące, kiedy Amerykanie stracili więcej żołnierzy: styczeń 2005 - 107, kwiecień 2004 - 135 i listopad 2004 - 137.
Dowódcy wojsk USA tłumaczą wyraźny wzrost liczby poległych udziałem żołnierzy USA w wielkiej operacji antyterrorystycznej w Bagdadzie, ale także tym, że partyzanci sunniccy i bojówkarze irackiej Al-Kaidy nasilili ataki w związku z ramadanem i nadchodzącymi wyborami do Kongresu USA.
Rzecznik amerykańskiego dowództwa w Iraku, gen. William Caldwell, powiedział, że fala przemocy w Bagdadzie osłabła wraz z zakończeniem ramadanu, choć może także dlatego, iż wojska USA, szukające od kilku dni zaginionego żołnierza, wysłały na ulice miasta dodatkowe patrole.
Dla sunnitów ramadan zakończył się w minioną niedzielę, a dla szyitów w poniedziałek. W następnych dniach, jak powiedział Caldwell, liczba zabójstw w dzielnicach patrolowanych przez wojsko spadła o 10-20%.
We wrześniu zginęło w Bagdadzie 2667 Irakijczyków, najwięcej od początku wojny. Danych za październik jeszcze nie ma; według zestawień agencji Associated Press od początku miesiąca ofiarą przemocy padło w całym kraju około 1000 Irakijczyków, w tym 300 policjantów i żołnierzy.
Od czwartku najbardziej niepokojące informacje nadchodziły z miast na północ od Bagdadu. Koło Bakuby, 60 km od stolicy, partyzanci zaatakowali w czwartek z zasadzki konwój policyjny, zabijając 12 policjantów i raniąc 18 innych, ale sami stracili 19 zabitych. W obławie na napastników, jaką potem przeprowadzono, w ręce policji dostało się 28 rebeliantów.
W Mosulu, 360 km na północ od Bagdadu, władze ogłosiły w piątek rano zakaz ruchu pojazdów, bo w ciągu poprzednich 24 godzin znaleziono w mieście zwłoki 12 ludzi, w tym czterech policjantów.
Sunniccy partyzanci rozpowszechnili w Mosulu ulotki proklamujące miasto częścią sunnickiego "emiratu islamskiego". Deklarację o utworzeniu takiego emiratu, który miałby obejmować tereny arabskich sunnitów na zachód i północ od Bagdadu oraz zachodnią część stolicy, ogłosiła w ostatnią niedzielę koalicja ugrupowań partyzanckich i terrorystycznych występująca pod nazwą Rady Zgromadzenia Mudżahedinów.
Żadne ugrupowanie rebelianckie nie jest dość silne, aby wcielić w życie tę proklamację i jej ogłoszenie przyjęto w Bagdadzie jako posunięcie propagandowe, które ma osłabić prestiż rządu premiera Nuriego al-Malikiego w prowincjach sunnickich.
W Nadżafie, 150 km na południe od Bagdadu, władz zamknęły w czwartek meczet-mauzoleum imama Alego, najświętszy przybytek kultu szyickiego, gdyż otrzymały informację, że do miasta przeniknęli zamachowcy samobójcy z ładunkami wybuchowymi pod odzieżą. Jednak po kilku godzinach alarm odwołano i świątynię otwarto.
Podczas operacji antyterrorystycznej wokół miejscowości Szakarija na południowy zachód od Bagdadu wojska amerykańskie i irackie odkryły 130 składów broni z zapasami ładunków wybuchowych wystarczającymi do sfabrykowania 1000 przydrożnych bomb pułapek.