Koniec "kobiecych dyscyplin"? W USA słychać: Biden bezpowrotnie zmienia sport, jaki znamy
Joe Biden na początku swojej prezydentury wprowadził prawo, które otwiera drzwi osobom transpłciowym do dyscyplin sportowych zgodnych z ich płcią odczuwaną, nie biologiczną. W Ameryce podniosły się głosy o "końcu kobiecego sportu, jaki znamy". Czy słusznie?
W dniu inauguracji nowy prezydent USA Joe Biden podpisał 17 dokumentów stanowiących prawo w USA. Wśród tzw. executive orders znajdowało się również "Rozporządzenie wykonawcze o zapobieganiu i zwalczaniu dyskryminacji na tle identyfikacji płciowej oraz orientacji seksualnej". Jego konsekwencje - zwłaszcza dla sportu - stały się tematem burzliwych dyskusji w Stanach Zjednoczonych, ale wychodzą daleko poza dylematy jednego państwa.
Sport otwarty na społeczność transpłciową?
Ameryka od 20 stycznia jest bowiem miejscem, w którym szkoły finansowane federalnie nie mogą kategoryzować zawodników ze względu na płeć biologiczną. "Dzieci powinny móc się uczyć bez lęku o zabronienie dostępu do ubikacji, szatni czy szkolnych dyscyplin sportowych" - głosi dokument administracji Bidena, odwołujący się do Tytułu IX - rządowej poprawki do praw edukacyjnych, sporządzonej w 1972 roku.
Choć podpisany dokument nie zawiera żadnych szczegółowych zapisów, natychmiast pojawiły się głosy, że oznacza on upadek istniejącego w sporcie wyraźnego podział na dyscypliny "męskie" i "żeńskie". Niektóre media podawały też, że po wejściu w życie nowego prawa w szkołach finansowanych z funduszy federalnych decydować będzie nie płeć biologiczna, ale tożsamość płciowa zawodnika lub zawodniczki (czyli to, czy z jaką płcią identyfikuje się dana osoba). Tym doniesieniom zaprzecza jednak Biały Dom, który zapewnia, że nie będzie cofać dofinansowania.
Faktem jest jednak to, że dokument otwiera transpłciowym kobietom (również tym, które nie chcą lub z różnych względów, np. zbyt młodego wieku, nie mogą przejść procesu tranzycji medycznej lub prawnej) furtkę do konkurowania z kobietami cispłciowymi - czyli takimi, których płeć przypisana przy narodzinach jest płcią, z którą się identyfikują.
Nie wiadomo na razie, jak duża będzie skala zmian; czy dotkną one tylko szkolnych zajęć wychowania fizycznego, czy także np. zawodów sportowych. Na pewno jest to jednak precedens, którego konsekwencje trudno przewidzieć.
Trudno tym bardziej, że ramy nowego prawa są znacznie szersze niż choćby w światowych federacjach lekkoatletycznych czy MKOl-u, zezwalając na rywalizowanie w kategoriach żeńskich nie tylko mężczyznom, którzy przejdą dwunastomiesięczną terapię hormonalną, ale również tym, którzy nie zdecydowali się na proces tranzycji płciowej, czyli szereg zmian mogących obejmować m.in. operacje korekty narządów płciowych czy zmiany prawne.
Takie podejście do tematu wzbudziło liczny sprzeciw nawet u zadeklarowanych zwolenników i zwolenniczek rozszerzania różnorodności w sporcie oraz wspierania społeczności LGBT+. Martina Navratilova, była legenda tenisa oraz liderka grupy "Women's Sports Foundation", zwróciła się do nowego gospodarza Białego Domu z apelem o ponowne przemyślenie decyzji, która może się okazać końcem sportu żeńskiego w znanej nam formie.
Sport osób transpłciowych. "Chcemy rozmawiać"
- Sporty wyczynowe, w sensie punktu odniesienia, są podobne do ciąży i testów medycznych; obszary te wymagają naukowego podejścia do integracji społeczności transpłciowej. Naszym celem jest ochrona osobnych kategorii dziewcząt i kobiet, przy jednoczesnym dostosowaniu sportowców trans do uprawiania sportu wszędzie, gdzie to możliwe. Dekret (prezydenta - przyp. red.) wymaga, aby kobiety zrezygnowały z ciężko wywalczonych praw do uczestniczenia w sportowej rywalizacji i uznania kobiecego sportu za wyczynowy, godny wynagradzania nagrodami pieniężnymi, stypendiami, sławą, dochodami z reklam i szacunkiem - powiedziała największemu amerykańskiemu dziennikowi "USA Today" Nancy Hogshead-Makar, trzykrotna złota medalistka olimpijska, prawniczka oraz jedna z liderek "Women's Sports Foundation".
Debata, przez którą przechodzą Amerykanie, poza skalą i zakresem obowiązywania, nie jest jednak nowa. Wiele sporów prawnych prowadzono zwłaszcza w 34 stanach, które już wcześniej częściowo albo w całości dopuszczały udział osób transpłciowych w poszczególnych dyscyplinach sportowych. Zwłaszcza w bieganiu.
"Istnieje tak wiele podejść do tej sprawy, od całkowitej akceptacji bez względu na konsekwencje, po całkowite wykluczenie osób transpłciowych ze sportu szkolnego i wyczynowego. Chcemy po prostu znaleźć drogę do postawienia kroku naprzód, doprecyzować przepisy, które nie są jasne. I przede wszystkim - rozmawiać. Druga strona nie zawsze jest do tego chętna" - mówiła Navratilova w rozmowie z amerykańskimi mediami.
Jej przekonanie o braku równych szans bez równych reguł płciowych nie bierze się jednak z teorii. Tenisistka sama przekonała się, jak istotna różnica biologiczna dzieli tenis męski od kobiecego, gdy w 1992 r. przegrała pokazowy mecz z Jimmym Connorsem. Choć jej oponent musiał grać z handicapem, broniąc powiększonego kortu, "Bitwę Mistrzów" wygrał 7:5, 6:2.
Co na to nauka?
Oczywiście w takim momencie rodzi się pytanie, gdzie wyznaczyć granicę? Dyskusja ta przetoczyła się już w pewnej mierze przez świat lekkoatletyki w przypadku biegaczki z RPA Caster Semenyi, które zakończyły się zmianą przepisów Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF). Dotyczyły one nakazu farmakologicznego obniżenia poziomu testosteronu u zawodniczek z zaburzeniami rozwoju płci (DSD), startujących na dystansach od 400 m do jednej mili (1609 m). Według badań, biegaczki dotknięte DSD mają większą masę mięśniową i wyższy poziom hemoglobiny. Semenyia, cierpiąca na hiperandrogenizm, deklasowała swoje rywalki.
- Na podium biegu na 800 metrów stanęły trzy hiperandrogeniczne biegaczki. Pozostałe finalistki po dotarciu na metę były bliskie płaczu. Dokładnie wiedziały, że pokonanie pierwszej trójki było niemożliwe - mówił o sytuacji z igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro w 2014 r. Jose Maria Odriozola - profesor biochemii i członek IAAF. Pobicie rekordu życiowego nie wystarczyło wtedy polskiej sprinterce Joannie Jóźwik na nawiązanie walki. – Uważam, że należałoby przywrócić kryterium testosteronu w biegach kobiet. Tak, by znów było wszystko fair – powiedziała po zawodach.
Przekrojowe badania naukowe pokazują również, że nawet po rocznej terapii hormonalnej, różnice w potencjale sportowców nadal istnieją. "Pomimo znacznego wzrostu masy mięśni oraz siły u transpłciowych mężczyzn, transpłciowe kobiety były nadal silniejsze oraz miały więcej masy mięśniowej po 12 miesiącach terapii. Te odkrycia dają nową wiedzę, która może być istotna w ocenie kwalifikowalności kobiet transpłciowych do żeńskich kategorii w zawodach lekkoatletycznych" - konkluduje zespół 12 biologów oraz fizjologów z Instytutu Karolinska - czołowego szwedzkiego uniwersytetu medycznego.
Czy podział sportu na płeć ma sens?
Przykładów rażącej dysproporcji w potencjale biologicznym mężczyzn i kobiet jest znacznie więcej. W samym 2018 r. porównano wyniki amerykańskiej multimedalistki olimpijskiej oraz sprinterki Allyson Felix, z wynikami uczniów ze szkół średnich. Jej życiowy rekord na 400 metrów - wynoszący 49,26 sekund - pobiło w tym czasie 275 nastolatków w 783 występach na terenie USA.
Z poziomu teoretycznego spór zszedł na grunt praktyczny zwłaszcza w stanie Connecticut, gdzie jeszcze przed zmianami wprowadzonymi przez Joe Bidena, lokalne władze dopuszczały transpłciowe kobiety do rywalizacji szkolnej w kategoriach żeńskich. Dwie zawodniczki, które skorzystały z zapisów - Terry Miller oraz Andraya Yearwood - z dnia na dzień stały się gwiazdami, zdobywając łącznie 15 złotych medali w zawodach stanowych, przy okazji bijąc rekordy zawodniczek cisgenderowych, czyli tych, które identyfikują się ze swoją płcią biologiczną.
"Prawo nie tworzy dyscyplin sportowych z podziałem na płeć po to, aby zawodnicy mogli uzewnętrzniać swoją tożsamość. Poszczególne dyscypliny są odseparowane ze względu na płeć dlatego, że w przeciwnym przypadku kobiety nigdy nie stawałyby na podium" - przekonuje w rozmowie z magazynem "The Day" profesor prawa na Duke University - Doriane Coleman.
Wielu amerykańskich komentatorów zwraca również uwagę, że Tytuł IX jest zbyt ogólny, aby odnosić go do wielowątkowych i wymagających doprecyzowania decyzji, takich jak udział w zawodach sportowych. Prawo federalne pisane 50 lat temu nie rozróżnia choćby pojęć takich jak "sex" i "gender", czyli płci od identyfikacji płciowej, a właśnie ta różnica jest dzisiaj istotą sporu. Rozwiązaniem nie jest tworzenie osobnych lig dla osób transpłciowych, ale - zdaniem wielu sportowców - nie może być nim również zaburzanie ducha fair-play. Inaczej wszystkie dotychczasowe rekordy należałoby wymazać, a sport kobiecy zacząć de facto od nowa.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości