Koniec art. 7 wobec Polski. Eksperci o winnych "demontażu państwa"
Komisja Europejska zakończyła procedurę z art. 7 przeciwko Polsce. Uznano, że nie ma już "wyraźnego zagrożenia" dla rządów prawa. Co to oznacza dla nas w praktyce? - Zakończenie tej procedury ma charakter wizerunkowy, jest przywróceniem możliwości odbudowywania wiarygodności naszego państwa, jako członka Unii Europejskiej – stwierdził prof. Robert Grzeszczak, kierownik Centrum Badań Ustroju Unii Europejskiej WPiA UW. Paweł Pawłowski zapytał swoich rozmówców o powód wszczęcia tej procedury. – Musimy się cofnąć do 2015 roku, kiedy zaczęły się problemy. Wybrana wówczas nowa władza zaczęła reformować najpierw Trybunał Konstytucyjny, dalej miał miejsce kompletny paraliż w świetle prawa europejskiego, później reforma sądownictwa i szereg ustaw. To pozwoliło na wprowadzenie wielu zmian, które były niezgodne z wartościami Unii Europejskiej, z praworządnością. Głównym punktem zapalnym było uzależnienie sądownictwa – wyliczył prof. Grzeszczak. Jak przyznał ekspert, najpierw podjęto "miękkie kroki" i wezwanie do zmiany zachowań, ale to nic nie dało i komisja stanęła przed "ścianą wyzwań". – Proces demontażu państwa prawa trwał, a nawet przyspieszał, w związku z czym zainicjowano procedurę z art. 7, wybierając delikatny wariant – dodał ekspert. Czy obecnie nie ma już zagrożenia dla praworządności w Polsce? - Zależy jak na to patrzeć. Za chwilę, tzn. za 3,5 roku mamy kolejne wybory i można sobie wyobrazić, że gdyby partia, która doprowadziła nasze państwo do bezprawia, wróciła do władzy, to te wszystkie nonsensy i deformy systemu prawnego mogłaby znów próbować zainstalować do naszego nieporządku prawnego - stwierdził prof. Radosław Markowski, dyrektor Centrum Studiów nad Demokracją z Uniwersytetu SWPS. - W bardziej optymistycznej wersji, że partie o nieliberalnych ciągotach nie dojdą do władzy, to jesteśmy na dobrej ścieżce do tego, żeby ostatecznie i formalnie wszystko uporządkować – podsumował. Materiał powstał we współpracy z Parlamentem Europejskim.