Komornik zabrał zawodowemu kierowcy prawo jazdy. "To było moje źródło dochodu"
Bogdan jest zawodowym kierowcą. Jest też ojcem dwójki dzieci, którym co miesiąc zobowiązany jest płacić alimenty. Od lat jeździł tirami poza granice kraju. Aż do 2012 roku, kiedy stan zdrowia Bogdana znacznie się pogorszył. - Przeszedłem zabieg chirurgiczny. Wszczepili mi protezę aorty. Długo dochodziłem do siebie. Nie mogłem pracować - mówi Wirtualnej Polsce. Od tego momentu MOPS w Giżycku naliczał Bogdanowi dług alimentacyjny, a w konsekwencji zabrał mu prawo jazdy. Zgodnie z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, nie miał prawa. - Teraz nie mam z czego żyć - przyznaje mężczyzna.
Problemy zdrowotne i nierzetelne firmy, w których pracował, systematycznie przyczyniały się do powiększania długu Bogdana. W konsekwencji MOPS odebrał mu pośrednie źródło utrzymania - prawo jazdy. Nie może podjąć pracy w zawodzie, więc nie zarabia i nie płaci alimentów. Koło się zamyka.
Na przełomie 2011 i 2012 roku mężczyzna podjął pracę w zawodzie. Na kilka miesięcy wyjechał tirem z załadunkiem do Rosji. Nigdy nie zobaczył wynagrodzenia. - Wytoczyłem tej firmie sprawę sądową, ale trwa w nieskończoność - opowiada Bogdan. Kolejne prace kończyły się podobnie. Pracodawcy nie zgłaszali mężczyzny do ubezpieczenia ZUS, więc pracował "na czarno". Umówionego wynagrodzenia zwykle nie otrzymywał. Alimentów też nie płacił.
Przypadek
Kolejną pracę, jako zawodowy kierowca, podjął w firmie w Piasecznie. Tym razem wysłali go do Niemiec. - Na miejscu, w Klippenhausen, mój stan zdrowia bardzo się pogorszył. Trafiłem do niemieckiego szpitala, gdzie okazało się, że nie jestem zgłoszony do ubezpieczenia ZUS. Przyjechałem do Polski tylko dzięki lekarstwom, które tam dostałem. W kraju nie chcieli mnie przyjąć do szpitala ani w Olsztynie, ani w Ełku, gdzie wcześniej przebywałem - opowiada mężczyzna. Nastąpiło kolejne, drastyczne pogorszenie zdrowia. Lekarze śmigłowcem przetransportowali mężczyznę do szpitala na operację. Do domu wrócił pod koniec lipca 2015 roku. - W okresie rekonwalescencji znów nie mogłem podjąć żadnej pracy - mówi Bogdan. Jedyna pomoc, jaką wówczas otrzymał, to 260 zł wypłacone jednorazowo przez MOPS w Giżycku. - 240 zł wydałem na leki, które miały wystarczyć na tydzień - dodaje. Na alimenty nie wystarczyło.
W 2016 roku miało być lepiej. Zatrudnił się w sprawdzonej, rzetelnej firmie. Miał jeździć jako kierowca z kategorią C+E. Przed wyjazdem tirem z transportem, musiał wypełnić kilka formalności. Szkolenie na przewóz rzeczy, badania lekarskie i wymiana prawa jazdy. Standardowa procedura. Każdy kierowca większych dostawczych pojazdów musi poddawać się takim badaniom średnio co 5 lat. Bogdan wszystkie przeszedł pozytywnie.
Zgłosił się do wydziału komunikacji, by wymienić prawo jazdy na nowe. - To wtedy, zupełnie przypadkowo, dowiedziałem się, że moje stare prawo jazdy zostało zatrzymane ze względu na zadłużenia alimentacyjne. Byłem zszokowany. Przecież dokument miałem fizycznie przy sobie. Jeździłem na nim dobry rok. Nie miałem pojęcia, że jest nieważny. Nawet podczas rutynowych kontroli drogówki, gdy sprawdzali moje dokumenty, wszystko było w porządku. Przynajmniej tak się wydawało - opowiada mężczyzna.
Fikcja doręczeń
Bogdan chodził od urzędu do urzędu. Od okienka do okienka. Udało mu się ustalić, że to MOPS wystąpił do starostwa powiatowego z wnioskiem o zatrzymanie Bogdanowi prawa jazdy. Powód? Mężczyzna nie stawił się na zapowiedziany wywiad alimentacyjny. Zdaniem MOPS, utrudniał więc współpracę. - Nie miałem pojęcia, że mam stawić się na jakiś wywiad. Taka informacja nigdy do mnie nie dotarła - zaznacza Bogdan.
- Nie jest prosto utracić prawo jazdy jako dłużnik alimentacyjny. Taka osoba musi nie płacić alimentów przez sześć miesięcy w wysokości przynajmniej 50 proc. zasądzonej kwoty. Ponadto musi odmówić przedstawienia oświadczenia majątkowego lub odmówić zarejestrowania się w powiatowym urzędzie pracy jako bezrobotny lub poszukujący pracy. Dopiero wówczas organ wszczyna postępowanie dotyczące uznania dłużnika alimentacyjnego za uchylającego się od zobowiązań alimentacyjnych - tłumaczy Wirtualnej Polsce mec. Anna Lesiak.
Zgodnie z ustawą o pomocy osobom uprawnionym do alimentów, właściwy organ ma prawo zatrzymać prawo jazdy dłużnikowi alimentacyjnemu. Ustawodawca nie pozostawił żadnej furtki dla kierowców zawodowych. Do tej kwestii odniósł się Trybunał Konstytucyjny w orzeczeniu z 2014 roku. "Dłużnikowi alimentacyjnemu, któremu prawo jazdy potrzebne jest przy wykonywaniu pracy lub w ramach jej poszukiwania, nie zostanie zatrzymane, jeśli będzie współpracował z właściwymi organami" - czytamy w uzasadnieniu. - Współpraca powinna polegać na tym, że taki człowiek musi złożyć oświadczenie majątkowe lub zaświadczenie o bezrobociu - interpretuje uzasadnienie mec. Lesiak.
Jak udało się ustalić, MOPS kilkakrotnie próbował go powiadomić o rozpoczęciu takiego postępowania. - Problem polegał na tym, że wtedy, gdy listonosz próbował dostarczyć mi listy polecone, byłem albo w szpitalu, albo w pracy w kilkumiesięcznej trasie poza granicami kraju. Mieszkam sam, więc nikt nie mógł odebrać listów w moim imieniu albo chociażby powiadomić mnie o sprawie - opowiada mężczyzna. Dług alimentacyjny wciąż rósł. - Ponieważ mężczyzna nie odebrał zawiadomienia o wszczęciu postępowania, nie mógł rozpocząć procedury odwoławczej. To jest problem fikcji doręczeń zarówno w postępowaniu cywilnym, jak i karnym, czyli problem procedury administracyjnej - mówi mec. Lesiak.
Koło się zamyka
Gdy dowiedział się o swojej sytuacji, Bogdan dostarczył do MOPS wszystkie potrzebne dokumenty: oświadczenie majątkowe oraz zaświadczenie, że jest zarejestrowany jako bezrobotny. Stawił się także na kolejny wywiad alimentacyjny. Ale prawa jazdy MOPS zwrócić mu nie chce.
Na wniosek mężczyzny o zwrot dokumentu, dzięki któremu może podjąć pracę zawodową, MOPS powiadomił Bogdana, że istnieje taka możliwość wyłącznie po wypełnieniu przesłanek zawartych w art. 5 ust 6 ustawy o pomocy osobom uprawnionym do alimentów. Wskazuje ona na warunki, które dłużnik musi spełnić, aby móc ubiegać się o zwrot prawa jazdy.
Zgodnie z przepisami mężczyzna musi stawić się w MOPS na wywiad alimentacyjny, wypełnić oświadczenie majątkowe oraz przedstawić dokument potwierdzający, że jest zatrudniony lub zarejestrowany jako bezrobotny. Te warunki Bogdan spełnił. Jednak by otrzymać prawo jazdy, mężczyzna musi także przez okres 6 miesięcy płacić alimenty w kwocie nie niższej niż 50 proc. stawki ustalonej przez sąd. Tego warunku Bogdan spełnić nie może. Nie ma prawa jazdy, zatem nie może podjąć pracy w zawodzie. Nie zarabia, więc nie jest zdolny do wypełnienia warunku. Koło się zamyka.
Sytuacja bez wyjścia
Bogdan wystosował pismo do MOPS w celu ponownego rozpatrzenia jego sprawy. "Niestety z powodu braku środków, warunku dotyczącego 6-miesięcznego wywiązywania się ze zobowiązań alimentacyjnych w celu odzyskania prawa do wykonywania zawodu, nie jestem w stanie spełnić bez jego przywrócenia, ze względu na rodzaj i charakter mojej pracy. Bardzo proszę o uwzględnienie tej wyjątkowej sytuacji przy podejmowaniu decyzji. Jestem świadomy, że brak wywiązywania się ze zobowiązań alimentacyjnych może skutkować zatrzymaniem prawa jazdy, ale w mojej sytuacji to jednoznaczne z odebraniem prawa do wykonywania zawodu" - czytamy w dokumencie udostępnionym Wirtualnej Polsce przez mężczyznę.
W odpowiedzi MOPS przesłał pismo, w którym ponownie informuje o tym, że Bogdan prawo jazdy może odzyskać wyłącznie wówczas, gdy przez 6 kolejnych miesięcy będzie płacił min. 50 proc. kwoty alimentacyjnej. W sprawę zaangażował się właściciel firmy, w której Bogdan miał rozpocząć pracę.
- Chciałem mu pomóc. Zaproponowałem, że z góry pokryję zobowiązania Bogdana za 6 miesięcy wypłat alimentacyjnych. Mężczyzna po rozpoczęciu pracy miał mi je systematycznie oddawać. Jednak urzędy nie zgodziły się na takie rozwiązanie. Zaproponowałem zatem trójstronną umowę między moją firmą, Bogdanem i MOPS, że zobowiązuję się do zatrudnienia mężczyzny. Część wynagrodzenia miała być z góry przekazywana na alimenty. MOPS jednak miałby zaocznie wydać Bogdanowi prawo jazdy, by mógł podjąć pracę. Oczywiście się na to nie zgodzili. Teraz mężczyzna jest w sytuacji bez wyjścia. Nie wiadomo już, co jeszcze może zrobić - mówi Wirtualnej Polsce właściciel firmy.
Stanowisko MOPS
Zwróciliśmy się z pytaniem do dyrektora MOPS w Giżycku Jarosława Borowskiego, który poinformował Wirtualną Polskę, że za ewentualny zwrot prawa jazdy odpowiedzialny jest wydział komunikacji starostwa powiatowego. Tam także zgłosiliśmy się z prośbą o wyjaśnienie sprawy.
- Jeśli dostajemy wniosek organu odpowiedzialnego, czyli w tym przypadku MOPS, jesteśmy zobowiązani taką decyzję wydać. Nie działamy na zasadzie dowolności, my po prostu jesteśmy zobligowani do wydania decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy - mówi Wirtualnej Polsce Karol Obolewicz, naczelnik wydziału komunikacji starostwa powiatowego w Giżycku. - Na wniosek MOPS zatrzymujemy prawo jazdy i na wniosek MOPS możemy je zwrócić. Jeśli organ ten zwróci się do nas z wnioskiem o zwolnienie dłużnika alimentacyjnego, wówczas możemy dokument oddać - kontynuuje.
Ponownie wróciliśmy do dyrektora MOPS, który w rozmowie z Wirtualną Polską kilkakrotnie powołuje się na przepisy prawne. - Jedynie ustawa wskazuje rozwiązanie, które jest możliwe w takiej sytuacji. Dłużnik alimentacyjny musi m.in. przez 6 kolejnych miesięcy płacić alimenty w wysokości min. 50 proc. zasądzonej kwoty - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jarosław Borowski.
"Nic więcej w tej sprawie nie możemy zrobić"
W lutym 2014 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że art. 5 ust. 3b ustawy o pomocy osobom uprawnionym do alimentów jest zgodny z Konstytucją RP. Jednak, jak podał w uzasadnieniu orzeczenia sędzia TK Stanisław Rymar, "środek zatrzymania prawa jazdy nie jest stosowany automatycznie, tylko gdy dłużnik utrudnia egzekucję bądź nie wykazuje żadnej aktywności". Dodał, że kiedy dłużnik "wykazuje dobrą wolę, prawo jazdy nie jest zatrzymywane". Sędzia Rymar wskazał, że "dłużnikowi alimentacyjnemu, któremu prawo jazdy potrzebne jest przy wykonywaniu pracy lub w ramach jej poszukiwania, nie zostanie ono zatrzymane, jeśli będzie współpracował z właściwymi organami".
Prezes TK Andrzej Rzepliński na konferencji po wydaniu wyroku dodał, że nie ma potrzeby stosowania tego przepisu wobec osób, które nie uchylają się od współpracy z administracją, nawet jeśli nie mają wystarczających środków finansowych.
Bogdan z administracją współpracować chce. Przedstawia wszystkie możliwe dokumenty i prosi o wskazanie drogi rozwiązania jego sprawy. - Wyrok TK jest wskazaniem wyłącznie ogólnym. Nas przede wszystkim obowiązują przepisy ustawy. Dopóty, dopóki nie ma tu zmian, nie możemy prawa stosować wybiórczo, w zależności od rozpatrywanej sprawy - twierdzi dyrektor MOPS.
Była żona Bogdana, na wniosek której rozpoczęto procedurę zakwalifikowania mężczyzny jako dłużnika alimentacyjnego, wycofała swoje żądania. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska kobieta chce, by Bogdanowi zwrócono prawo jazdy, aby mógł podjąć pracę zawodową. Wycofanie wniosku i chęć do współpracy Bogdana z administracją nie przekonują dyrektora MOPS. - Proszę mieć pretensje do ustawodawcy. Nic więcej w tej sprawie nie możemy zrobić - mówi Jarosław Borowski.