Komisja zawiadamia o przestępstwie; politycy komentują
Politycy komentujący w niedzielę w radiowej "Trójce" sobotnie zeznania świadków przed komisją śledczą badającą "Rywingate" byli zgodni, że sprawę zniknięcia z projektu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji słów "lub czasopisma" należy wyjaśnić.
Według przewodniczącego komisji Tomasza Nałęcza, który skierował sprawę do prokuratury, ta decyzja pozwoli między innymi na zabezpieczenie twardych dysków komputerów w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji oraz Ministerstwie Kultury, o co wnioskował także poseł Zbigniew Ziobro.
"To jest dobry moment, by sprawą zajęła się prokuratura i zleciła dalsze czynności policji, ABW" - oświadczył Nałęcz.
Konfrontacje świadków przed sejmową komisją śledczą nie wyjaśniły zagadki zniknięcia z projektu nowelizacji ustawy o mediach słów "lub czasopisma". Ta zmiana sprawiała, że wydawcy czasopism mogliby kupić ogólnopolską telewizję, a wydawcy dzienników - tacy jak Agora - nie.
Machinacja przy ustawie
W radiowej "Trójce" Bronisław Komorowski (PO) podkreślił że komisja znalazła nie tylko sprzeczność w zeznaniach osób, które uczestniczyły w pracach nad ustawą o rtv "z poziomu niepolitycznego tylko legislacyjnego". Ale, jak dodał, znalazła chyba też to, "co stanowi istotę samego problemu za czym mogła stać propozycja korupcyjna czyli pewną machinację przy projekcie ustawy".
Komorowski ma nadzieję, że sprawa nie zostanie zatrzymana na poziomie legislatorów. Jego zdaniem, "nie ma mowy, aby dyrektor departamentu prawnego KRRiT dokonywał zmian w ustawie, bez dodatkowej zewnętrznej motywacji, a inni prawnicy rządowi aby tego nie zauważyli".
"Tutaj staje problem czy prokuratura i komisja zdołają postawić jakieś wnioski, dotyczące politycznych czy administracyjnych decyzji, które tak ukierunkowały prace nad projektem ustawy, że było możliwe zgubienie po drodze niesłychanie istotnego zapisu, za którym - wszystko na to wskazuje - stała propozycja korupcyjna" - podkreślił.
Sokołowska najbliżej Czarzastego
W ocenie Marka Jurka (PiS), cała ta sprawa stawia w trudnym świetle obecny skład KRRiT, kierownictwo Rady.
Podkreślił też, że dyrektor departamentu prawnego KRRiT Janina Sokołowska "jest bodaj najbliższym współpracownikiem" sekretarza KRRiT Włodzimierza Czarzastego. "Każdy kto zna KRRiT wie, że oni pracowali bezpośrednio razem" - dodał. Przypomniał, że Sokołowska nie potrafiła odpowiedzieć w sobotę na pytanie, jak właściwie znalazła się w legislacyjnych pracach rządowych, skoro nie była tam oficjalnie delegowana, ani zaproszona. "Właściwie uzasadniła to tylko tym, że ciekawiła ją ustawa o rtv" - zaznaczył.
"Nie sądzę, aby osobiste zainteresowanie wystarczyło, aby się tam dostać. Po prostu jeśli tam była, to była z mandatu Włodzimierza Czarzastego" - uważa Jurek.
W jego ocenie, nowela ustawy o rtv była nie tyle koncepcją porządkowania na nowo rynku, porządkowania materii prawnej, która się musi dostosować do zmieniającej rzeczywistości, ale była ustawą pisaną celowo, aby załatwić pewne interesy. "Co więcej, tego ręcznie pilnowano, aby te interesy były przeforsowane" - powiedział.
Jak dodał, ustawa była "straszakiem legislacyjnym". Jego zdaniem, pewne zapisy w tej ustawie, wcale nie były wpisane do projektu, aby je na końcu przeforsować, ale żeby użyć jako formy zastraszenia, szczególnie w perspektywie drugiego konkursu koncesyjnego na prywatne telewizje w Polsce.
Kamyczek do rządowego ogródka
Zbigniew Kuźmiuk (PSL) uważa, że w tej sprawie trzeba "wrzucić kamyczek, jeśli nie coś większego, do ogródka rządu". Jak dodał, procedowanie nad tą ustawą pokazuje, że w 40-milionowym kraju mogą osoby z zewnątrz przyjść i poprawiać ustawę, którą przyjął rząd. "To sytuacja naprawdę zadziwiająca. Niestety moim zdaniem tu także jest wina Rządowego Centrum Legislacji" - ocenił.
"Jeżeli na rządzie zapadła decyzja, że projekt idzie ze słowami 'lub czasopisma', a następnie na podstawie ustnego stwierdzenia dwóch czy trzech osób wprowadzone jest do dokumentu co innego, to jest pytanie, jak taka machina jak Rada Ministrów i jej najbliższe otoczenie funkcjonuje" - powiedział.
Od urzędniczego błędu po intencje polityczne
Minister SWiA Krzysztof Janik prosił, by nie podejrzewać RCL o jakieś polityczne intencje. Zaznaczył, że szef RCL Aleksander Proksa jest świetnym legislatorem i prawnikiem. Jak podkreślił, problemem jest, "gdzie nastąpiły, z jakich inspiracji, z jakich intencji interwencje w ten tekst". "Według mnie, to jest główny obszar zainteresowania komisji, bo tu skala podejrzeń może być bardzo duża: od urzędniczego błędu, aż po intencje polityczne" - uważa.
Kuźmiuk odparł, że zna Proksę i wie, że jest on doświadczonym urzędnikiem. "Ale ten doświadczony urzędnik udzielił upomnienia pani Szumielewicz (główna legislator RCL -PAP). Czyli dostrzegł w jej sposobie postępowania także błędy. Okazuje się, że RCL także popełniło błędy, skoro dało się zasugerować ważnym - ale trzem osobom z zewnątrz" - zaznaczył.
W ocenie Kuźmiuka, gdyby Szumielewicz sięgnęła po protokoły z obrad rządu "mogła te osoby złapać na gorącym uczynku" pokazując: "'państwo mówicie, że tego słowa nie ma, a w protokole jest napisane, jak jest napisane'".
Szefowa Kancelarii Prezydenta Jolanta Szymanek-Deresz podkreśliła, że wreszcie po półrocznej pracy komisji mamy konkretny efekt: odsłonięcie konkretnego zdarzenia bardzo, bardzo nagannego, ocierającego się wręcz o kodeks karny.
"Zastanawiam się nad inspiracjami, nad tym kto za tym stał. Brakuje mi w pracach komisji wątku, że tak wąsko to potraktowano, że nikt nie zadawał pytań, które by rozświetlały to tło, czy też przybliżały inne zdarzenia z tym powiązane" - powiedziała.
W ocenie Szymanek-Deresz, "mamy do czynienia z odsłonięciem pewnego procesu na etapie przygotowywania ustawy do przedłożenia sejmowego, ewidentne nieprawidłowości, ewidentne naruszenie regulaminu i w związku z tym konieczność pociągnięcia do odpowiedzialności określonych osób". (iza)