Komisja Europejska uruchamia art. 7. traktatu UE wobec Polski. Znamy kulisy
Czy rząd Prawa i Sprawiedliwości może mieć pretensje do Elżbiety Bieńkowskiej lub do komisarza z Węgier? Wiemy, jak doszło do podjęcia przez Komisję Europejską decyzji o uruchomieniu artykułu 7. traktatu Unii Europejskiej wobec Polski.
Nie było głosowania - dowiedziała się Wirtualna Polska z oficjalnego źródła w Komisji Europejskiej. Okazuje się, że nie było ono potrzebne. Komisarze podjęli bowiem decyzję dotyczącą Polski w ramach konsensusu.
Próżno więc szukać pojedynczych winnych. Przypomnijmy jednak, że Węgry deklarowały, ze stoją po stronie Polski.
Pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans po ogłoszeniu decyzji o uruchomieniu artykułu 7. podkreślił, że Polska nie pozostawiła Komisji wyboru. Polski rząd zdecydowanie się z nim nie zgadza.
Co na to Polska?
Ministerstwo Spraw Zagranicznych odniosło się do decyzji KE. "Polska z ubolewaniem przyjmuje uruchomienie przez Komisję Europejską procedury przewidzianej w art. 7. TUE" - czytamy w komunikacie zamieszczonym na stronie MSZ. Resort podkreślił, że jego zdaniem sprawa ma charakter polityczny, a nie prawny.
Za pośrednictwem mediów społecznościowych głos zabrali też m.in. obecny i były premier. Mateusz Morawiecki napisał, że "Polska jest przywiązana do zasady praworządności tak samo jak UE".
"Reforma wymiaru sprawiedliwości jest w Polsce konieczna. W dialogu między Warszawą, a Komisją potrzebujemy otwartości i uczciwości. Wierzę w to, że podmiotowość Polski da się pogodzić z ideą Zjednoczonej Europy" - zaznaczył na Twitterze.
Była szefowa rządu Beata Szydło podkreśliła z kolei, że "Polska zawsze prowadziła dialog z KE".
"Tak, jak każdy suwerenny kraj członkowski UE, mamy prawo do przeprowadzenia reformy sądownictwa zgodnie z naszą konstytucją. Obowiązkiem KE jest szanowanie praworządności państw członkowskich UE, otwartość i dialog. Tego dzisiaj potrzebuje UE" - oceniła.