Znowu "sukces" Putina. Sześć krajów bierze go w kleszcze
Litwa planuje zakup systemów HIMARS z USA w tym samym czasie co Estonia i Łotwa - przekazało ministerstwo obrony litewskiemu portalowi LRT.lt. Jeśli doliczyć Polskę (dostawa w 2023 roku), Rumunię, gdzie HIMARS-y już są, okaże się Białoruś i Rosja będą otoczone słynnymi wyrzutniami, niczym kaftanem bezpieczeństwa.
28.07.2022 | aktual.: 29.07.2022 09:04
M142 High Mobility Artillery Rocket System (HIMARS) okazały się zabójczo skuteczne na wojnie Ukrainie w niszczeniu wielu rosyjskich stanowisk dowodzenia i składów amunicji. Minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow nazwał je "zmieniaczem gry". Ta broń pomogła spowolnić postępy rosyjskich wojsk. Może uderzać w cele oddalone o 80 km lub do 300 km, jeśli jest wyposażona w zaawansowaną amunicję.
- Po tym, co wydarzyło się z HIMARS-ami na Ukrainie, Litwa oraz sąsiednie państwa bałtyckie stawiają na odstraszanie Rosjan. To sygnał dla generałów Putina, my też się zbroimy i będziemy w stanie stawiać opór - mówi WP dr hab. Krzysztof Żęgota z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, który zajmuje się polityką bezpieczeństwa Rosji.
- Litwa, Łotwa i Estonia to kraje, gdzie całość obrony przed ewentualnym atakiem Rosji opiera się na członkostwie i gwarancjach bezpieczeństwa NATO. I tak będzie nadal, ale zakup słynnych systemów artylerii rakietowej da im możliwość samodzielnego reagowania na zagrożenia w przyszłości - dodaje.
- Zakup HIMARS-ów przez sąsiadów Rosji i Białorusi od razu przypomina inny z tzw. "sukcesów" polityki Putina. Rzekomo chciał odsunąć zagrożenie NATO od Rosji, a w konsekwencji agresji na Ukrainę do sojuszu przystąpiły Finlandia i Szwecja - podsumowuje Żęgota.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Uważaj Rosjo. Tu będzie pilnował HIMARS
Kilka dni temu łotewski rząd przesłał USA pytanie o ofertę na zakup systemów HIMARS, oświadczając, iż ma nadzieję, że do 2025 roku będą mieć pierwsze wyrzutnie. Estonia w połowie lipca uzyskała już zgodę Kongresu USA na zakup sześciu wyrzutni z amunicją, w tym z zapasem ponad 800 najbardziej wyrafinowanych rakiet tego systemu.
Z komunikatu, jaki w środę litewskie MON przekazało mediom, wynika jednak, że to będzie jednak zakup wspólny i hurtowy. "Wszystkie trzy kraje bałtyckie porozumiały się co do rozwoju takiej zdolności w regionie, we współpracy ze sobą i liczą na wsparcie USA i/lub współfinansowanie projektu" - poinformowano.
Polska według deklaracji ministra Mariusza Błaszczaka otrzyma pierwsze wyrzutnie HIMARS w 2023 roku.
Na mapie krajów dysponujących słynnym systemem artylerii rakietowej jest już Rumunia (graniczy z Ukrainą). Kontrakt na 54 wyrzutnie podpisali w 2018 roku. Na początku czerwca rumuńscy żołnierze przeprowadzili pierwsze ćwiczenia, których scenariusz zakładał wsparcie uderzeniem rakietowym obrony ich wybrzeża. Z kolei Finlandia ogłosiła niedawno zakup lepszej amunicji do już posiadanych amerykańskich gąsienicowych systemów artyleryjskich M270MLRS. Nowe pociski zwiększą zasięg rażenia systemów z 70 do 150 km.
W sumie sześć krajów z otoczenia Rosji i Białorusi oraz Ukraina, która już prowadzi wojnę, zamierza właśnie artylerią rakietową bronić się przed zagrożeniem. Ukraińscy satyrycy rysują na ten temat grafiki.
Popłoch wśród Rosjan trwa. "Co to jest, dwie sekundy i bam?"
Tymczasem ukraiński wywiad przechwycił rozmowę dwóch rosyjskich wojskowych, którzy klną na nowe systemy używane przez Siły Zbrojne Ukrainy. - Dwa dni temu wleciał do budynku. Nie wiadomo, co to jest. Nie słychać z nich wystrzału. Tylko szum, dwie sekundy i bam bam. Jakieś nowe wyrzutnie. Może z Polski k... czy co? - relacjonuje jeden wojskowy.
- Może to te himary? - słychać w odpowiedzi.
- Może i himary. Nie wiem, jak oni to zwą - dodaje wojskowy.
Jeden z rozmówców pyta, czy przyślą dla niego dodatkowe oddziały. W odpowiedzi pada, że ma kim wojować, bo z 2000 żołnierzy zostało 500. Ponadto kilka batalionów zostało wycofanych ze strefy walki z powodu dużych strat. Z trzech batalionów zostanie sformowany jeden. Jednak psychologowie będą musieli pracować z personelem przez 10 dni, bo nikt nie chce wracać na Ukrainę.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski