Kolejne "negocjacje" Ukrainy i Rosji? "Szanse, że teraz coś wyniknie, są praktycznie równie zeru"
Przedstawiciele Rosji i Ukrainy ponownie mają się spotkać w Stambule, by negocjować zakończenie wojny. Wstępnie mówiło się o środzie, ale bardziej realnym terminem jest koniec tygodnia. - Wystarczy spojrzeć, co się działo w poprzednich rundach negocjacji, żeby stwierdzić, że nigdy nic z tego nie wyniknęło. Szanse, że teraz coś wyniknie, są praktycznie równe zeru – mówi WP Jan Piekło, były ambasador RP w Kijowie.
Przypomnijmy, że już w sobotę Wołodymyr Zełenski potwierdził, że Kijów zaproponował Moskwie kolejne spotkanie negocjacyjne. Strona ukraińska po raz kolejny wyraziła gotowość do rozejmu.
– Trzeba zrobić wszystko, aby osiągnąć zawieszenie broni. Strona rosyjska musi przestać uciekać od odpowiedzialności. Wymiana więźniów, powrót dzieci, zaprzestanie zabójstw. Spotkanie na szczeblu przywódców jest potrzebne, aby naprawdę zapewnić pokój, prawdziwie trwały. Ukraina jest gotowa na takie spotkanie – powiedział Zełenski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Udany atak ukraińskich dronów. Rosyjska stacja kolejowa spłonęła
W poniedziałek prezydent Ukrainy oświadczył, że sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Rusztem Umerow zaproponował przeprowadzenie trzeciej rundy negocjacji między Ukrainą a Rosją w Stambule w Turcji. Ukraińskie źródła twierdzą, że rozmowy mogłyby się odbyć już w środę 23 lipca. Z kolei rosyjska państwowa agencja informacyjna TASS twierdzi, że spotkanie "pod koniec tygodnia jest omawiane, a daty są wyjaśniane". Wcześniej Kreml potwierdził, że planowanie kolejnej rundy negocjacji rzeczywiście jest w toku.
Ostatni raz Rosja i Ukraina spotkały się właśnie w Stambule 2 czerwca i zawarły tylko umowy o wymianie jeńców wojennych z powodu odmowy przez Rosję udzielenia ukraińskim negocjatorom memorandum o warunkach zawarcia porozumienia pokojowego przed negocjacjami. Według rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa, na kolejną turę rozmów do Turcji miałaby się udać ta sama delegacja rosyjska co wcześniej.
Zdaniem Instytutu Studiów nad Wojną (ISW), decyzja Rosji o wysłaniu tego samego zespołu negocjacyjnego średniego szczebla do trzeciej rundy negocjacji wskazuje, że "brak zainteresowania Kremla negocjacjami pozostaje niezmieniony". ISW nadal ocenia, że Rosja "pozostaje oddana przedłużającym się negocjacjom pokojowym w celu wspierania ciągłych operacji ofensywnych na Ukrainie i uzyskiwania dodatkowych ustępstw ze strony Ukrainy i Zachodu".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump stawia ultimatum Rosji. "Zbyt długo dawał wiarę słowom Putina"
W opinii Jana Piekło, "wyciągnięcie ręki w dobrym kierunku przez Rosjan to oczekiwanie przewyższające możliwości". - Natomiast niewątpliwie kolejną rundę rozmów trzeba rozpatrywać w perspektywie postawionego Rosji przez amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa 50-dniowego ultimatum. To niejako Moskwę "popchnęło" do zgody na rozmowy z Kijowem. Wystarczy jednak spojrzeć, co się działo w poprzednich rundach tzw. negocjacji w Stambule, żeby stwierdzić, że nigdy nic z tego nie wyniknęło. Szanse, że teraz coś wyniknie, są praktycznie równe zeru – mówi WP Jan Piekło, były ambasador RP w Kijowie.
Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski, być może znowu będzie negocjowana kwestia wymiany jeńców i zwrotu ciał poległych żołnierzy.
- To jedyna realna możliwość, że uda się coś załatwić. To w żaden sposób nie kończy wojny ani nie przybliża do zawieszenia broni. Warunki Rosji są niezmienne. Putin chce, by Ukraina pogodziła się z utratą okupowanych terytoriów i kolejnych, które jeszcze zajmuje, a które – według Kremla – powinna oddać pod administrację Rosji. Trudno więc sobie wyobrazić, żeby coś sensownego i poważnego w Stambule zostanie ustalone – ocenia Jan Piekło.
Były ambasador RP w Kijowie uważa, że ze strony Zełenskiego jest to gest dobrej woli. - Pokazuje, że jest gotowy rozmawiać. A to, że skład delegacji rosyjskiej będzie taki sam, wskazuje niestety, jaki będzie rezultat tych negocjacji. Rosji nadal nie zależy na pokoju, markuje cały czas dobre chęci do rozmów z Ukrainą – podkreśla Piekło.
Były ambasador zwraca uwagę na jeszcze jedno duże niebezpieczeństwo. - To niedawna wypowiedź chińskich dyplomatów, że Pekin nie jest zainteresowany przegraną Rosji. A raczej widziałby wygraną Moskwy. To buduje dodatkowe piętro i dodatkowy kontekst dla tej całej sytuacji. Dalsze losy wojny nie będą się rozstrzygać w Stambule, a w stolicach: Rosji i Chin. Warto się pozbyć złudzeń – komentuje rozmówca WP.
Jak ujawniło CNN, na początku lipca szef chińskiego MSZ Wang Yi powiedział szefowej unijnej dyplomacji, że Pekin nie może zaakceptować porażki Rosji w wojnie przeciwko Ukrainie, ponieważ pozwoliłoby to Stanom Zjednoczonym skoncentrować całą uwagę na Chinach. To stwierdzenie — jak zauważa amerykańska stacja — stoi w sprzeczności z publicznie deklarowaną neutralnością Chin wobec konfliktu w Ukrainie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosja pomoże Chinom? "Niewyobrażalne konsekwencje"
I przypomina, że Turcja jest "żywo" zainteresowana, by odgrywać w rundach negocjacyjnych ważną rolę, bo w interesie Ankary jest odgrywanie kluczowej roli nad Morzem Czarnym.
- Dla Turcji Rosja jest raczej rywalem i przeciwnikiem, nie sprzymierzeńcem. Erdogan stara się pokazać, że jest "gołębiem pokoju", co nie do końca jest zgodne ze stanem faktycznym. Co ciekawe, w konflikcie, do którego doszło między Azerbejdżanem a Rosją, Turcja jest głównym sojusznikiem tego pierwszego państwa. Podczas rozmów w Stambule ten kontekst w jakimś stopniu również może wybrzmieć. Może nie bezpośrednio, ale pośrednio. Ja bym nie liczył, że dojdzie tam do jakiegokolwiek przełomu. Szczególnie że jak ponownie podkreślę, jeśli skład rosyjskiej delegacji będzie taki sam co wcześniej, negocjacje nie będą miały żadnego znaczenia – puentuje Jan Piekło.
Jakby na potwierdzenie tych słów, we wtorek rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył, że nie należy spodziewać się przełomu podczas zaplanowanej na ten tydzień trzeciej rundy negocjacji pokojowych pomiędzy Rosją a Ukrainą w Stambule. – Nie ma powodu, aby oczekiwać cudów, czyli jakiegoś przełomu, w obecnej sytuacji jest to raczej niemożliwe – stwierdził Pieskow podczas briefingu prasowego.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski