Kolejne echa afery z WorldCom
Amerykański koncern
telekomunikacyjny WorldCom ogłosił, że miał źle zaksięgowane
wydatki na sumę prawie 4 miliardów dolarów. Firmie grozi
bankructwo. Akcje na giełdach światowych spadły o kilka procent.
WorldCom, drugi pod względem wielkości amerykański operator telefonii międzystrefowej i przesyłu danych, oznajmił we wtorek późnym wieczorem, że zwolnił swego dyrektora finansowego, Scotta Sullivana, po odkryciu, że ten niewłaściwie księgował wydatki na łączną sumę 3,8 mld dolarów, wykazując je jako inwestycje.
Manipulacje Sullivana poprawiały saldo firmy, które wykazywało zysk. Teraz koncern ogłosi nowe, poprawione wyniki finansowe za rok ubiegły i pierwszy kwartał tego roku - i już zapowiedział, że bilans wykaże straty.
Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełdy (SEC) oświadczyła, że skala nieprawidłowości w księgach WorldCom jest bezprecedensowo wielka i zażądała od koncernu szczegółowego raportu na ich temat.
Prezydent George W. Bush, przebywający w Kanadzie na szczycie G-8 powiedział reporterom, że oszustwa księgowe w WorldCom są skandaliczne i rząd przeprowadzi wyczerpujące dochodzenie, aby ustalić, kto za nie odpowiada.
Środowa Washington Post podaje, że Ministerstwo Sprawiedliwości USA rozpoczęło już dochodzenie karne w sprawie afery w WorldCom.
Kolejny skandal finansowy w świecie biznesu amerykańskiego doprowadził rano do spadków na giełdach światowych. Akcje samego WorldCom, za które w 1999 roku płacono po 64 dolary, spadły w środę do 9 centów i handel nimi wstrzymano.
W Azji, gdzie rynki finansowe otworzyły się najwcześniej, wskaźnik giełdy tokijskiej spadł o 4 procent, a seulskiej o 7,15%.
Giełdy europejskie też zaczęły dzień od spadków - na rynkach niemieckim i francuskim kursy zjechały rano o przeszło 4%. Szczególnie ucierpiały akcje firm telekomunikacyjnych.
Analitycy europejscy mówią, że skandal WorldCom jest przejawem amerykańskiej choroby, która nie powinna zarazić firm po drugiej stronie Atlantyku, bo zasady księgowości obowiązujące w krajach Unii Europejskiej są bardziej rygorystyczne. Dodają jednak, że na rynkach finansowych panuje obecnie nastrój nerwowego wyczekiwania i inwestorzy wyzbywają się części akcji firm telekomunikacyjnych, także spoza USA.
Na Wall Street wskaźnik Dow Jones, odzwierciedlający ceny akcji 30 największych korporacji amerykańskich, obniżył się w ciągu pierwszych 10 minut po otwarciu giełdy o około 180 punktów (2%), spadając poniżej psychologicznej granicy 9000 punktów, i przez następne dwie godziny utrzymywał się na tym poziomie.
Nasdaq, wskaźnik firm wysokiej technologii, zbliżył się do swego najniższego poziomu od 11 września zeszłego roku, kiedy po atakach terrorystycznych nastąpił ostry spadek na Wall Street.
Dow Jones jest jeszcze dość daleko od dołka z tego okresu (8235 punktów), ale specjaliści obawiają się, że jeśli obecna tendencja będzie się utrzymywać, może ponownie dojść do tak głębokiej bessy.
WorldCom ogłosił, że w najbliższej przyszłości zwolni 17 tysięcy pracowników, czyli przeszło 20% ogółu zatrudnionych, co ma przynieść oszczędności rzędu 900 milionów dolarów rocznie. Koncern ograniczy wydatki inwestycyjne. W roku 2001 przychody firmy wyniosły 35,2 mld dolarów.
Afera z WorldCom nakłada się na całą serię niedawnych skandali w świecie wielkiego biznesu. W grudniu zbankrutował koncern energetyczny Enron, którego dyrekcja ukrywała jego straty i długi. Potem w jego ślady poszedł koncern telekomunikacyjny Global Crossing i konglomerat Tyco International.
Podobne praktyki jak Enron uprawiały także inne korporacje, m.in. Qwest Communications, Dynegy i Adelphia Communications. Inwestorzy podejrzewają, że sztuczne zawyżanie zysków było powszechne i wycofują się z rynków.
Audytem ksiąg WorldCom zajmowała się firma Andersen, która w zeszłym roku przyczyniła się do bankructwa koncernu Enron, akceptując jego sprawozdania finansowe, choć były fałszowane przez dyrekcję.
W połowie czerwca sąd w Houston uznał Andersena winnym utrudniania pracy wymiaru sprawiedliwości w śledztwie w sprawie bankructwa Enronu. Oznacza to, że ta do niedawna czołowa firma audytorska straci licencję na prowadzenie kontroli finansowej firm notowanych na giełdzie i będzie musiała zapłacić grzywnę w wysokości pół miliona dolarów.
Andersen, który jest w głębokim kryzysie po serii pozwów od osób i firm poszkodowanych wskutek bankructwa Enronu, oświadczył we wtorek, że WorldCom nie udostępnił jego audytorom pewnych kluczowych informacji i nie konsultował się z nimi w sprawie sposobu księgowania wydatków.
Analitycy mówią, że skandal księgowy może utrudnić rozmowy WorldCom z bankami na temat pożyczki w wysokości 5 miliardów dolarów. Koncern jest zadłużony na 30 miliardów dolarów. Fiasko rozmów mogłoby ściągnąć na firmę kłopoty finansowe w przyszłym roku, a nawet groźbę bankructwa. (and)