Kolejne doniesienia na temat Wałęsy. "Mówił, że trzeba zabijać milicjantów"
- Wałęsa mówił, że "za jednego naszego - komendę w powietrze", po prostu terroryzm - twierdzi były opozycjonista Krzysztof Wyszkowski. To nie koniec doniesień na temat byłego prezydenta.
Słowa Wyszkowskiego padły w rozmowie z Telewizją Republika. Były opozycjonista komentował agenturalną przeszłość Wałęsy. - Był czas, gdy nazywałem Lecha Wałęsę przyjacielem. Był okres, gdy zwracałem się do niego z wyrazami wielkiej sympatii, chcąc go uchronić od pewnych błędów, w tym współpracy z komunistami. To nie udało się. Ta współpraca pełną parą rozpoczęła się 4 czerwca 1992 r., gdy wraz z postkomunistami obalał rząd Jana Olszewskiego - mówił Wyszkowski.
Nagle stwierdził: - Pierwszego dnia, gdy Wałęsa przyszedł do mnie do mieszkania, chcąc porozmawiać, mówił, że trzeba zabijać milicjantów, że "za jednego naszego - komendę w powietrze", po prostu terroryzm. W mieszkaniu na podsłuchu mówił o takich rzeczach - to było dziwne, był dla nas wtedy kimś między prowokatorem a wariatem, jednak z czasem uwiarygodnił się swoim katolicyzmem i to nas przekonało. Byliśmy naiwni, wierzyliśmy, że ktoś, kto głęboko wierzy, jest człowiekiem uczciwym.
- Myślałem, że ujawnienie "teczki Kiszczaka" dla ludzi, którzy ufali Wałęsie, będzie stanowiło ostateczny dowód, że był współpracownikiem bezpieki. Do dzisiaj jednak jest jakaś część społeczeństwa, która wierzy Wałęsie - ubolewał Wyszkowski.
Wałęsa: nie popuszczę
Przypomnijmy, przedstawiona przez IPN ekspertyza teczki TW Bolka potwierdziła w styczniu współpracę Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa w latach 70. Były prezydent jednak konsekwentnie zaprzecza doniesieniom. Na początku lutego w rozmowie z nami zapowiadał: - Nie popuszczę, nie opowiem się za kłamstwem.
Palił niewygodne dokumenty?
Wyszkowski z kolei dwa tygodnie temu zaszokował doniesieniami, że Wałęsa w latach 90. palił część niewygodnych dokumentów o sobie w kominku belwederskim