Kolejna branża w kryzysie. Niemcy skarżą się na brak pracowników
Przedsiębiorcy z branży gastronomicznej, doświadczeni od pierwszych dni pandemii, gdy ich biznesy zostały niespodziewanie zamrożone, dziś walczą z następną zapaścią. Nie ma komu stać za barem lub biegać między stolikami z gośćmi. Bywa, że zdesperowani właściciele restauracji, barów, kawiarni i pubów sami chwytają za tace i nalewaki z piwem. Gastronomia już nie jest atrakcyjną pracą dla młodych ludzi. Ci, których koronawirusowy zastój w ich miejscach zatrudnienia zmusił do przebranżowienia się i poszukiwania nowego zatrudnienia, już nie chcą wrócić do swoich zadań. Okazało się, że to najtrudniejsze z zajęć, eksploatujące fizycznie i psychicznie, nieadekwatnie płatne. Młodsze pokolenie, które jako kolejne mogłoby zająć ich miejsce, nie wykazuje zainteresowania branżą gastronomiczną od strony kuchni. W dorosłość wchodzi generacja, która chce mieć więcej czasu na korzystanie z życia, chce mieć czas na wypoczynek z przyjaciółmi i znajomymi, więc poszukuje pracy, która nie angażuje tak bardzo, jak wtedy, gdy jest się kelnerem, barmanem czy kucharzem. Przed przedsiębiorcami w gastronomii stoi wielkie wyzwanie. Żeby przetrwać, będą musieli zrewolucjonizować swoje biznesy, a przede wszystkim inaczej skalkulować płace personelu. Jak to się przełoży na rachunki klientów, okaże się zapewne w przyszłym sezonie wakacyjnym, gdy lokale w dużych niemieckich miastach są zawsze oblegane.