Kogo najbardziej boją się posłowie?
Rzecznicy klubowej dyscypliny to partyjni policjanci. Grożą, karzą i wychowują parlamentarzystów - czytamy w "Rzeczpospolitej".
28.12.2009 | aktual.: 28.12.2009 10:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Czemu tak na mnie patrzysz? Coś na mnie masz - takie pytanie często słyszy od kolegów Mirosława Nykiel. Jest rzecznikiem dyscypliny w Klubie PO od początku kadencji. Pilnuje, czy posłowie chodzą na posiedzenia komisji, uczestniczą w głosowaniach i czy podnoszą rękę tak, jak nakazuje klubowa dyscyplina. Za niesubordynację może ukarać - także finansowo.
Informacje o karach wkłada do białych kopert. Te są potem rozdawane posłom przez pracowników klubu, np. podczas posiedzenia plenarnego sejmu. W tej kadencji Nykiel ukarała już jedną trzecią posłów. Udzieliła 27 upomnień, ok. 15 nagan. Reszta, ok. 30 przypadków, to kary finansowe - pisze "Rz".
- To chodzenie za posłami z wydrukami z głosowań na pewno przyjemne nie jest i trudno zachować sympatię kolegów - przyznaje jeden z posłów PiS. Wśród polityków tej partii panuje przekonanie, że na pomysł zrobienia z Marka Suskiego rzecznika dyscypliny wpadł Ludwik Dorn, były poseł tej partii. Wzajemna niechęć obu panów jest powszechnie znana i Dorn miał liczyć na to, że Suski narazi się wielu kolegom.
Są jednak tacy posłowie, nawet karani przez Suskiego, którzy go bronią. - To uczciwy człowiek, zachowuje się przyzwoicie, dobrze wypełnia swoją funkcję - mówi Zbigniew Girzyński. - Rzecznik dyscypliny to trochę jak ksiądz, nie można mieć do niego pretensji, że wyznacza pokutę - dodaje.
Sam Suski twierdzi, że woli kochać ludzi, niż ich karać. Dlatego na pół roku zrezygnował z pełnienia funkcji. - Jestem zmęczony - tłumaczył w lipcu i podkreślał, że w sprawie nie ma drugiego dna.Teraz jednak wraca. - Poprosił mnie o to prezes, a jemu się nie odmawia - tłumaczy swoją decyzję Suski.
Wacław Martyniuk, rzecznik dyscypliny SLD, wychodzi z założenia, że posłowie są dorośli. Dlatego nie stosuje kar. - Nie mam dużo pracy. W tej kadencji jeszcze nikogo nie ukarałem - mówi.
Martyniuk rzecznikiem jest od 1993 r. - Kluczem jest dobra organizacja pracy. Jeśli komuś jest przydzielone jakieś zadanie, a ten się z tego nie wywiązuje, to z nim po prostu rozmawiam - opowiada na łamach "Rz".
Potrafi być jednak bezwzględny i stanowczy. Jeśli już ktoś podpadnie, nie bawi się w kary, tylko wyrzuca. Bez mrugnięcia okiem zdecydował w 2003 r. o wykluczeniu z Klubu SLD dwóch posłów: Jana Chaładaja i Stanisława Jarmolińskiego, którzy głosowali w sejmie "na cztery ręce" - wciskali guzik za nieobecnych kolegów.