Klucz do zagadki zamachów w Londynie
Ślady znalezione we wraku autobusu nr 30, który eksplodował na Tavistock Square w Londynie oraz zeznania pasażerów, którzy przeżyli zamach, mogą okazać się kluczowe dla śledztwa po czwartkowych zamachach terrorystycznych w stolicy Wielkiej Brytanii.
11.07.2005 20:15
Według poniedziałkowych informacji brytyjskich mediów, policja nie wyklucza, że zamachowiec zginął w eksplozji w autobusie.
Jest raczej pewne, że trzy bomby, które wybuchły w czwartek w metrze, nie zostały podłożone przez zamachowców samobójców. Ładunki znajdowały się przy wejściach do wagonów i terroryści prawdopodobnie zdążyli opuścić pociągi, zanim bomby eksplodowały, co stało się niemal równocześnie.
Jednak czwarty wybuch - w autobusie - nastąpił prawie godzinę po zamachach w metrze.
Jedna z teorii policji mówi, że była to przemyślana taktyka, by spowodować jak najwięcej ofiar wśród pasażerów, którzy przesiedli się z metra na autobus.
Według innej hipotezy, zamachowiec nie zdążył dotrzeć do metra, gdzie miał podłożyć ładunek, przed zamknięciem stacji po pierwszej eksplozji.
Pasażerowie autobusu, którzy przeżyli zamach, zauważyli ponoć wysokiego, dwudziestokilkuletniego mężczyznę o oliwkowej cerze, który wyglądał na bardzo wzburzonego i cały czas sięgał do swego plecaka.
Według dziennika "The Times", który powołuje się na anonimowe źródła w policji, zamachowcy rozpoczęli akcję z jednego miejsca - na stacji King's Cross. Tam się rozdzielili i każdy, oprócz zamachowca z autobusu, wsiadł do pociągu innej linii metra; przez King's Cross-St.Pancras prowadzi sześć linii.
Policyjne dochodzenie skupia się obecnie na okolicach King's Cross. Dokładnie przeglądane sa nagrania z kamer wideo na stacji i przystankach autobusowych; przeszukiwane są pobliskie ulice i parkingi, gdzie terroryści mogli pozostawić samochód.
Anna Widzyk