Gromił Trumpa. Ma być polskim ambasadorem. Wiceszef MSZ reaguje
Donald Trump wygrał wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. W swojej kampanii wyborczej bardzo często powtarzał, że kraje członkowskie powinny wydawać co najmniej 3 proc. PKB na obronność. - 2 proc. to była kradzież stulecia, zwłaszcza biorąc pod uwagę, ile my płacimy - mówił Trump. - Uważam, że będziemy musieli jako Unia Europejska i Europa wziąć większą odpowiedzialność za nasze bezpieczeństwo i za naszą odpowiedzialność militarną, a także bezpieczeństwo żywnościowe, energetyczne, informacyjne i obywatelskie - powiedział w specjalnym programie WP "Ameryka wybrała" wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna. W programie rozmawiano również na temat polskiego ambasadora w USA. Prowadzący Paweł Pawłowski zapytał, czy to pewne, że Bogdan Klich znajdzie się w amerykańskiej placówce. - Tak, oczywiście, że tak. Cała procedura została przeprowadzona - odparł gość programu. Zwrócił również uwagę, że prezydent Andrzej Duda nie podpisał żadnej nominacji ambasadorskiej, a ich jest kilkadziesiąt. - Jest to sytuacja paranoiczna. Ja rozumiem, że prezydent może mieć zastrzeżenia do niektórych kandydatów, ale nie do wszystkich - mówił Szejna. Wiceszef MSZ podkreślił, że "to powoduje sytuacje bardzo niekorzystne dla Polski". Dziennikarz podkreślił, że nie tylko prezydent może mieć wątpliwości co do kandydatury Klicha. W programie przytoczono wpisy byłego szefa MON, w których bardzo niekorzystnie wypowiadał się na temat Donalda Trumpa. - Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której Bogdan Klich miałby nie zostać zaakceptowany przez tak silnego człowieka, jak Donald Trump - stwierdził Szejna. - Gdyby porównać ostre wypowiedzi Trumpa podczas kampanii wyborczej z tym, co pan przed chwilą przedstawił to naprawdę. Myślę, że Trump się takimi rzeczami by nie przejął - powiedział gość programu. Dodał, że w czasie, gdy te słowa padły, Klich nie był częścią polskiej dyplomacji, tylko politykiem, a takie wypowiedzi są "częścią folkloru politycznego".