Kim Dzong Un szarżuje razem z Putinem. Seul zwleka, stojąc w rozkroku
Reżim Korei Północnej otwarcie wspomaga Putina. Kijów chciałby, aby w myśl zasady "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem", Ukrainę wspierała Korea Południowa. Seul nie zdecydował się jednak na sprzedaż swojego uzbrojenia.
01.12.2024 15:29
Korea Północna zacieśnia współpracę z Federacją Rosyjską, wysyłając z pomocą nie tylko swoich żołnierzy, ale dostarczając jej przede wszystkim amunicję artyleryjską i pociski rakietowe. Tylko w zeszłym roku reżim Kim Dzong Una dostarczył armii Putina 3 mln pocisków kal. 152 mm i ok. 500 tys. pocisków kal. 122 mm.
Rosja otrzymała także pociski balistyczne krótkiego zasięgu KN-23 i KN-24. Pierwszy jest bardzo mocno wzorowany na pociskach rosyjskiego systemu Iskander. Drugi ma być dziełem rodzimych konstruktorów, choć posiada dużo podobieństw do systemu Toczka-U, powszechnie używanego przez rosyjską armię.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oba typy zostały przetestowane w 2019 roku, a trzy lata później rozpoczęła się produkcja seryjna. Rosjanie zaczęli atakować cele na Ukrainie przy ich użyciu w grudniu 2023 roku - specjaliści, na podstawie części pozostałych po uderzeniach, zidentyfikowali, że to resztki KN-23 i KN-24.
Jakość jest słaba, ale o ilość tu chodzi
Szybko okazało się, że najpowszechniej używany pocisk KN-23 znacznie odbiega jakością wykonania nawet od rosyjskich produktów. Na początku maja zgłoszono, że KN-23 mają wysoką awaryjność. Około połowa z wystrzelonych północnokoreańskich rakiet straciła zaprogramowaną trajektorię i eksplodowała w powietrzu.
W dodatku tolerowany błąd celności obu pocisków wedle producenta wynosi ok. 90-100 metrów, co jak na współczesne standardy jest niedopuszczalne. Rosyjski Iskander ma deklarowaną celność - w zależności od wersji - wynoszącą od 5 do 30 metrów. Podobnie wygląda celność pocisków typu ATACMS. Z kolei pociski GMLRS-U mają celność od 1 do 4 metrów.
Oznacza to, że północnokoreańskie pociski nie nadają się do atakowania celów punktowych, a jedynie powierzchniowych. Pod względem celności nie odbiegają od amerykańskich założeń, tyle że z okresu II wojny światowej. Wówczas Amerykanie uznawali bombardowanie za celne, jeśli bomba eksplodowała w promieniu 100 metrów od celu.
Rosjanom brak celności nie przeszkadza. To dlatego, że północnokoreańskie pociski są najczęściej wykorzystywane do ataków terrorystycznych przeciwko cywilnym celom w Charkowie, Chersoniu czy Zaporożu. Właśnie tam znaleziono najwięcej szczątków rakiet wyprodukowanych w Korei Północnej.
Kim Dzong Un rozbudowuje zbrojeniówkę
Sam Lair, adiunkt w CNS, jednym z najważniejszych ośrodków badawczych na świecie zajmujących się problematyką zapobiegania rozprzestrzenianiu broni masowego rażenia, zauważył na podstawie zdjęć satelitarnych, że Pjongjang rozbudowuje fabrykę w mieście Hamhung. To tam produkowane są pociski KN-23 i KN-24. Zakład ten jest jedynym znanym zakładem produkującym rakiety balistyczne na paliwo stałe.
Pierwsze informacje pojawiły się jesienią 2023 roku, kiedy północnokoreańska państwowa agencja prasowa KCNA poinformowała, że trwają prace budowlane w kompleksie maszyn Ryongsong, pokazując przy tym Kim Dzong Una spacerującego po placu budowy.
Na podstawie szczątkowych informacji i komunikatów KCNA można stwierdzić, że prace obejmują przebudowę zakładów produkcyjnych, a także montaż i instalację sprzętu w warsztatach maszynowych i warsztacie odlewniczym. Amerykańscy analitycy szacują, że rozbudowa kompleksu pozwoli zwiększyć produkcję pocisków balistycznych o ok. 40 proc.
Dotychczas szacowano, że Korea Północna mogła produkować do kilkuset KN-23 i KN-24 rocznie. W tej sytuacji nawet zwiększenie produkcji nie sprawi, że Rosjanie zasypią Ukrainę pociskami od Kim Dzong Una.
Niepokojące jest jednak już to, że reżim konsekwentnie inwestuje w rozbudowę zbrojeniówki. To zmartwienie przede wszystkim dla Korei Południowej i Japonii. Pieniądze płynące szeroką rzeką do reżimu Kima, pozwalają mu na znaczną rozbudowę potencjału militarnego. Już teraz, dzięki inwestycjom Kremla, północnokoreańska Centralna Komisja Wojskowa mogła podwoić produkcję amunicji artyleryjskiej i pojazdów ciężarowych.
Seul w rozkroku
Zbliżenie pomiędzy Rosją a Koreą Północną, którego ukoronowaniem jest ratyfikowana niedawno umowa o strategicznym partnerstwie obejmującym obszary gospodarcze i militarne, niepokoi Seul. Zakłada ona m.in., że strony zobowiązują się do wzajemnej pomocy wojskowej w przypadku agresji na jedną nich z nich.
Korea Południowa od początku wojny w Ukrainie deklarowała, że nie będzie dostarczać Kijowowi uzbrojenia. Wiosną 2023 roku okazało się jednak, że południowokoreańskie pociski kal. 155 mm są kupowane przez USA i tą okrężną drogą trafiają na Ukrainę. Jako jeden z pierwszych poinformował o tym "Wall Street Journal".
Teraz władze w Kijowie chciałby, aby Korea Południowa sprzedawała im coś więcej, niż tylko pociski. W tym tygodniu Rustem Umerow, minister obrony Ukrainy rozmawiał na ten temat z prezydentem Korei Południowej Yoon Seok-yeolem.
Koreańczycy zgodzili się na wymianę danych wywiadowczych na temat rosyjskiej współpracy wojskowej z Koreą Północną, jednak odmówili sprzedaży broni. Według południowokoreańskiej telewizji SBS Kijów chciał nabyć przeciwlotnicze systemy rakietowe KM-SAM Cheon-gung, stacje radarowe obrony przeciwlotniczej, radary artyleryjskie i pociski kalibru 155 mm.
Prezydent Yoon Seok-yeol po spotkaniu powiedział, że jego kraj może rozważyć udzielenie wsparcia "w zależności od skali współpracy wojskowej Pjongjangu z Moskwą". Nie sprecyzowano, co nowego miałoby się niby wydarzyć, aby do pomocy doszło.
Dotychczasowe wsparcie dla Ukrainy obejmuje pomoc humanitarną i finansową. Ta ostatnia ma wynieść do końca br. 2,3 miliarda dolarów. Dodatkowo Seul oferuje wsparcie w rehabilitacji ukraińskich żołnierzy oraz odbudowę infrastruktury Ukrainy po zakończeniu wojny.
Wizyta ukraińskiego ministra niewiele więc zmieniła. Według wspomnianej już telewizji SBS zbrojeniowi giganci Korei - Hanwha i Hyundai Rotem - mieli nawet zostać poinstruowani przez rząd, aby powstrzymać się od kontaktów z Ukrainą. Rząd w Seulu najwyraźniej lawiruje więc pomiędzy słupkami poparcia, opinią obywateli a sytuacją międzynarodową.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski