Kierowca straszył dzieci makabryczną lalką. "To nie mieści się w głowie, jak z horroru"
Nie milkną echa po skandalu na Podlasiu. Kierowca busa szkolnego z Białegostoku zatrzymywał pojazd nieopodal pola przy pryzmie obornika, gdzie na oczach uczniów wyjmował tajemniczą lalkę, która była wysmarowana czymś, co miało przypominać krew. Reporter WP Marek Gorczak wybrał się do miejscowości Radule, by poznać więcej szczegółów w tej sprawie. - Wszyscy jesteśmy w ciężkim szoku. To, co się wydarzyło, jest po prostu niewyobrażalne, przerażające. [...] Nikomu dorosłemu nie mieści się to w głowie, jak z horroru - mówiła dyrektorka szkoły w Radulach Małgorzata Kaczorowska. Temat zrobił się głośny, gdy jeden z rodziców zgłosił sprawę na policję. - Pierwsze informacje, które dotarły do policjantów, wskazywały, że zaniepokojone dzieci, które były wożone przez kierowcę autobusem do szkoły, opowiedziały tę historię rodzicom. Z relacji wynikało, że (mężczyzna - red.) na środku pola wychodził i zakładał rękawiczki. Ta lalka miała ubranka pobrudzone substancją koloru brunatnego, przypominającą krew. Miała też przypaloną głowę, a w głowie zabawki był wbity nóż. On chował tę zabawkę do bagażnika albo układał na poduszce - ujawnił rzecznik białostockiej policji Tomasz Krupa. Policjanci już kilka godzin po zgłoszeniu zatrzymali kierowcę. Okazał się nim 44-latek z Białegostoku. Ujęto go tuż przed tym, gdy miał wykonać nowy kurs. W bagażniku auta znaleziono elementy lalki. Mężczyzna usłyszał zarzut gróźb karalnych. Grozi mu do trzech lat więzienia. - Wreszcie się to wydało, bo to ponoć trwało od dosyć dawna. [...] To jest dziwne, przecież tam jakaś opiekunka była i nie reagowała na jego zachowania - stwierdził sołtys Marian Hrynaszewski. Obejrzyj cały materiał WP, by poznać więcej szczegółów tajemniczej sprawy z Podlasia.