PolskaKiedyś "malownicza formacja", dziś "polityczny trup". Co uśmierciło polską lewicę?

Kiedyś "malownicza formacja", dziś "polityczny trup". Co uśmierciło polską lewicę?

Przedostatnia niedziela września 2001 roku, Dom Chłopa w Warszawie. Kilka sekund po godzinie 20.00, w tym miejscu wybucha euforia. Są uściski, pocałunki, ręce uniesione w górę w geście triumfu. Koalicja Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Unii Pracy deklasuje rywali w wyborach do parlamentu. Na SLD-UP oddaje swój głos aż 41 proc. osób, które tego dnia poszły do urn. Wśród świętujących działaczy można ze świecą szukać osób, które uwierzyłyby, że kolejne dwie dekady będą dla polskiej lewicy pasmem nieustannych porażek.

Kiedyś "malownicza formacja", dziś "polityczny trup". Co uśmierciło polską lewicę?
Źródło zdjęć: © WP | Łukasz Szełemej
Michał Fabisiak

03.06.2015 | aktual.: 03.06.2015 20:21

Do pierwszej klęski doszło 13 czerwca 2004 roku podczas wyborów do parlamentu europejskiego. Na kandydatów koalicji SLD-UP, której rząd miesiąc wcześniej wprowadził Polskę do Unii Europejskiej, zagłosowało nieco ponad 9 proc. osób. Większym zaufaniem wyborcy obdarzyli wtedy nie tylko Platformę Obywatelską oraz Prawo i Sprawiedliwość, ale również populistyczną Ligę Polskich Rodzin i Samoobronę. A to była dopiero zapowiedź politycznej zmiany warty. Realną władzę polska lewica straciła na jesieni 2005 roku. W wyborach do parlamentu SLD uzyskało ponad 11 proc. O wynikach pozostałych partii socjaldemokratycznych nie ma co wspominać. W wyborach prezydenckich kandydatowi lewicy nie udało się awansować nawet do II tury.

Lewica, której na początku 2001 roku wróżono co najmniej ośmioletnie rządy, straciła władzę z kilku powodów. Na klęskę tej formacji złożyły się na pewno afery korupcyjne z udziałem polityków SLD, w tym tzw. Rywina, okrzyknięta największą aferą w historii III RP. Zdaniem publicysty Janusza Rolickiego, byłego redaktora naczelnego "Trybuny", na rozczarowanie wyborców miały wpływ również decyzje podejmowane przez rząd Leszka Millera. - Ludzie zastanawiali się co to za lewica, która wprowadza podatek liniowy dla przedsiębiorców czy obdziera społeczeństwo ze zdobyczy socjalnych, np. likwidując bary mleczne czy pozbawiając studentów zniżek na kolej - tłumaczy rozmówca Wirtualnej Polski. Jego zdaniem rozpad polskiej lewicy rozpoczął się jednak dużo wcześniej.

Rolicki wskazuję na 1999 rok i przekształcenie koalicji SLD w partię o tej samej nazwie, a następnie rozwiązanie Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej. W ocenie publicysty te decyzje obdarły ze skóry potężną wtedy formację lewicową, za co jego zdaniem winę ponosi jej ówczesny lider Leszek Miller. - Koalicja składała się z ponad 30 podmiotów, w których działała olbrzymia armia ludzi gotowych do ciężkiej pracy. Przed każdymi wyborami rozgrywało się jednak małe piekiełko. Wspomniane podmioty chciały mieć jakiś udział w torcie, który był do podziału. Millerowi ta sytuacja nie odpowiadała dlatego własnoręcznie zniszczył całą tę bazę - tłumaczy były redaktor naczelny "Trybuny". I dodaje, że obecny szef SLD jest szkodnikiem, który zrobił to wszystko dla własnej kariery.

Zdaniem Rolickiego to był właśnie moment, w którym powstało realne zagrożenie rozpadu polskiej lewicy. - Nikt tego nie zauważył, ponieważ działo się to w stanie euforii. W tym okresie prawica się kompromitowała. Potem były wygrane wybory i wydawało się, że SLD będzie rządzić przynajmniej przez dwie kadencje - wspomina publicysta.

W kolejnych latach na lewicy rozpoczął się czas eksperymentów. Jednym z nich były wspólne listy z demokratami w wyborach do parlamentu w 2007 roku. W skład tak zwanego LiD-u, oprócz SLD, wchodziły również UP, UD i SDPl. Niestety, już pół roku później koalicja zjednoczonej lewicy rozpadła się. Na nic zdały się kolejne próby reanimacji podejmowane przez polityków formacji, na czele z byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim.

Światełko w tunelu dla polskiej lewicy zapaliło się jeszcze dwukrotnie. Najpierw w 2010 roku, kiedy skazywany na klęskę młody lider SLD Grzegorz Napieralski w wyborach prezydenckich uzyskał ponad 13 proc. głosów, co było wynikiem znacznie przewyższającym sondażowe notowania jego partii. Drugim punktem zwrotnym mogło być pojawienie się na scenie Ruchu Janusza Palikota. W wyborach do parlamentu w 2011 roku partia dowodzona przez byłego polityka Platformy Obywatelskiej uzyskała ponad 10 proc. głosów, wyprzedzając m.in. SLD, które poparło tylko 8 proc. głosujących.

Wszystko wskazuje na to, że cztery lata spędzone w parlamentarnych ławach będą ostatnimi w historii partii Janusza Palikot, znanej obecnie jako Twój Ruch. Co ciekawe, ten sam los może podzielić SLD. Według najnowszych sondaży partia Leszka Milera jest na granicy progu wyborczego.

Zdaniem dr Bartłomieja Biskupa, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, obecne wyniki sondażowe Sojuszu są efektem kandydatury Magdaleny Ogórek w wyborach prezydenckich. W jego ocenie SLD zainwestowało w osobę, która nie identyfikowała się z lewicowym elektoratem. - Po I turze Polacy zobaczyli, że kandydatka Sojuszu zdobyła tylko 2 proc. głosów. W tej sytuacji wyborcy stwierdzili, że takim samym poparciem cieszy się również partia. W związku z tym uznali, że nie warto głosować na SLD i zaczęli szukać sobie nowej partii na scenie politycznej - tłumaczy rozmówca Wirtualnej Polski.

Janusz Rolicki zwraca uwagę na jeszcze jedną przyczynę słabych notowań polskiej lewicy. - To wina tych, którzy tę formację tworzą. Oni nie są w stanie porwać ludzi i przekonać ich do swoich racji - mówi publicysta. Były redaktor naczelny "Trybuny" nie widzi polityka, który mógłby zostać liderem polskiej lewicy. W jego ocenie Sojusz przemienił się z partii klasowej w kawiorową, której ludzie po okresie transformacji obrośli tłuszczykiem. I dodaje, że marka SLD jest już skompromitowana. - Malownicza formacja, która do niedawna zdobywała 40 proc. głosów i doprowadzała prawicę do białej gorączki jest dziś politycznym trupem - mówi Rolicki.

Z kolei w opinii Bartłomieja Biskupa na polskiej scenie politycznej są osoby, które mogłyby przywrócić lewicy dawny blask. - Sensowną postacią wydaje się być pani Nowacka, jest Wojciech Olejniczak, który reprezentuje młode pokolenie oraz Grzegorz Napieralski, który miał kiedyś dobrą kampanią prezydencką. Do tego dochodzi wielu profesorów sympatyzujących z tą formacją - tłumaczy politolog. I dodaje, że problemem, który stoi na przeszkodzie w zjednoczeniu lewicy jest kwestia przywództwa. - Muszą powstrzymać swoje ambicje oraz wskazać osobę, która zostanie "królem" i będzie rządzić - mówi ekspert UW.

Według Biskupa lewica powinna się zjednoczyć i wystawić wspólne listy, a więc zachować się identycznie jak niedawno postąpiła prawica. - Po nieudanych wyborach do Parlamentu Europejskiego małe partie zrobiły dwa kroki do tyłu i dołączyły się do PiS-u. Dziś nie słuchać nic o kłótniach pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim, Zbigniewem Ziobro czy Jarosławem Gowinem dlatego, że przyświeca im wspólny cel, czyli jak najlepszy wynik wyborczy - ocenia politolog UW. I dodaje, że gdyby lewica w tym czasie wyciągnęła podobne wnioski, to dziś znajdowałaby się w zupełnie innym miejscu.

Rozmówcy Wirtualnej Polski zgodnie twierdzą, że następną kadencję polska lewica również spędzi w opozycji. - No chyba, że lewicą stanie się teraz Platforma Obywatelska. O tym, że taki skręt jest planowany mogą świadczyć chociażby wypowiedzi rzeczniczki rządu - kończy Biskup.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (174)