Kazimierz Marcinkiewicz o Hannie Gronkiewicz-Waltz: powinna dostać medal
Myślę, że przez ostatnie dwie kadencje Hanny Gronkiewicz-Waltz, dużo się zmieniło w mieście na plus. Powinna dostać medal za ściągnięcie ok. 8 mld zl ze środków unijnych dla Warszawy. To kapitalny wyczyn! Być może wpompowanych w miasto pieniędzy jeszcze nie widać, ale bądźmy cierpliwi - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską były premier Kazimierz Marcinkiewicz.
06.06.2013 | aktual.: 06.06.2013 14:04
Agnieszka Niesłuchowska: Przemysław Wipler opuścił szeregi PiS. Zaangażował się w budowę stowarzyszenia „Republikanie”. Wygląda bardziej na burzę w szklance wody niż zalążek poważnej inicjatywy.
Kazimierz Marcinkiewicz: Każdy, kto się interesuje polityką widzi, że mamy do czynienia z przewartościowaniem sceny politycznej. Stąd takie ruchy. Podobnych inicjatyw było wiele i z żadnej nic nie wynikło. Natomiast sama nazwa „Republikanie” jest bardzo dobra.
WP: Jarosław Gowin, zaproszony przez posła Wiplera do współpracy, odmówił udziału w inicjatywie. Spodziewał się pan innej decyzji byłego ministra sprawiedliwości?
- Jeśli szary poseł odchodzący z PiS zaprasza do współpracy byłego ministra sprawiedliwości, wygląda to humorystycznie.
WP: Znajdą się tacy, którzy pójdą za Wiplerem?
- Być może kilku młodych posłów rozważy taką możliwość, ale nie sądzę, by szły za tym konkretne decyzje. PiS przewodzi w sondażach, więc trzeba być desperatem, by w takim momencie z partii odchodzić.
WP: Więc o co chodzi? Wipler nie przemyślał dobrze decyzji czy po prostu chciał zabłysnąć?
- Zachował się dosyć heroicznie. Być może tak bardzo przywiązał się do swoich idei, że postanowił skoczyć na główkę. Nie sądzę, by pociągnął za sobą tłumy, ponieważ dla wyborców bardziej liczą się twarze niż idee. Do tej pory nie udało się stworzyć silnej partii bez mocnego lidera. Tym bardziej że wyznawcy „religii smoleńskiej” mają już swoją partię i nie przejdą na stronę Wiplera.
WP: Wipler chce przyciągnąć elektorat Janusza Korwin-Mikkego. Ma szanse? Z ostatniego sondażu SMG/KRC wynika, że Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego cieszy się pięcioprocentowym poparciem.
- Ugrupowanie Janusza Korwin-Mikkego co jakiś czas ma przebłyski kilkuprocentowego poparcia. Po wyborach okazuje się, że rzeczywistość jest brutalna i Korwin-Mikke zostaje za burtą. Choć ma wyrazisty program, cieszący się poparciem wśród młodych ludzi, oni i tak na niego nie głosują. Tak było przez 20 lat. Poza tym, owy wirtualny elektorat, utożsamiający się z kontrowersyjnymi poglądami Korwin-Mikkego, popiera Nową Prawicę właśnie ze względu na silnego lidera. Nie sądzę, by nagle poparli nieznanego szerzej Wiplera.
WP: Wipler nie odcina się od PiS, chciałby działać w koalicji do Prawa i Sprawiedliwości. To realne?
- Nie. Każdy kto był indywidualistą w PiS, prędzej czy później opuszczał szeregi partii. Niektórzy, jak Kazimierz Ujazdowski, wracali do partii do podkulonym ogonem. Tak samo może być z Wiplerem.
WP: Mówi pan, że bez silnych osobowości, znanych twarzy, partii nie ma. Ale panu, choć dwa razy próbował pan ze znanymi politykami próbować sił na gruncie naukowo-eksperckim, też niewiele się udało.
- Nie jestem politykiem z własnego wyboru. Nasza najnowsza inicjatywa – Instytut Myśli Państwowej - nie jest inicjatywą polityczną, tylko państwową. Chcemy przywrócić rozmowę o ważnych sprawach, której w Polsce nie ma. Chcemy rozmawiać m.in. o tym, jak uwolnić ogromny potencjał, jakim jest polska przedsiębiorczość.
WP: I jak te rozmowy idą? Są chętni do dyskusji?
- Dopiero opracowujemy program działania, tworzymy listę najważniejszych wyzwań, przed którymi stoi Polska. Pierwsze spotkanie, w naszym wewnętrznym gronie, odbędzie się w połowie czerwca.
WP: Rząd jest chętny do współpracy, debaty?
- Nie bardzo. Nie wydaje mi się, by w rządzie byli ludzie, którzy chcieliby wysłuchiwać rad na temat tego, co jest Polsce potrzebne. Jakieś 4 lata temu próbowałem zainteresować premiera tym, co należy zmienić, zachęcić go do dyskusji, ale po pewnym czasie zauważyłem, że z tych rozmów kompletnie nic nie wynika. Proponowałem mu np. stworzeniem państwowego funduszu inwestycyjnego, by rozruszać inwestycje w Polsce, i co? Dopiero teraz ruszył rządowy program Inwestycje Polskie. Rząd Tuska przestał podejmować decyzje, a jeśli już to robi, to w zaciszu gabinetów, nie przygotowując społeczeństwa do zmian. Tak było z ustawą dot. sześciolatków czy fotoradarami, pomysłami, które wyprowadziły ludzi z równowagi.
WP: Jarosław Kaczyński mówi, że jeśli rząd będzie się kruszył w tak szybkim tempie jak teraz, czekają nas wcześniejsze wybory.
- Wątpię, ponieważ żadnej partii nie jest to na rękę. Jarosław Kaczyński doprowadził do przedterminowych wyborów w 2007 roku i wiadomo, jak się to skończyło. Myślę, że nikt więcej w polityce takiego błędu nie popełni.
WP: PiS wyprzedza PO w sondażach. Myśli pan, że partii Jarosława Kaczyńskiego uda się przerwać złą passę?
- Przyszłoroczny kalendarz wyborczy jest dobry dla PiS. Pierwsze wybory będą trudne dla PiS, ale mało ważne dla ludzi – do PE. PO ma szanse je jeszcze wygrać, jako partia najbardziej proeuropejska, jednak potem odbędą się wybory samorządowe, w których PiS ogra Platformę. PO przeżywa bowiem kryzys nie tylko na poziomie rządowym, ale i lokalnym. Jest mocno skłócona ze sobą w województwach, powiatach, miastach.
WP: Co się stanie jeśli PO przegra wybory samorządowe?
- Cała masa polityków PO, która straci dotychczasowe posady w regionach, dopiero ruszy na Tuska. Będą żądali odpowiedzi: dokąd nas doprowadziłeś? Wówczas Tusk będzie w niezłych tarapatach.
WP: Ucieknie do Komisji Europejskiej?
- „Ucieknie” to niewłaściwe określenie. Jeśli jakiemukolwiek politykowi z Polski nadarzyłaby się okazja na objęcie wysokiego stanowiska w Europie, warto z tego skorzystać. Jerzy Buzek, który przewodniczył PE, udowodnił ile w ten sposób można zrobić dla własnego kraju. WP: Wracając do kalendarza wyborczego, jeśli PiS wygra wybory samorządowe znajdzie się w trudnej sytuacji, bo następne w kolejce są wybory prezydenckie.
- PiS będzie miał trudny orzech do zgryzienia. Jeśli Jarosław Kaczyński wystartuje i przegra, partia znajdzie się w niekomfortowej sytuacji przed wyborami parlamentarnymi. Gdy jednak wystawi innego kandydata, który – na domiar złego przegra np. ze Zbigniewem Ziobrą, dopiero będzie zamieszanie.
WP: Według badań Fundacji Bertelsmanna, cytowanych przez "Gazetę Wyborczą", Polska znalazła się na trzecim miejscu wśród państw Europy Środkowo-Wschodniej pod względem ocen stanu demokracji i gospodarki. Z drugiej strony, Polacy od lat tak negatywnie nie wypowiadali się w sondażach o kondycji państwa. Skąd te rozbieżności?
- Dzięki wzrostowi gospodarczemu, który odnotowaliśmy w 2009 roku, Polska stała się sławna na świecie wśród inwestorów. To absolutna zasługa Tuska, Rostowskiego i Sikorskiego, że urośliśmy na arenie międzynarodowej. Niestety, rząd zachłysnął się sukcesem, nie dokonał reform, które są w Polsce niezbędne. Rozdęta do granic możliwości administracja jest w rozsypce przez swoją niespójność i niedecyzyjność. To, czego np. nie robi sanepid, to działanie na szkodę polskich firm i eksportu. Kolejny przykład - UOKiK, który nie dopuszcza do połączenia PGE z Energą, nie rozumiejąc, że energetyka dziś nie zamyka się w granicach Polski. Gdybym był na miejscu Donalda Tuska, połączyłbym Lotos z Orlenem, PGNiG-e i PGE, bo tylko w ten sposób nasze firmy energetyczne mogą konkurować z kolosami z Zachodu i Wschodu, inwestować w łupki, energetykę jądrową, robić zakupy w Europie Centralnej. Szkoda, że nikt z rządu w ten sposób o polityce gospodarczej nie myśli.
WP: Komisja Europejska wytknęła ostatnio błędy rządowi Donalda Tuska. Bruksela skrytykowała nas m.in. za słabo rozwiniętą infrastrukturę, nieskoordynowane wydatki publiczne. Unijni urzędnicy określili infrastrukturę kolejową w Polsce mianem "podupadającej". Jest aż tak źle?
- Prawdą jest, że zmiany idą zdecydowanie za wolno. Przyjęliśmy zły model gospodarowania środkami pozyskanymi z UE, w efekcie mamy duże problemy z płynnością finansową. Hiszpanie zrobili to inaczej, firmy, które np. budowały drogi ze środków UE, otrzymywały comiesięczne zaliczki na budowę i nie musiały zaciągać olbrzymich kredytów bankowych. W ten sposób hiszpańskie firmy urosły do rangi firm europejskich. U nas wszystko się wlecze, urzędnicy boją się podejmować jakichkolwiek decyzji, w efekcie – sprawy kończą się w sądach.
WP: Minister wpompował wiele pieniędzy w PKP. Są szanse na zmiany? Związkowcy uważają, że zarząd kolei, którego trzonem – jak mówią kolejarze - są koledzy ministra, zarabia krocie.
- Minister Nowak jako pierwszy odważył się na postawienie na czele PKP człowieka spoza branży i chwała mu za to. Dajmy nowemu kierownictwu trochę czasu na zmiany. Nikt do tej pory nie zrobił takiej rewolucji na kolei, stąd oburzenie związkowców. Najwyższy czas na gruntowne porządki w spółkach, które funkcjonowały do tej pory jak za PRL, żyjąc jak państwa w państwie.
WP: A czy nadeszła pora na porządki w Warszawie? Sukcesywnie przybywa krytyków Hanny Gronkiewicz-Waltz, a Warszawska Wspólnota Samorządowa domaga się referendum ws. odwołania prezydent. Podpisałby się pan pod takim wnioskiem?
- Nie. Myślę, że przez ostatnie dwie kadencje Hanny Gronkiewicz-Waltz, dużo się zmieniło w mieście na plus. Powinna dostać medal za ściągnięcie ok. 8 mld zl ze środków unijnych dla Warszawy. To kapitalny wyczyn! Być może wpompowanych w miasto pieniędzy jeszcze nie widać, ale bądźmy cierpliwi. Do wyborów został rok, więc jaki sens, za publiczne pieniądze, robić referendum właśnie teraz? Myślę, że organizatorzy przedsięwzięcia chcą wykorzystać ten czas i zrobić sobie promocję.
WP: Warszawiacy stracili cierpliwość.
- Rozumiem ich niezadowolenie. Po trosze wynika to jednak z ogólnej strategii PO – nawet jak coś robi, nie informuje o tym ludzi, nie pyta ich o opinię. Osławiony PR Platformy i dialog ze społeczeństwem siadł kompletnie.
WP: Widzi pan mocnego kandydata na prezydenta miasta? Jest alternatywa dla rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz?
- Zawsze to ja byłem najlepszym kandydatem na prezydenta Warszawy, więc trudno mi teraz wymieniać innych (śmiech).
WP: A na poważnie?
- Być może dobrym gospodarzem byłby Paweł Poncyljusz. Jest pomiędzy PiS a PO, jednocześnie doskonale zna Warszawę. Jest człowiekiem z pogranicza polityki i gospodarki, ma w sobie werwę, która jest potrzebna do tego, by zarządzać tak wielkim organizmem.
Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska