Katastrofa smoleńska. Tomasz Arabski prawomocnie skazany. "To tylko mały wycinek w całej sprawie"
Warszawski sąd podtrzymał wyrok wobec Tomasza Arabskiego ws. organizacji lotu do Smoleńska. - To tylko mały fragment całego braku odpowiedzialności państwa - mówi WP Jerzy Polaczek, były minister transportu z PiS. - Za wizytę w Katyniu odpowiadała Kancelaria Prezydenta z ministrem Sasinem na czele - kontruje Paweł Olszewski, szef sejmowej komisji infrastruktury z PO.
W piątek Sąd Apelacyjny w Warszawie w zasadniczej części utrzymał wyrok z czerwca 2019 roku wobec Tomasza Arabskiego. Tym samym za organizację lotu do Smoleńska z 10 kwietnia 2010 roku ówczesny szef Kancelarii Premiera został skazany na 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata.
Sędzia Anna Zdziarska w ustnym uzasadnieniu podkreślała rolę Arabskiego jako "koordynatora odpowiedzialnego za organizację lotu". - Uchylenie się od podjęcia decyzji, bierna postawa szefa KPRM stanowiła konkludentną zgodę na realizację lotu - tłumaczyła sędzia sprawozdawca.
Wyrok w sprawie jest prawomocny. Obrona nie wyklucza jednak wniesienia kasacji. Jej zdaniem wyrok nie powinien "ostać się w tym kształcie". - Oczekując na treść uzasadnienia pisemnego, podjęliśmy decyzję, że będziemy chcieli zainteresować tą sprawą Sąd Najwyższy - przekazała w rozmowie z PAP mec. Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska.
Wyrok ws. Tomasza Arabskiego. "Doszło do wielu zaniedbań"
- Dziś ten wyrok można przyjąć po prostu do wiadomości. Sąd po 11 latach ostatecznie potwierdził odpowiedzialność ówczesnego szefa KPRM za postępowanie wbrew instrukcji HEAD. Ale to tylko mały fragment całego braku odpowiedzialności państwa - podkreśla w rozmowie z WP Jerzy Polaczek, minister transportu w latach 2005-2007.
Zdaniem posła Prawa i Sprawiedliwości w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy "kluczowe były pierwsze dni i tygodnie po katastrofie". - Na tym polu doszło do wielu zaniedbań. W demokratycznym i cywilizowanym państwie prawa w takiej sytuacji, cały rząd powinien podać się do dymisji. Tutaj to nie nastąpiło - tłumaczy polityk.
Innego zdania jest Paweł Olszewski, szef komisji infrastruktury, który "ubolewa nad takim ostatecznym rozstrzygnięciem". - Nie mam najmniejszych złudzeń, że ówczesny prezydent Lech Kaczyński był absolutnie zdeterminowany, aby lecieć. Za wizytę w Katyniu odpowiadała Kancelaria Prezydenta z obecnym wicepremierem Jackiem Sasinem na czele - tłumaczy w rozmowie z WP poseł Platformy Obywatelskiej.
- To oni niestety ponoszą odpowiedzialność za to, że do tego lotu doszło. Dokładnie wiemy, jakie były okoliczności samego lotu. Jaka była determinacja, aby lądować i jakie wówczas panowały warunku. Ten samolot w istocie w ogóle nie powinien wylecieć z Warszawy - podkreśla Olszewski.
W 2011 roku w mediach szerokim echem odbiły się tłumaczenia samego Tomasza Arabskiego. - Ja nadzorowałem organizację wizyty premiera. Nieżyjący szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak organizował wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Minister Andrzej Przewoźnik, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa organizował uroczystości katyńskie pod względem merytorycznym. MSZ, w tym przypadku minister Kremer, który zajmował się w resorcie kwestiami wschodnimi, koordynował i spinał obie wizyty pod kątem dyplomatycznym. Wszyscy oni zginęli w katastrofie. A ja żyję - tłumaczył przed laty szef Kancelarii Premiera.
- Co powinienem był zrobić, aby jej nie było? Nie dopuścić do tego, żeby pan prezydent poleciał 10 kwietnia? To, że poleciał, było jego decyzją - przekonywał w rozmowie z "Polską The Times" Arabski.