PolskaKatastrofa polskiego autobusu, 19 zabitych

Katastrofa polskiego autobusu, 19 zabitych

(PAP/EPA)

19 Polaków zginęło w
nocy z niedzieli na poniedziałek w wypadku autobusu na Węgrzech.
32 osoby zostały ranne, w tym kilkanaście ciężko. Węgierska
policja nie wyklucza, że liczba zabitych wzrośnie.

Ranni Polacy otoczeni są troskliwą opieką - powiedziała PAP znajdująca się na miejscu tragedii konsul RP Teresa Notz.

Trwa identyfikacja zwłok 19 śmiertelnych ofiar tragedii. Część ciał jest bardzo zmasakrowana - podała konsul.

Konsul RP podkreśla olbrzymią pomoc policji węgierskiej, która otoczyła opieką polskich pielgrzymów. Wszystkim dostarczono telefony komórkowe, by mogli skontaktować się z rodzinami i uspokoić obawy najbliższych. Pomocy poszkodowanym udzielają także firmy ubezpieczeniowe - w tym węgierskie i polskie.

Polski autokar, wiozący pielgrzymów głownie z Lubelszczyzny do sanktuarium maryjnego w Medjugorie, rozbił się na skrzyżowaniu o ruchu okrężnym koło miejscowości Balatonszentgyorgy nad Balatonem.

Rzecznik lokalnej policji w Somogy powiedział, że wśród rannych jedna osoba jest w stanie krytycznym, 17 odniosło poważne obrażenia, a 14 - lżejsze. Rannych odwieziono do okolicznych szpitali w miejscowościach Zalaegersneg, Keszthely, Nagykanizsa, Marcali i Nagyatad.

Przyczyna tragedii nie została w poniedziałek do południa ustalona.

Według charge d`affaires ambasady RP w Budapeszcie Romana Kowalskiego, tuż przed wypadkiem kierowcy dokonali zmiany za kierownicą. Jak poinformował Kowalski, autobus wpadł na rondo wyhamowujące szybkość (specyficzna forma konstruowania skrzyżowań na Węgrzech). Prawdopodobnie nie zauważył nieoświetlonego skrętu, najechał lewym kołem na wysoki krawężnik, przewrócił się na dach i spadł do pobliskiego rowu.

Według polskiego charge d`affaires, który powołuje się na źródła policyjne, przed rondem nie było śladów hamowania.

Autobus wydobyto już z rowu za pomocą dźwigu i odholowano. W rejonie wypadku na odległość wielu metrów wyrzucone zostały bagaże pielgrzymów. Wielu rannych jest w stanie silnego szoku.

Autokar wiózł pielgrzymów ze Stoczka koło Czemiernik w Lubelskiem. Przełożony klasztoru oo. franciszkanów w Stoczku ojciec Włodzimierz Machulak powiedział PAP:

To była kolejna pielgrzymka z naszego klasztoru do sanktuarium maryjnego w Medjugorie w Bośni Hercegowinie. Organizował ją nasz współbrat Stefan Banaszczuk. W niedzielę o godz. 6. rano odbyła się w klasztorze msza święta, po której pielgrzymi odjechali. Wśród nich było czterech duchownych, którzy mieli uczestniczyć w Medjugorie w rekolekcjach kapłańskich.

Pielgrzymka miała dojechać na miejsce w poniedziałek ok. godz. 1. Powrót był planowany za tydzień.

W polskim autokarze było dwóch doświadczonych kierowców - poinformowała przedstawicielka firmy przewozowej. Autokar na pielgrzymkę został wynajęty w małej rodzinnej firmie przewozowej w Białej Podlaskiej "Transport autokarowy".

Pojechało dwóch bardzo doświadczonych kierowców. Jeden, właściciel firmy, ponad 20 lat jeździł w Orbisie, drugi, jego szwagier, ponad 30 lat w PKS-ie - powiedziała córka właściciela, Agata Trochimiuk. Autokar marki DAF był nowy, miał około 3 lat - poinformowała.

Na miejsce katastrofy przybyła w poniedziałek rano minister spraw wewnętrznych Węgier Monika Lamperth.

Według węgierskich mediów, tak poważnego w skutkach wypadku drogowego nie notowano w tym kraju od dziesięcioleci.

Jeszcze w poniedziałek na Węgry uda się delegacja ministerstwa infrastruktury. Samolot zabierze część rodzin ofiar wypadku oraz ekspertów od tego typu wypadków. Przewodniczyć będzie jej podsekretarz stanu ds. transportu Mieczysław Muszyński. Samolot ma powrócić do Warszawy jeszcze w poniedziałek; będzie mógł zabrać niektóre ofiary wypadku.

Informacji o wypadku udziela ambasada RP w Budapeszcie. Tel. (00361) 35-11-300, 35-11-301, 35-11-302.(iza)

węgrypielgrzymiwypadek
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)