Kataryna: Władza hoduje regularne bojówki [OPINIA]
Zagłuszanie za pomocą sprzętu nagłaśniającego, kupionego tituszkom Bąkiewicza przez władzę, leciwej uczestniczki Powstania Warszawskiego będzie trudno zapomnieć - pisze w Wirtualnej Polsce Kataryna po tym, co wydarzyło się podczas niedzielnej manifestacji w Warszawie. Jak dodaje, to skandal być może nawet większy niż z Funduszem Sprawiedliwości.
"Wolność po polsku" – tak nazywa się program dotacyjny Funduszu Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej, z którego rząd PiS przekierował aż 3 miliony z naszych podatków do organizacji Roberta Bąkiewicza. Jak tłumaczył dziennikarzom OKO.press rzecznik prasowy Instytutu, głównym celem projektów obu organizacji Bąkiewicza miało być "zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom zgromadzeń publicznych" (Stowarzyszenie Straż Narodowa) i "zapewnienie Polakom możliwości bezpiecznego uczestnictwa w patriotycznych wydarzeniach organizowanych na terenie Polski" (Stowarzyszenie Marsz Niepodległości).
Z rządowej dotacji organizacje kupiły, między innymi sprzęt nagłaśniający użyty w niedzielę do zagłuszenia przemówienia uczestniczki Powstania Warszawskiego, pani Wandy Traczyk-Stawskiej, podczas legalnego zgromadzenia. Tegoroczne obchody Powstania Warszawskiego już się skończyły, do kolejnych jeszcze prawie rok, można przestać udawać, że się szanuje bohaterów. Zwłaszcza, jeśli mają inne zdanie niż władza.
"Wolność po polsku" – jak bardzo to jest trafne.
"Niewykluczone, że to skandal nawet większy niż Fundusz Sprawiedliwości"
Tituszki Bąkiewicza to niejedyni utrzymywani przez władzę współcześni ORMO-wcy. Przygotowując się do niedzielnej demonstracji gwiazdor publicznej telewizji, Jarosław Jakimowicz wrzucił na media społecznościowe swoje zdjęcie, na którym uzbrojony w policyjną pałkę i tarczę "zaprasza Tuska do tańca", uznając – podobnie jak inni klakierzy władzy – że organizacja demonstracji akurat 10 października miała być prowokacją wymierzoną w uczestników mszy za ofiary katastrofy smoleńskiej. Co zresztą miało usprawiedliwiać konieczność "obrony" przez narodowców Bąkiewicza.
Prowokacji nie było, tituszki też akurat na nikogo patriotycznie nie napadli, ale zagłuszanie za pomocą sprzętu nagłaśniającego kupionego tituszkom przez władzę leciwej uczestniczki powstania będzie trudno zapomnieć.
Z wielu niezrozumiałych decyzji Piotra Glińskiego, wsparcie dla środowisk, o których wiadomo wszystko, co trzeba wiedzieć, żeby nie chcieć mieć z nimi nic wspólnego, jest chyba najtrudniejsze do wytłumaczenia. Jeśli się pamięta Glińskiego jako powszechnie szanowanego, niepokornego socjologa, a wcześniej działacza organizacji ekologicznych i polityka Unii Wolności.
Dziennikarz Konrad Piasecki napisał na Twitterze: "Sponsorowani przez rząd milionowymi dotacjami narodowcy, zagłuszający uczestniczki Powstania Warszawskiego, wystawiają polityce rozdawania publicznych pieniędzy, najgorsze z możliwych świadectwo" – niewykluczone, że jest to skandal nawet większy, niż Fundusz Sprawiedliwości czy Puszcza TV, bo te przypadki to było "tylko" marnowanie publicznych pieniędzy i pasienie swoich. A w przypadku dotacji z Funduszu Patriotycznego zarzut musi być dużo poważniejszy - władza pod pretekstem finansowania inicjatyw patriotycznych hoduje sobie bojówki na takie okazje jak w niedzielę.
"Chyba po raz pierwszy od upadku komuny władza wspiera regularne bojówki"
Czas pokaże – i to pewnie szybciej, niż byśmy chcieli – czy publiczne pieniądze posłużą tylko do zakłócania legalnych zgromadzeń opozycji, czy także do siłowego przekonywania nieprawomyślnych. Chyba po raz pierwszy od upadku komuny władza wspiera regularne bojówki, z pełną świadomością sposobu, w jaki te uprawiają swój "patriotyzm". To już nie zwykła głupota i brak szacunku do publicznych pieniędzy, to – nie bójmy się poważnych oskarżeń - działanie na szkodę państwa. I marną pociechą jest to, że przymilanie się do narodowców się prędzej czy później na władzy zemści.
Życzyłabym sobie, żeby zemściło się prędzej, zanim władza dosypie Bąkiewiczowi pieniędzy także z innych źródeł – raport Najwyższej Izby Kontroli na temat Funduszu Sprawiedliwości już pokazał, że nie ma ona żadnych wewnętrznych hamulców.
Jeśli opozycja chce się do czegoś przydać, powinna teraz do spodu prześwietlić obie organizacje Bąkiewicza i sposób, w jaki wydają rządowe dotacje. Zwłaszcza, że kwoty podarowane Bąkiewiczowi na zakup samochodu czy siedziby, to wielokrotność tego, czego rząd skąpi na dużo ważniejsze cele społeczne. Jeśli ta sprawa pozostanie nierozliczona, to znaczy, że w pełni zasługujemy na to, co mamy.
A zacząć można od zgłoszenia do prokuratury zakłócania legalnego zgromadzenia. Niech się tituszki Kaczyńskiego tłumaczą przed sądem z zakłócania zgromadzenia, tak jak wielokrotnie musieli się tłumaczyć przeciwnicy władzy. Nie ma co liczyć, że policja pomoże wyegzekwować prawo w tym przypadku.