Kataryna: Tusk postawił wszystkich w bardzo niekomfortowej sytuacji [OPINIA]
Wystąpienie Tuska okazało się być jedynie wrzuconym na Twitterze mini-orędziem. Choć w pierwszej chwili rezygnację z konferencji prasowej na rzecz jednostronnego oświadczenia uznałam za przejaw lenistwa lub niechęć do odpowiadania na pytania o konkrety, z perspektywy kilku godzin zaczynam nawet doceniać.
26.08.2021 07:31
Gdyby Tusk ostatecznie zdecydował się na konferencję prasową, dziennikarze przepytywaliby go zapewne przede wszystkim o rajd posła Sterczewskiego, bo to się ciągle klika. W efekcie Tusk zostałby wykorzystany – nie bez swojego udziału – do podgrzewania emocji wokół wątków zupełnie dzisiaj nieistotnych. Ograniczeniem się jedynie do twitterowego oświadczenia Tusk zmusił do skupienia się tylko na tym, co sobie przemyślał i powiedział od siebie. I muszę przyznać, że zrobiło to na mnie bardzo dobre wrażenie, z kilku powodów.
"Wiemy dobrze, że reżim Łukaszenki, jego służby przygotowywały prowokacje zarówno wobec Litwy, jak i Polski, organizując strumienie migrantów i kierując tych migrantów w stronę granic UE" – niby oczywistość, ale bardzo dobrze, że wybrzmiało w ustach lidera opozycji, który przecież bardzo łatwo mógł ten wątek pominąć, skupiając się na wszystkich prawdziwych i wyimaginowanych winach polskiego rządu. Nie pominął, wybrzmiało wystarczająco stanowczo. Może to przypomni wszystkim – zwłaszcza jego partyjnym kolegom – że dzisiaj każdy z nich sam decyduje, w jakiej roli się obsadzi w prowokacji służb Łukaszenki. Poseł Sterczewski, na przykład, postanowił dostarczyć nie tylko materiału do śmiesznych memów, ale przede wszystkim dużo mięsistego kontentu już wykorzystywanego przez białoruską propagandę. Na zajmowanym przez niego stanowisku "dobre chęci" (wiadomo, co jest nimi wybrukowane) nie mogą tłumaczyć bycia "użytecznym głuptasem".
"To nie może być tak, że rząd dużego, europejskiego państwa nie jest w stanie zapewnić lekarstwa i kanapki matce z dzieckiem na naszej granicy" – w oświadczeniu Tuska nie brakło krytyki rządu, ale jest ona – zważywszy na okoliczności – dużo bardziej delikatna niż mogłaby być. Wiemy skądinąd, że Tusk umie uderzać celnie i bardzo boleśnie, jeśli więc tego nie zrobił, to znaczy, że świadomie oszczędził rząd, żeby to nie ostra polemika z nim była głównym przekazem oświadczenia. Mogę zrozumieć rozczarowanie wielu kolegów i wyborców, wyszedł najtwardszy zawodnik i markuje ciosy, ale osobiście bardzo to doceniam. W tym temacie padły już naprawdę najgorsze (i najdurniejsze) porównania. To duża ulga, że polityk wagi ciężkiej nie stara się przelicytować komentatorów, piszących o "polskim obozie koncentracyjnym, który zmieni się w obóz zagłady", bo to – poza wyżyciem się – problem jedynie komplikuje, dodając do wszystkiego, co już jest, chore emocje. Widać je na filmiku, na którym pani przyjechała z córeczką, żeby do kamer TVN powyzywać pograniczników.
"To jest ten problem o wielkiej wadze politycznej, musimy umieć zapewnić bezpieczeństwo naszym granicom i tutaj mamy to takie poczucie też bezsilności i bezradności naszego rządu i spóźnionych reakcji na ten narastający kryzys migracyjny" – w przeciwieństwie do wielu komentatorów Tusk nie tylko nie krytykuje tego, w jaki sposób rząd próbuje chronić granicę, ale z tego, że zarzuca mu spóźnione reakcje, zdaje się wynikać, że ma pretensje o to, że do tej pory chronił ją niewystarczająco skutecznie. Można oczywiście dyskutować, czy można (i trzeba) było zrobić dużo więcej, dużo wcześniej i dużo skuteczniej, żeby uszczelnić granicę, ale lepiej skupić się na głównym przesłaniu – de facto zbieżnym z tym, co chce i próbuje zrobić rząd – należy uszczelnić i lepiej chronić granice. W sytuacji, gdy "Gazeta Wyborcza" publikuje wezwanie Kramka do fizycznego niszczenia zasieków (odsyłam do oryginalnego tekstu Pawła Kasprzaka, jeśli ktoś chce udawać, że to była metafora), każdy głos apelujący o zwiększenie ochrony granicy, czy do faktycznego ograniczenia migracji, witam z ulgą.
Przeczytaj też: Makowski: Granica to nie miejsce na polityczny lans [OPINIA]
"Nie może być tak, że sytuację na naszych granicach, sytuację bezpieczeństwa granic, sytuację humanitarną ludzi poszkodowanych, wykorzystuje się do gry politycznej. Władza, ale także my wszyscy, jesteśmy odpowiedzialni za to, aby rozmawiać serio, poważnie i odpowiedzialnie o tym, jak zapobiec temu kryzysowi. Jak pomóc tym osobom i jak zabezpieczyć nasze granice" – najważniejszy fragment, który należy czytać, pamiętając, jak delikatnie Tusk traktuje rząd w całym oświadczeniu. I jakby ktoś chciał udawać, że to było tylko o rządzie, podkreśla, że odpowiedzialność leży także po stronie opozycji. W polityce to ogromna rzadkość, gdy na ochotnika bierze się współodpowiedzialność za coś, co łatwo można byłoby zrzucić wyłącznie na drugą stronę. Doceniam.
"Kiedy wybuchł konflikt na Ukrainie, byłem wtedy premierem, zaprosiłem wszystkich liderów opozycji, usiedliśmy przy jednym stole. Był też wtedy Jarosław Kaczyński, żeby rozmawiać, jak Polacy wspólnie mogą uporać się z tym dramatycznym wyzwaniem. Oczekuję dzisiaj dokładnie tego samego od władzy i oczywiście jestem gotów do takiej rozmowy" – mogło mi umknąć, ale wydaje mi się, że jest to chyba jedyna wypowiedź pierwszoligowego polityka, który spojrzał dalej, niż bieżący interes swojej partii, i chce rozmawiać o wspólnym szukaniu rozwiązania.
Bardzo bym chciała, żeby po stronie władzy znalazł się ktoś, kto zrozumie, że to jest ten moment w historii, kiedy racja stanu jest ważniejsza od tego, czy rozmawianie z politycznym wrogiem może przynieść spadek w sondażach. Bardzo jestem ciekawa reakcji PiS-u, ale niestety, bez wielkiej nadziei, bo tam już nie ma nikogo, kto potrafi przyjąć pomoc od przeciwnika. A jakby i był, to prezes nie pozwoli. Trochę liczę na przebudzenie się Morawieckiego, zresztą uważam, że mógłby na tym dużo wygrać, bo to rząd jest na musiku.
Przeczytaj też: Koziński: Kryzys na granicy z Białorusią. Nikomu nie opłaca się szukać prawdy [OPINIA]
Donald Tusk postawił wszystkich w bardzo niekomfortowej sytuacji, oczekując od nich czegoś, na co nikt nie ma ochoty, choć ci rozsądni rozumieją, że trzeba. Myślę, że dla niego samego nie było to łatwe, gdy mógł dużo wygodniej pójść drogą wydreptaną już przez pozostałych polityków opozycji, bez narażania się na krytykę zbyt miękkiego kursu od swoich. Nie lubię wielkich słów, ale mam ochotę nazwać to odpowiedzialnością i odwagą. I czekam na równie odpowiedzialnego i odważnego z drugiej strony.