"Kasta" w TVP Info. Ujawniamy drugie dno historii pani Barbary. Te informacje nie pojawiły się w materiale

"Kasta". W programie TVP Info przedstawiono historię pani Barbary, która została eksmitowana ze swojego mieszkania. Jak mówi WP Zenon Procyk, były prezes spółdzielni, eksmisja odbyła się "tylko w teorii", bo "w praktyce Barbara tam nie mieszkała". - Nie płaciła czynszu, miała długi. Jestem załamany, jak to zostało przedstawione ludziom - dodaje Procyk.

"Kasta" w TVP Info. Ujawniamy drugie dno historii pani Barbary. Te informacje nie pojawiły się w materiale
Źródło zdjęć: © TVP Info

21.01.2020 | aktual.: 21.01.2020 20:44

Pierwszy odcinek programu "Kasta" był poświęcony Spółdzielni Mieszkaniowej Pojezierze z Olsztyna. Opisano historię pani Barbary, która w 1998 roku miała być wyrzucona z własnego mieszkania razem z mężem i szóstką dzieci. Była w dziewiątym miesiącu ciąży. Po eksmisji okazało się, że w ich mieszkaniu zamieszkała córka księgowej ze spółdzielni.

Sprawa trafiła do sądu i ciągnęła się przez 16 lat. Interweniowała senator Lidia Staroń, która również wystąpiła w pierwszym odcinku programu "Kasta".

W programie pojawia się postać Zenona Procyka, byłego prezesa spółdzielni Pojezierze. Lata temu postawiono mu 20 zarzutów - w tym dotyczący wyłudzenia mieszkania od ciężarnej pani Barbary. Został aresztowany, a później uniewinniony. W efekcie Procyk otrzymał prawie 1,7 mln złotych odszkodowania w związku z 20 zarzutami, z których został uniewinniony.

Procyk: nie płaciła czynszu, miała długi

Zenon Procyk w rozmowie z Wirtualną Polską stwierdza, że w programie pojawiło się wiele kłamstw. - Jestem załamany tym, jak przedstawiono to ludziom - mówi Procyk. - Nie mam zamiaru niczego ukrywać. Zależy mi na uczciwym przedstawieniu sprawy - mówi Procyk i przedstawia nam historię pani Barbary na podstawie akt sprawy.

Przydział na własnościowe prawo do mieszkania miała otrzymać w styczniu 1992 roku. Jak przekazuje Procyk, w grudniu 1993 roku, a więc po dwóch latach od przyjęcia mieszkania, Szypulska miała już dług, gdyż nie płaciła czynszu. Otrzymała wezwanie do uregulowania zaległości, początkowo w wysokości 2 300 zł. W związku z brakiem reakcji w marcu 1994 roku SM Pojezierze skierowało pozew do sądu o zapłatę tego zadłużenia. Kobieta długu miała nie uregulować – w lutym 1995 roku spółdzielnia skierowała do sądu pozew o eksmisję Szypulskich. W międzyczasie dług urósł do 8 tys. zł, a kobieta została wykluczona z członkostwa w spółdzielni.

W 1996 roku zapadł wyrok sądu – eksmisja na bruk. Szypulska zaczęła wysyłać prośby o ponowne rozpatrzenie sprawy. Zobowiązała się, że jest w stanie płacić czynsz regularnie. Poprosiła o wstrzymanie eksmisji. To wszystko działo się jeszcze zanim Zenon Procyk został prezesem SM Pojezierze. Na to stanowisko został powołany w lutym 1997 roku i wówczas poznał sprawę Barbary Szypulskiej.

"Kasta" w TVP Info. "Ona tam nawet nie mieszkała"

- Kobieta dalej wysyłała pisma o wstrzymanie egzekucji komorniczej, a sąd wzywał ją do zapłaty zaległego czynszu. Kiedy w połowie 1997 roku wpłaciła 5 tys. zł zadłużenia, kilka dni później spółdzielnia postanowiła dać jej szansę. Zarząd wyraził zgodę na to, by spłaciła resztę długu. Spółdzielnia wniosła nawet prośbę o zawieszenie egzekucji komorniczej i tak się stało - opowiada Procyk. Jednak zadłużenie nadal nie zostało uregulowane.

W październiku 1997 roku spółdzielnia podjęła decyzję o przekwaterowaniu Szypulskiej na ul. Wyszyńskiego. - Proponowaliśmy mniejsze mieszkanie, żeby pomniejszyć jej wszystkie zobowiązania. I wtedy przywrócilibyśmy jej członkostwo w spółdzielni. To była nasza dobra wola. Ona nie chciała, odmawiała. Ale dalej nie płaciła. Później zaproponowaliśmy jej jeszcze inne mieszkanie, też mniejsze, przy ul. Dworcowej. Też nie chciała – mówi Procyk.

Szypulska miesiąc później, w sierpniu 1998 roku, miała wpłacić kolejne 15 tys. zł, ale to nie było całe zadłużenie, więc znów pojawił się wniosek o eksmisję. 18 września 1998 otrzymała zawiadomienie o wszczęciu egzekucji i wezwanie do dobrowolnego jej wykonania. Wówczas spółdzielnia otrzymała informacje o rzeczywistym miejscu zamieszkania Szypulskiej. - Nie mieszkała w miejscu, które było objęte egzekucją komorniczą. Wynajmowała to mieszkanie studentom. Ona nie podała nigdzie miejsca swojego zamieszkania - mówi nam Procyk. I dodaje: - Okazało się, że cała rodzina mieszkała w Ostrzeszewie.

"Komornik pytał, czy wstrzymać egzekucję"

Jak wyglądała sama egzekucja komornicza? Została wykonana 8 października 1998 roku. – Dzień wcześniej członkowie spółdzielni pojechali do Ostrzeszewa, by poinformować panią Barbarę o egzekucji. Komornikowi powiedziała, że wpłaci zadłużenie. On odpowiedział: dobrze, niech pani płaci. Mogła udać się do trzech kas na terenie spółdzielni albo na poczcie. Komornik przyjechał i czekał na nią pod budynkiem od godz. 10 do 12, mówiła, że jej rodzina dostarczy wpłatę. Tak się nie stało. Egzekucja została wykonana - opowiada Procyk.

Przyznaje, że owszem, pani Barbara była w ciąży. - Komornik tłumaczył jej, że jak wpłaci zobowiązanie, to wstrzyma eksmisję. Pytał też ją, czy to jakoś przełożyć w związku z jej ciążą. Ona powiedziała: nie - dodaje. - Tej eksmisji praktycznie nie było. Była teoretycznie. Szypulska przyszła, otworzyła, wynieśli jej rzeczy i tyle. Pamiętajmy, ona tam w praktyce przecież nie mieszkała - mówi Procyk. Ostatecznie Szypulska spłaciła zadłużenie, ale zdaniem Procyka, zgodnie z dowodem wpłaty, doszło do tego po godz. 20, już po wykonaniu egzekucji.

- Te mieszkanie przejęła córka księgowej, prawda to jest. Ale to było tak, że Szypulska została eksmitowana do lokalu przy ul. Bałtyckiej – mieszkania córki księgowej - a ta córka księgowej trafiła do mieszkania, gdzie dokonano egzekucji - tłumaczy były prezes spółdzielni.

"Ile razy mam się tłumaczyć?"

Po eksmisji pani Szypulska domagała się odszkodowania od pani księgowej (matki kobiety, która zamieszkała w lokalu po egzekucji komorniczej) w wysokości ceny wolnorynkowej tego mieszkania. W tych sprawach pojawiły się również zarzuty wobec Zenona Procyka.

Procyk podsumowuje: - Najważniejsze: tę sprawę odszkodowania rozpatrywały trzy sądy, w tym Sąd Najwyższy (skargę kasacyjną składał Minister Sprawiedliwości z inicjatywy pani Lidii Staroń). Wszystkie trzy sądy wydały wyroki mnie uniewinniające. Ile razy mam się tłumaczyć z tego samego? Dlaczego pani senator podważa wyroki sądowe? Właściwie wiem, dlaczego: znowu próbuje ze mnie zrobić kozła ofiarnego, żeby zyskać rozgłos. Dzięki temu zaistniała w polityce. Odszkodowanie, które otrzymałem, nie ma nic wspólnego ze sprawą pani Basi. Jedynym wygranym w sprawie pani Basi jest pani Lidia Staroń.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (749)