"Kasprowy Wierch tylko dla Polaków!" Prezes kolejki ujawnia skalę góralskiego hejtu

- Jesteśmy gotowi na milionowe inwestycje dla narciarzy: podgrzewane kanapy, naśnieżanie na Hali Goryczkowej, ale lokalne władze utrudniają nam każdą próbę uzyskania zgód na inwestycje. Powiedziano nam, że jako zagraniczni inwestorzy nie jesteśmy godni tego robić - opowiada szef PKL.

"Kasprowy Wierch tylko dla Polaków!" Prezes kolejki ujawnia skalę góralskiego hejtu
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Korczak/Reporter
Tomasz Molga

01.02.2018 | aktual.: 01.02.2018 19:46

Absurdalne żądanie przez Tatrzański Park Narodowy demontażu kolejki na Kasprowy Wierch to był zaledwie drobny psikus. Janusz Ryś, prezes Polskich Kolei Linowych ujawnia skalę hejtu i złości ze strony zakopiańskich urzędników, z jaką spotyka się prowadząc biznes na narodowej górze polskich narciarzy.

- Starosta tatrzański cały czas wypomina mi, że PKL ma zagranicznego akcjonariusza. Jakby miało to przeszkadzać w realizacji inwestycji, takich jak choćby odbudowa tarasu widokowego na Kasprowym Wierchu. Zapowiedział mi, że on to będzie blokował - mówi prezes. - Niegodni? No nie wiem jak spółka ma bardziej zasłużyć na szacunek lokalnych władz, skoro w ostatnich latach wpłaciliśmy 16 mln podatków do kasy regionalnej i ponad 30 mln zł do budżetu państwa - wylicza.

Uważa, że Kasprowy Wierch zasługuje na miano turystycznej perełki. Jako miejsce polecane do odwiedzenia znajduje się w każdym przewodniku turystycznym. Czy to aż taki problem, aby powstał tam taras do podziwiania widoków i panoramy Tatr?

Mogło być jak w Tyrolu i Dolomitach

Ryś wylicza, że wyciąg narciarski z drewnianymi siedzeniami na Hali Goryczkowej powinien już dawno być zastąpiony 4-osobową wygodną kanapą. Na tym samym stoku, przy niebezpiecznej dla narciarzy "buli", gdzie często wystają kamienie, planuje dośnieżanie. Braki w infrastrukturze powodują, że ośrodek przegrywa z konkurencją „słowacką i „alpejską”. Przy podobnych cenach tam standard usług jest znacznie lepszy. Również te inwestycje są blokowane przez urzędników i park narodowy.

- Wydaliśmy poważne pieniądze na badania naukowe dotyczące wpływu inwestycji na środowisko. Mamy udowodnić , że zwykła woda do produkcji śniegu, nie zaszkodzi roślinom i zwierzętom bytującym wokół Kasprowego. Badania musieliśmy prowadzić przez jeden, pełny okres wegetatywny. W przypadku badań hydrologicznych prowadzimy je już od trzech lat. Teraz zabiegamy jeszcze o recenzje w sprawie wyników badań od innych naukowców - mówi dalej prezes Ryś.

Taka procedura wstrzymuje inwestycje o wartości kilkudziesięciu milionów złotych. Latem 2017 roku PKL miał też zorganizować koncerty rockowe na Gubałówce (drugi zakopiański ośrodek narciarki, którego jest właścicielem). W poprzednich latach impreza gromadziła 34 tys. osób. Urzędnicy starostwa tak długo piętrzyli problemy formalne, aż dwa z ośmiu zaplanowanych koncertów przeniesiono do Krynicy i Szczawnicy. Ryś skarży się, że takiego traktowania współczują mu nawet szeregowi urzędnicy - nazywają PKL "firmą specjalnej troski".

Kasprowy musi wrócić w polskie ręce

Skąd wzięły się, aż emocje? Chodzi o sprawę repolonizacji kolejki, która została sprywatyzowana we wrześniu 2013 roku. Kasprowy i kilka innych ośrodków narciarskich należały wówczas do PKP SA, a koleje chciały się pozbyć biznesu. Najpierw górale pomstowali, że Kasprowy zostanie przejęty przez Słowaków. Do gry włączył się Adam Bachleda-Curuś - zakopiańczyk i jeden z najbogatszych Polaków. Ani miliarder, ani samorządy nie miały jednak wystarczających pieniędzy.

215 mln zł, wyłożył fundusz inwestycyjny Mid Europa Partners. Ówczesna opozycja grzmiała, że transakcja to przekręt, spisek i zdrada. „Powrót kolei linowej na Kasprowy Wierch w polskie ręce" zapowiedział w kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński, a wtórował mu prezydent Andrzej Duda (o dziwo chwalił narciarskie inwestycje Słowaków w Szczyrku)

Po zwycięskich dla PiS wyborach do akcji odzyskiwania włączył się starosta powiatowy Piotr Bąk, lider Prawa i Sprawiedliwości w Zakopanem. Tygodnik "Polityka" komentował, że kolejkę próbowano "przejąć na wydrę", czyli podbijając stawki czynszów dzierżawy budynków i gruntów. A nuż zagraniczny fundusz zniechęci się i odda za złotówkę. W sierpniu tego roku starosta Bąk złożył ofertę odkupienia kolejki. Proponowanej kwoty nie ujawniono, jednak oferta została odrzucona przez akcjonariusza PKL.

W rozmowie z WP Janusz Ryś odniósł się do sprawy repolonizacji: - Przypomnę, że to samorządowcy poszukiwali inwestora gotowego wyłożyć pieniądze na transakcję. W statucie spółki zapisano, że wejdzie ona na giełdę w Warszawie. Wówczas sami Polacy będą mogli stać się współwłaścicielami PKL, ponadto pula akcji trafi do samorządów. Nasz plan pozostaje aktualny - deklaruje.

- Jest mi tylko przykro, bo wydawało mi się, że tworzymy nowoczesny biznes. Tymczasem ujawniony konflikt uderza przede wszystkim w polskich narciarzy oraz turystów chcących podziwiać piękno Tatr z Kasprowego Wierchu - dodaje.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
tatrypisgórale
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (233)