Kasjer Radia Maryja stracił na giełdzie miliony
Co się stało z częścią świadectw udziałowych
NFI, które Radio Maryja zbierało na ratowanie Stoczni Gdańskiej? -
zastanawia się "Gazeta Wyborcza". Dziennik pisze, że zostały utopione w bankrutującej spółce ESPEBEPE.
Pełnomocnik księdza Jana Króla przynosił kilogramy świadectw w torbach turystycznych - wspomina pracownik nieistniejącego już biura maklerskiego Eastbrokers (Global Capital Partners). Świadectw było około pół miliona. Na niektórych widniały ręczne dopiski "Dar dla Radia Maryja" - dodaje.
Ks. Jan Król to główny dziennikarz polityczny toruńskiego radia i TV Trwam. Prowadzi audycje z udziałem prezesa Jarosława Kaczyńskiego, premiera i goszczących w Toruniu ministrów. Jego sukcesem było "parafowanie" paktu stabilizacyjnego wyłącznie przed kamerami toruńskiej telewizji - pisze dziennik.
Ks. Król jest też kasjerem Radia Maryja, współwłaścicielem TV Trwam, kwestorem toruńskiej uczelni o. Rydzyka i właścicielem 25% akcji giełdowej spółki ESPEBEPE.
To jemu o. Rydzyk przekazał świadectwa NFI zebrane w latach 1997-98 od słuchaczy na ratowanie Stoczni Gdańskiej. Ile ich było - zakonnicy nie ujawnili. Według informacji "Gazety Wyborczej" od 600 tys. do miliona. Cena jednego wahała się między 60 a 160 zł.
Część świadectw ks. Król zamienił na akcje NFI. W transakcji pośredniczyło małe warszawskie biuro Eastbrokers z ul. Solec. Ks. Król działał przez pełnomocnika - inżyniera Aleksandra R.
Były pracownik Eastbrokers wspomina, że inżynier podpisywał wszystkie zlecenia od księdza i w jego w imieniu, w latach 1998-99 obracał wielkimi pakietami akcji. Dodaje: Jan Król i jego pełnomocnik kupowali spółki, o których można było przeczytać w gazetach, że dobrze rokują. Nie mieli wielkich zysków. Aż pewnego dnia pan R. przyszedł z nowym pomysłem - ESPEBEPE.
Szczecińskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego trafiło na giełdę w 1994 r. Akcje kosztowały zrazu ponad 30 zł, potem taniały. W latach 1999-2000 płacono za jedną między 3 a 10 zł, co oznaczało, że spółkę można było przejąć za 5-15 mln zł.
Od 1999 r. Aleksander R. za pośrednictwem Eastbrokers masowo skupował akcje ESPEBEPE - na siebie i ks. Króla. Wielkie zakupy podbiły kurs o kilkaset procent. Inżynier, aby kupować dalej, podparł się kilkumilionowym kredytem inwestycyjnym.
W 2001 r. roku Jan Król miał już 25%. ESPEBEPE, zaś Aleksander R. - 9%. Obaj zyskali bezwzględną większość na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Inżynier został szefem rady nadzorczej.
Gigant, który zatrudniał kilka tysięcy ludzi i budował autostradę w Czechach, stał się bankrutem - przypomina gazeta. Rosły długi, pracownicy nie dostawali pensji. W trakcie 2001 r. cena akcji spadła trzydziestokrotnie: z 9 zł w marcu do 37 groszy w grudniu. W maju 2002 sąd ogłosił upadłość. Zdaniem Aleksandra R. - pochopnie. Firma była do uratowania, ale załatwiła ją rządząca lewica z powodów politycznych - mówi tajemniczo.
Władzę nad ESPEBEPE przejął syndyk. Ks. Król i jego pełnomocnik stracili zainwestowane pieniądze i nadzieję na sprzedaż należących do niej terenów. Akcji ESPEBEPE też nie można sprzedać, bo wycofano je z notowań giełdowych.
Ks. Król i Aleksander R. zostali z niespłaconą czteromilionową pożyczką bankową - zastawem pod nią są weksle. Wykupuje je za 2 mln zł Warszawska Prowincja Redemptorystów, spłacając część pożyczki. Pieniądze pochodzą z konta Radia Maryja.
Ks. Król był w piątek nieuchwytny. Inżynier zaś odmówił odpowiedzi na pytanie, skąd pochodziły pieniądze na tamte transakcje - pisze "Gazeta Wyborcza".(PAP)
Więcej: *Gazeta Wyborcza - Przyboczny Rydzyka stracił na giełdzie milionyGazeta Wyborcza - Przyboczny Rydzyka stracił na giełdzie miliony*