Kary dyscyplinarne dla Jarosława Gowina, Johna Godsona i Jacka Żalka za wstrzymanie się od głosu
Będą kary dyscyplinarne dla posłów - Jarosława Gowina, Johna Godsona i Jacka Żalka - którzy w głosowaniu ws. projektu noweli ustawy o finansach publicznych wstrzymali się od głosu - powiedział szef klubu PO Rafał Grupiński. Zachowanie tych posłów to nielojalność wobec rządu - ocenił.
25.07.2013 | aktual.: 25.07.2013 12:33
W środę sejm zdecydował, że będzie dalej pracować nad projektem nowelizacji ustawy o finansach publicznych dotyczącym zawieszenia pierwszego progu ostrożnościowego. Jednak w głosowaniu nad wnioskiem SLD i SP o odrzucenie projektu po pierwszym czytaniu trzech posłów PO: Jarosław Gowin, John Godson i Jacek Żalek wstrzymało się.
- Na pewno wobec tej trójki, która wstrzymała się w czasie głosowania i od kilku osób, które na nim nie były, zostaną wyciągnięte konsekwencje w postaci kar dyscyplinarnych - zapowiedział Grupiński w czwartek w porannym programie radia TOK FM.
Później Grupiński powiedział dziennikarzom w sejmie, że w czwartek władze klubu PO rozmawiały o zachowaniu trzech posłów PO. - Jesteśmy wszyscy przekonani, że nasi koledzy postąpili wyjątkowo nielojalnie zarówno wobec rządu, jak i reszty klubu - podkreślił.
- Oczekuję, że w piątkowych głosowaniach cała trójka posłów zagłosuje zgodnie z klubem PO. Jeśli będzie - mówiąc językiem prawniczym - recydywa w zachowaniu trzech posłów, to w piątek będziemy podejmować decyzję w gronie prezydium klubu PO - zapowiedział szef klubu PO.
Pytany w TOK FM, jakie konsekwencje czekają tych posłów, jeśli w czasie piątkowego głosowania nad uchwaleniem projektu noweli ustawy o finansach publicznych "jednak się rozminą" z linią partii, szef klubu PO powiedział, że wtedy będzie rozważane zastosowanie surowszych kar. - Najdalej idącą karą, jaką możemy zastosować, jest czasowe zawieszenie w prawach członków klubu - podkreślił.
Grupiński zauważył, że Gowin - jako kandydat na przewodniczącego PO - ma obecnie "pewnego rodzaju immunitet", zatem zawieszenie go jest mało prawdopodobne. - Ponieważ to głosowanie już się zaczęło, w tej chwili już część członków PO oddała głos na jednego z dwóch kandydatów: Donalda Tuska lub Jarosława Gowina, więc byłaby to ingerencja klubu w wewnętrzny proces wyborczy w partii. Dlatego Gowin - mam nadzieję, że nie cynicznie - korzysta w tej chwili z tymczasowej ochrony - zaznaczył.
Zdaniem Grupińskiego, Gowin popełnia błąd, prowadząc kampanię w ramach wyborów szefa PO "na zewnątrz partii, nie do wewnątrz" oraz "łamiąc lojalność głosowania w Sejmie". - Jarosław Gowin osłabia w ten sposób swoje szanse na dobry wynik, nie rozumiem tego - zaznaczył szef klubu PO.
Gowin, Godson, Żalek: nie ma zgodny na taką politykę
Uzasadniając swoją postawę, Gowin powiedział w TVN24, że pierwszy próg ostrożnościowy chronił miliony Polaków przed brakiem odpowiedzialności ze strony polityków, przed nieodpowiedzialnym zadłużaniem się. - To jest kupowanie sobie czasu przez premiera w sposób bardzo kosztowny, w sposób, który będzie prowadził do zadłużenia i obecnego pokolenia, i następnych pokoleń. Ja nigdy nie zgodzę się na taką politykę - podkreślił.
Z kolei Godson powiedział, że niebezpieczne jest "majstrowanie" przy progu ostrożnościowym, który - jego zdaniem - chroni finanse publiczne.
Według niego to daleko idąca ingerencja w stabilność finansów publicznych. - Nieważne, kto by to robił - czy to będzie rząd czy opozycja - powinien uważać. Wyrazem mojej ostrożności było wstrzymanie się od głosu w tym głosowaniu - powiedział poseł. - Argument, że zwiększanie deficytu to sposób na wzrost, nie trafia do mnie - dodał. Zaznaczył, że Polska była stawiana za przykład mądrego zarządzania finansami publicznymi.
Pytany, czy jest to zapowiedź, że rząd nie może liczyć na jego głos w ostatecznym głosowaniu nad ustawą, powiedział: "Można to tak traktować, chyba że ktoś mnie przekona, że to jest potrzebne". Jak dodał, progi ostrożnościowe w ustawie o finansach publicznych powinny być stabilne i nienaruszalne. - Jeżeli je naruszymy teraz, to kolejne rządy będą miały precedens - ocenił.
Podobnie argumentował swoją decyzję Żalek. Jak wyjaśnił, wstrzymanie się od głosu było wyrazem jego sprzeciwu wobec łamania zasad bezpieczeństwa finansów publicznych, tym bardziej, że - jak podkreślił - PO jest partią, która odwołuje się do reguł ekonomii i zrównoważonej gospodarki oraz dbałości o finanse publiczne.
Lepiej przyznać się do popełnienia błędu, niż łamać te zasady Jego zdaniem zawieszenie pierwszego progu ostrożnościowego może być niebezpiecznym precedensem dla ugrupowań, które w przyszłości przejęłyby władzę. Jak mówił, mogłyby one podejmować szkodliwe dla finansów publicznych decyzje, nieodpowiedzialnie zwiększać deficyt i dług publiczny. - To naraża państwo na zerwanie solidarności pokoleniowej w Polsce, bowiem nieodpowiedzialne zadłużanie obarcza długami przyszłe pokolenia, a może też doprowadzić kraj na skraj bankructwa - powiedział poseł.
Zaznaczył, że progi ostrożnościowe w ustawie o finansach publicznych mają chronić Polskę przed pochopnym i nadmiernym zadłużeniem. - Lepiej przyznać się do popełnienia błędu, niż łamać te zasady - uznał Żalek.
Chodzi o projekt, który przewiduje zawieszenie do końca roku sankcji nakładanych na finanse publiczne po przekroczeniu tzw. pierwszego progu ostrożnościowego, gdy relacja długu publicznego do PKB przekracza 50 proc. W takiej sytuacji, z którą mamy do czynienia od kilku lat, rząd nie może uchwalać projektu budżetu, w którym relacja deficytu budżetu państwa do dochodów budżetu byłaby wyższa niż relacja ta wynikająca z aktualnej ustawy budżetowej. Ponadto, projekt zakłada zawieszenie tymczasowej reguły wydatkowej, która mówi, że tzw. elastyczne wydatki nie mogą rosnąć szybciej niż 1 proc. powyżej inflacji.
Premier Donald Tusk informował w ubiegłym tygodniu, że deficyt budżetowy w 2013 r. będzie większy o 16 mld zł, a resorty mają obciąć wydatki o 8,5-8,6 mld zł. W sierpniu zostanie przedstawiony projekt nowelizacji budżetu. Według premiera nowelizacja jest konieczna w związku z niższymi dochodami, jakie Polska odnotowała w pierwszym półroczu. W sumie brakuje około 24 mld zł. Ubytek ten będzie można pokryć z oszczędności i przez zwiększenie deficytu.