Kandydat na prezydenta Francji: w wybory ingeruje Kreml
Sztab socjalistycznego kandydata na prezydenta Emmanuela Macrona twierdzi, że Kreml ingeruje w przebieg wyborów prezydenckich we Francji zaplanowanych na wiosnę tego roku. Rosja stanowczo odrzuca te oskarżenia.
Emmanuel Macron był w socjalistycznym rządzie prezydenta Francois Hollande’a ministrem. Teraz ten charyzmatyczny, młody polityk przeszedł na bardziej socjalliberalne pozycje, planując ożywienie gospodarki i zahamowanie bezrobocia w sposób, który jest nie w smak wielu socjalistom francuskim. Deklaruje swoją nieufność wobec poczynań Rosji.
To, zdaniem jego sztabu wyborczego, miałoby sprawić, że Władimir Putin nasilił cyberataki, mające wpłynąć na przebieg kampanii przedwyborczej. Według osoby odpowiedzialnej za stronę informatyczną kampanii Emmanuela Macrona można naliczyć wiele tysięcy takich przypadków.
Rosyjscy cyberpiraci z Kremla mają blokować skrzynki z pocztą internetową, kraść dane dotyczące sympatyków kandydata, a także publikować informacje mające go zdyskredytować i podważyć do niego zaufanie elektoratu.
Sprawa nabrała takiego impetu, że Emmanuel Macron domaga się od rządu francuskiego zapewnienia, iż zagwarantuje on, że "obce państwa nie będą ingerowały w przebieg kampanii". Według komentatorów, prezydent Rosji wie, że Emmanuel Macron nie sprzyja jego polityce i chce, aby we Francji wygrała częsta bywalczyni w ambasadzie Rosji w Paryżu Marine Le Pen lub Francois Fillon - osobisty przyjaciel Putina. W sondażach prowadzi Marine Le Pen przed Emmanuelem Macronem.
Sam prezydent Francois Hollande wezwał osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa do wprowadzenia środków mogących chronić przed atakami cybernetycznymi. Zażądał, aby na najbliższym posiedzeniu Rady Ministrów w przyszłym tygodniu przedstawiono mu plany, które pozwolą na skuteczną obronę francuskich interesów przed zakusami innych państw.
Według źródeł ministerialnych w ubiegłym roku francuski resort obrony zanotował dwadzieścia cztery tysiące ataków cyberpiratów. Eksperci twierdzą, że tylko nieliczny odsetek to sprawka ciekawskich fanów internetu, którzy chcą się przekonać o własnych możliwościach złamania kodu strzegącego tajemnic. Zdecydowana większość - zdaniem ekspertów z resortu obrony - pochodzi ze strony obcych krajów chcących wedrzeć się do tajemnic państwowych dotyczących spraw związanych z najnowszymi technologiami, finansami czy z ludźmi zatrudnionymi w tych instytucjach.